Bunt bezdomnych w Poznaniu
Mieszkańcy miejskiego Ośrodka dla Bezdomnych w Poznaniu oskarżają kierownictwo o niekompetencję, przywłaszczanie darów i narażanie ich na utratę zdrowia oraz życia. Pracownicy ośrodka zaprzeczają zarzutom - podaje "Życie".
"Ośrodek dla Bezdomnych, mieszczący się w dawnym więzieniu na peryferiach Poznania, utrzymywany jest z budżetu miasta. Działa od 1991 roku jako noclegownia, ośrodek aktywizacji życiowej oraz terapii. Jednak - zdaniem bezdomnych - nie spełnia swoich zadań" - pisze dziennik.
"Dlatego grupa kilku bezdomnych sporządziła i przekazała prezydentowi miasta petycje z projektem reorganizacji ośrodka. Projekt zakłada m.in. zmniejszenie liczby etatów, a także zagwarantowanie bezdomnym - czego do tej pory nie było - pomocy lekarskiej i psychologicznej. Władze Ośrodka - zdaniem bezdomnych - wykorzystują ich słabą pozycję" - informuje "Życie". "Mówi się nam: albo się dostosujesz, albo się stąd wynosisz" - podkreśla Artur G., bezdomny od siedmiu lat.
Jak podaje "Życie", lista zarzutów pod adresem pracowników placówki jest długa. "Dary sa nam albo sprzedawane, albo do nas po prostu nie trafiają" - twierdzi 53-letni Jan M., od dwóch lat pensjonariusz Ośrodka. "Opiekunowie najchętniej zajmują się sobą. Ich praca polega na wielogodzinnej grze w tenisa stołowego czy bawieniu się internetem". "Bezdomni twierdzą, że złodziejstwo w ośrodku jest na porządku dziennym" - informuje "Życie". "Przelewają służbową benzynę do prywatnych samochodów, a materiały papiernicze potrzebne do terapii zajęciowej, kupowane ze specjalną zniżką, sprzedają w zaprzyjaźnionych sklepach" - wyliczają bezdomni.
"Mieszkańcy wielokrotnie informowali o swoich spostrzeżeniach poznański Urząd Miasta. Bez większego efektu. Jednak w UM zapewniają, że sygnały od mieszkańców są traktowane poważnie, a kontrole nie potwierdziły zarzutów" - zaznacza dziennik. (PAP)