Broń to nie wszystko. Tego Kijów oczekuje od Waszyngtonu
Putin otrzymał bardzo mocny policzek - przekonuje ukraiński politolog Jewhen Mahda, nawiązując do przełomowej wizyty Joe Bidena w Kijowie. Jednak ten ważny gest nie jest jedynym celem dla Ukrainy. Domaga się ważnej deklaracji amerykańskiego przywódcy, która może paść w Warszawie.
21.02.2023 08:59
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W Kijowie zamieszanie było widać od samego rana - dziennikarze spekulowali na temat zamkniętych ulic i korków. Jeden z redaktorów, który skontaktował się z zaprzyjaźnionym pracownikiem ambasady USA, usłyszał: "Mamy dziś święto, 'President’s Day', czy odpowiedziałem na Twoje pytanie?".
Niedługo po tym pojawiły się zdjęcia Bidena w centrum Kijowa. W przemówieniu amerykański przywódca przypomniał, jak Wołodymyr Zełenski dzwonił do niego w pierwszych minutach rosyjskiej inwazji na pełną skalę. Prezydent Ukrainy miał powiedzieć, że nie wie, kiedy znowu będą rozmawiać, w oddali słychać było wybuchy. - Ale minął rok, Kijów stoi i cała Ukraina stoi - wyraźnie zaznaczył Biden.
- Główną symboliką tej wizyty jest to, że Ukraina pozostaje w centrum uwagi. Biden zademonstrował swoją pozycję lidera w kwestii wspierania Ukrainy. Polityka to przede wszystkim symbole, dlatego trzeba o nich mówić. Dzisiejsze symbole okazały się dość przekonujące - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską ukraiński politolog Jewhen Mahda.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Znaczenie polityczne Putina drastycznie maleje
W Kijowie Biden cztery razy użył słowo "zdumiewający" - taki jest ukraiński opór i i takie ma być zwycięstwo. Zdaniem Mahdy, symboliczna jest także sama data wizyty: kiedy Ukraina wspomina bohaterów Niebiańskiej Sotni 2014 roku, rozstrzelanych w Kijowie, z którego wówczas uciekł Wiktor Janukowycz, a także początek rosyjskiej aneksji Krymu.
- Biden zdaje sobie sprawę, że rosyjska inwazja na Ukrainę rozpoczęła się 20 lutego 2014 r., a nie 24 lutego 2022 r. Putin otrzymał bardzo mocny policzek - przekonuje politolog. I dodaje, że od kilku tygodni w Rosji spekuluje się, co Putin powie 21 lutego w swoim orędziu do Zgromadzenia Federalnego.
Brytyjski wywiad wcześniej spekulował, że Putin może ogłosić zdobycie Bachmutu - niezależnie od tego, czy rzeczywiście będzie kontrolowany przez jego armię - ale także o "wsparciu socjalnym dla mobilizowanych i ich rodzin", co mogłoby stać się przyczółkiem do nowej fali mobilizacji.
Według Mahdy Putin i jego przemówienie we wtorek - w świetle wydarzeń z Kijowa - i tak okażą się "wtórne". Niezależnie od tego, co ogłosi rosyjski dyktator. - Oczywiście ma trochę czasu na "korektę" orędzia, zaostrzenie narracji, ale nie przyniesie ono już zakładanego efektu. W zasadzie w ciągu tego roku wpływy Putina w polityce międzynarodowej znacznie się zmniejszyły i jest to bardzo oczywiste - przekonuje ekspert.
Brak "przekazów dnia" na Kremlu
Pojawienie się amerykańskiego przywódcy w centrum Kijowa było na tyle nieoczekiwane, że kremlowscy propagandyści nie mieli przygotowanych "przekazów dnia". Mimo że Stany Zjednoczone poinformowały wcześniej Kreml o wizycie Bidena.
Ale i tak w jednej z audycji propagandyści pokłócili się, próbując zrozumieć, jak powinna zareagować Rosja - jeden z gości nawet zasugerował, że to Kreml miał udzielić Bidenowi "gwarancji bezpieczeństwa" podczas wizyty.
- Kreml jest wyraźnie wściekły - nie ma wątpliwości rosyjski opozycyjny politolog Iwan Preobrażeński. - Teraz cała propaganda zacznie przekonywać, że to Putin pozwolił Bidenowi przyjechać do Kijowa, że Bidena był prowadzony przez rosyjskiego satelitę i był strzeżony przez całą drogę przez rosyjskie siły specjalne. Lada moment dorzucą, że Biden ma już taki poziom demencji, że rzekomo nie rozumie, dokąd go przywieziono. Dzięki tak absurdalnym bredniom możemy sobie wyobrazić poziom histerii na Kremlu.
- Myślę, że większość ludzi na Kremlu nie była świadoma tej wizyty. W rzeczywistości USA podjęły szereg działań informacyjnych, aby pokazać, że nic się nie dzieje, że Biden tak naprawdę nie wie, czy i kiedy pojedzie do Ukrainę, a może to w ogóle Zełenski przyjedzie do Warszawy. To były bardzo profesjonalnie przygotowane - twierdzi Mahda.
Joe Biden szedł ulicami Kijowa przy dźwiękach alarmu przeciwlotniczego, który ostrzega przed potencjalnym zagrożeniem atakami ze strony wroga. Jednak Putinowi i tak pokazano, że świat już się go nie boi, wszyscy są gotowi na zwycięstwo Ukrainy.
Członkostwo w NATO ważniejsze od broni
Podczas wizyty w Kijowie Biden powiedział, że Stany Zjednoczone będą nadal wspierać Ukrainę, także militarnie. Zapowiedział nowy pakiet pomocy wojskowej o wartości 500 mln dolarów i dodatkowe sankcje wobec Rosji. Zełenski ocenił rozmowy z Bidenem jako "owocne" i "bardzo ważne", które "z pewnością będą miały wpływ na sytuację na polu walki podczas wyzwalania terytoriów".
- Temat uzbrojenia ma swoje niuanse, bo kiedy Biden mówi o 700 czołgach, to przede wszystkim chodzi o łączną liczbę, jaką Zachód obiecał Ukrainie, a nie o to, ile zostanie dostarczone tu i teraz. Tutaj lepiej mówić o strategii działania, która, jak sądzę, jest znana bardzo ograniczonemu kręgowi ludzi - komentuje Mahda.
Dlatego ważniejszym od kwestii broni, jak mówi ukraiński politolog, jest to, by Biden złożył kluczową obietnicę polityczną w Warszawie.
- Dla nas ważne jest, żeby Biden powiedział, że Ukraina na pewno zostanie członkiem NATO. To jest dziś główna nadzieja dla Ukraińców. Należy rozumieć, że nastąpi to po zakończeniu wojny rosyjsko-ukraińskiej, ale działania polityczne powinny być poczynione już teraz: nie sugestie, ale decyzje związane z wyposażeniem Ukrainy w potężniejszą broń - zaznacza nasz rozmówca.
- Żebyśmy nie byli świadkami tego, że Zachód boi się przekroczyć pewne czerwone linie. Dlatego bardzo chciałbym, aby Ukraina była de facto uznana jako członek Bukaresztańskiej Dziewiątki, w formacie "dziewięć plus jeden" - dodaje Mahda.
Chodzi o inicjatywę dziewięciu krajów Europy Środkowej, w tym Polski, które opowiadają się za ściślejszą współpracą i obroną wschodniej flanki NATO. Jak dotąd, w tej inicjatywie nie ma krajów spoza NATO czy nawet UE.
Dla Wirtualnej Polski Igor Isajew