Bruncz: "Rolę Jana Pawła II poznamy dopiero po otwarciu archiwów Watykanu". (Opinia)
Z większą determinacją pontyfikat Jana Pawła II postępował wobec niepokornych teologów, w tym teologów wyzwolenia, niż wobec przypadków pedofilii. Trudno tego nie zauważyć.
Tzw. dobro Kościoła to specyficzna kategoria semantyczna, za pomocą której księża sprawujący władzę duchową nad ludźmi lub hierarchowie nad podległymi duchownymi zachęcają lub po prostu nakazują milczeć.
Dobro Kościoła może też mieć oblicze pozytywnego myślenia, które odrzuca krótkowzroczną perspektywę desperackiej obrony i, uznając konieczność poniesienia strat wizerunkowych, decyduje się na radykalne posunięcia, aby żelazem wypalić nadużycia.
Co zrobił Jan Paweł?
W przypadku walki z pedofilią w Kościele obydwie narracje znalazły swoje zastosowanie – niestety, częściej była to ta pierwsza. Problem powraca, a za sprawą filmu braci Sekielskich "Tylko nikomu nie mów" nabrał nowego impetu.
I jak zwykle to bywa, powraca jak bumerang także pytanie o rolę i (współ)odpowiedzialność Jana Pawła II. Krytyczne głosy pod adresem papieża Wojtyły w związku z skandalem pedofilii nie są nowe. Pojawiały się intensywnie przy okazji przyspieszonej beatyfikacji i kanonizacji papieża.
Nie dalej jak rok temu ukazał się w Wirtualnej Polsce obszerny tekst prof. Arkadiusza Stempina poświęcony uwikłaniu lub odpowiedzialności Jana Pawła II za skandal pedofilii w Kościele - można go uznać za zbyt stronniczy lub nie, można uciekać i negować zawartą w nim narrację jako zbyt radykalną, ale jeśli przejrzy się zachodnie publikacje i analizy, to trudno znaleźć w tekście coś szczególnie sensacyjnego.
Przy okazji filmu Sekielskich kwestia Jana Pawła II powraca i – w sposób zrozumiały z wielkimi emocjami, choć nie tak wielkimi, jak by to było jeszcze 10 lat temu, ponieważ w sposób naturalny liczba polskich katolików emocjonalnie związanych z Janem Pawłem II spada. Włącza się krytyczne myślenie, brak obaw przed krytykowaniem nienaruszalnych autorytetów.
Jeszcze niedawno, a w niektórych kręgach wciąż bardzo mocno, jakakolwiek krytyka papieża Jana Pawła spotykała się ze zdecydowana dezaprobatą – o papieżu z Polski można mówić tylko dobrze albo w ogóle. Naruszenie tej niepisanej umowy grozi oskarżeniem o nienawiść do Kościoła i polskości.
Na powracające wciąż pytanie o odpowiedzialność Jana Pawła II można odpowiedzieć suchym kalendarium, które przypomniała Katolicka Agencja Informacyjna z wymownym tytułem "Jan Paweł II na ławie oskarżonych" - tekst z 12 maja 2019 r. zwraca uwagę na fakty: pierwszy przypadki molestowania seksualnego zaczęły przedzierać się przez zasłonę milczenia w latach 80. – głównie na Zachodzie, w tym i w USA.
W 1994 r. Jan Paweł II wydał dokument dla Kościoła lokalnego w USA. Dwa lata później zrobił to samo dla budzącej się z klerykalnego letargu Irlandii. Obydwa teksty występują w roli koronnych świadków wczesnej i zdecydowanej reakcji Jana Pawła II. Funkcjonują jako dowody, iż polityka zera tolerancji wobec pedofilii w Kościele realizowana miała być z całą bezwzględnością.
Jednak promulgowane w 2001 r. motu proprio (list papieski) "Sacramentorum sanctitatis tutela" podpisane przez Jana Pawła II, a powstałe z inicjatywy kardynała Josepha Ratzingera, ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary, było pierwszym istotnym dokumentem w sprawie po Soborze Watykańskim II.
Motu proprio wprowadziło do kościelnego obiegu prawnego – choć nie do samego Kodeksu Prawa Kanonicznego – "Normy postępowania w wypadkach ciężkich przestępstw zarezerwowanych do osądu przez Kongregację Nauki Wiary".
Nota zastąpiła stary dokument "Crimen sollicitationis" z 1922 znowelizowany później w latach 60. Warto jednak zwrócić uwagę, co podkreślają krytycy tekstu z 2001 r. Już w pierwszym zdaniu krótkiego motu proprio akcent położony jest na ochronie sakramentów – Eucharystii i pojednania - a nie ofiar księży pedofilów.
Główną osią noty jest obowiązek zgłaszania przypadków molestowania bezpośrednio do Kongregacji Nauki Wiary (wcześniej sprawami zajmowała się Kongregacja ds. Duchowieństwa).
W ten sposób scentralizowano przepływ informacji tak, aby ujawnianie przypadki nie pozostały jedynie w gestii biskupów, którzy koncertowo nie radzili sobie z rozmiarem skandalu i – jak to było w USA – zgłaszali bankructwa kolejnych diecezji, które nie mogły poradzić sobie z wypłatami horrendalnych odszkodowań.
Poza tym nota wydłużyła czas przedawnienia z 10 na 20 lat licząc od 18. roku życia ofiary. Sam też wiek został podniesiony z 16 na 18.
Zresztą sami biskupi byli nie tylko administratorami kryzysu, ale niejednokrotnie jego mniej lub bardziej jawnymi hamulcowymi. W 2002 r. papież Jan Paweł II wezwał amerykański episkopat do Watykanu, karcąc go za powstały skandal i sposób rozwiązywania.
Druga strona medalu
To wszystko nie przeszkadzało jednak Janowi Pawłowi II i podległej mu Kurii Rzymskiej, aby skompromitowany arcybiskup metropolita Bostonu kard. Bernard Law otrzymał lukratywną i dobrze płatną posadę przy rzymskiej bazylice S. Maria Maggiore po tym, jak w pośpiechu musiał opuszczać USA w związku z uwikłaniem w tuszowanie skandali pedofilskich ("Spotlight").
Wielkie oburzenie w Australii, choć także w wielu środowiskach konserwatywnych na całym świecie, wywołała wypowiedź emerytowanego biskupa pomocniczego archidiecezji Sydney Geoffrey’a Robinsona w latach 1994-2003, który przed Komisją Królewską zeznał w 2015 roku: "Jeśli mam być szczery, papież [Jan Paweł II] działał wobec skandalu opieszale. To wszystko nie pasowało do jego wyobrażenia Kościoła, nie mógł sobie z tym poradzić”.
Przy okazji bp Robinson ostro skrytykował swojego przełożonego, kard. George’a Pella, potężnego lidera australijskiego Kościoła rzymskokatolickiego, później hierarchę odpowiedzialnego za finanse Watykanu.
Robinson obwinił Pella o torpedowanie procesu naprawczego i uczciwego rozliczenia skandalu pedofilskiego, wręcz o niszczenie jedności australijskiego episkopatu w sprawie. W marcu 2019 r. kard. George Pell sam został skazany za pedofilię. Podobnie jak jego kolega z USA, niegdyś wpływowy arcybiskup metropolita Waszyngtonu, który nie dość, że pozbawiony godności kardynalskiej, został zlaicyzowany, tzn. przeniesiony do stanu świeckiego.
- Seksualne wykorzystywanie dzieci jest zbrodnią tak potworną, że człowiek nie potrafi wręcz wyrazić uczuć, jakich doświadcza na myśl o niej – mówiła w 2001 r. Janne Haaland Matlary, przewodnicząca delegacji Stolicy Apostolskiej na kongresie UNICEF w Jokohamie, poświęconemu wykorzystywaniu nieletnich.
W przemówieniu nie było nic o tym, że to rówież wewnętrzny problem instytucji, którą Matlary reprezentowała. Same słowa nie straciły na aktualności i dziś – w mniej lub bardziej ostrej formie - powtarzane są przez ludzi Kościoła i tych, którzy nie ukrywają niechęci wobec niego. Można byłoby to w jakiejś mierze uznać za sukces, że wszyscy zgadzają się co do oceny zjawiska, ale wciąż istnieją gigantyczne różnice w ocenie zjawiska i roli Jana Pawła II.
W marcu 2019 roku świat obiegła informacja o oświadczeniu kardynała Stanisława Dziwisza, wieloletniego sekretarza Jana Pawła II, który zdecydowanie zaprzeczył, aby papież z Polski opieszale reagował na przypadki pedofilii. Zresztą, nie brakuje opinii, że to nie tyle papież, a właśnie Don Stanislao ma być (współ)odpowiedzialny za tuszowanie spraw i blokowanie przepływu informacji do papieża (vide sprawa abpa Juliusza Paetza).
Na temat roli Jana Pawła II spierać się będą wciąż dziennikarze i historycy Kościoła.
To stwierdzenie wydaje się truizmem, ale bez dostępu do archiwów i rzetelnego śledztwa nie ma co liczyć na wyczerpującą odpowiedź. Warto wspomnieć, że do dziś nie wyjaśniono stosunku papieża Piusa XII wobec Żydów w czasie II wojny światowej i dopiero w przyszłym roku otwarte zostaną watykańskie archiwa – co zapowiedział Franciszek.
Podobnie może być z Janem Pawłem II. Trudno jednak nie zauważyć, że z większą determinacją pontyfikat Jana Pawła II postępował wobec niepokornych teologów, w tym teologów wyzwolenia niż wobec przypadków pedofilii, nie wspominając już o doborze biskupów.
Warto wspomnieć choćby zakaz wykonywania posługi duchownej nałożony przez papieża na ks. Ernesto Cardenala z Nikaragui za pełnienie funkcji ministra w lewicowym rządzie. Druga znana sprawa to pozbawienie Hansa Kunga miana teologa katolickiego za to, że zakwestinował dogmat o nieomylności papieża.
I na zakończenie – na Facebooku o. Jacek Prusak po obejrzeniu filmu Sekielskich zaapelował o powołanie mieszanej komisji, która miałaby zająć się dogłębnym wyjaśnieniem skandalu pedofilskiego.
Uzasadnione jest jednak pytanie, czy właściwa wydaje się mieszana komisja. Film Sekielskich jest koronnym dowodem, że jeśli Kościołowi coś "dobrze" w sprawie wychodzi, to tuszowanie i opieszałość, stąd też jedyną nadzieją jest komisja zupełnie niezależna od Kościoła, ekspercka bez księży – po prostu zewnętrzny audyt.
Wtedy istnieje szansa, że nikt nie będzie milczeć ze względu na dobro Kościoła.