PublicystykaBreivik musi zmierzyć się z porażką. Nie jest rewolucjonistą, tylko zwykłym mordercą

Breivik musi zmierzyć się z porażką. Nie jest rewolucjonistą, tylko zwykłym mordercą

Od zamachów Andersa Breivika minęło 7 lat. Do odsiadywanej przez niego kary więzienia doszedł teraz jeszcze jeden element – frustracja. Skrajna antyimigrancka prawica w Norwegii znowu wylądowała na dalekim marginesie, a jej słynna przedstawicielka odeszła z rządu.

Breivik musi zmierzyć się z porażką. Nie jest rewolucjonistą, tylko zwykłym mordercą
Źródło zdjęć: © PAP/EPA
Jarosław Kociszewski

23.07.2018 | aktual.: 23.07.2018 17:22

Mordując członków młodzieżówki Partii Pracy na wyspie Utoya, Anders Breivik chciał, żeby świat usłyszał o jego przesłaniu. W manifeście namawiał do walki z "Eurabią" i wielokulturowością, a islam i marksizm uznał za głównych wrogów jego kraju i całego Zachodu.

Po początkowym szoku spowodowanym śmiercią 77 niewinnych ludzi, zaczęły pojawiać się niepokojące głosy. Morderstwa Breivika zostały powszechnie potępione, ale zarzuty pod adresem imigrantów, a zwłaszcza muzułmanów, nie były już tak uniwersalnie odrzucane.

W 2015 r. Anders Beivik, odsiadujący wyrok 21 lat luksusowego więzienia z możliwością bezterminowego przedłużania kary, mógł mieć powody do satysfakcji. Fala uchodźców i imigrantów zalała Europę. Prawicowe, także skrajne, ugrupowania zaczęły rosnąć w siłę.

Zwolenników zyskiwać zaczęła też prawicowa Partia Postępu (FrP), do której Breivik przez pewien czas należał. Od pięciu lat ugrupowanie to współrządzi krajem, lecz Norwegowie nie są radykałami. Dlatego nawet FrP uważana za skrajną, antyimigracyjną i eurosceptyczną prawicę, sama określa się mianem ugrupowania liberalnego.

W tej atmosferze karierę zaczęła robić Sylvi Listhaug, przeciwstawiająca się "tyranii dobroci", która otworzyła bramy Europy dla rzesz imigrantów. Na fali kryzysu migracyjnego nowa gwiazda FrP stanęła na czele stworzonego dla niej Ministerstwa Imigracji.

Polityk zasłynęła niewybrednymi atakami na przeciwników politycznych i medialnymi prowokacjami, z których nie zrezygnowała nawet po ubiegłorocznych wyborach. Jako minister nadal straszyła imigrantami przekonując, że zdaniem lewicy "prawa terrorystów są ważniejsze od bezpieczeństwa narodowego". Przekonywała do odbierania obywatelstwa ludziom oskarżanym o terroryzm bez decyzji sądu. Jednak takiej ustawy nie udało jej się przeforsować w parlamencie.

Antyimigracyjny post Listhaug, opublikowany w dniu premiery pierwszego w Norwegii filmu o atakach Breivika, wstrząsnął Norwegami. Pani minister użyła groźnego zdjęcia, żeby straszyć uchodźcami.

– Usuń i przeproś – żądano od prawicowej minister, która broniła się przez kilka dni. Ostatecznie usunęła skandaliczny post tłumacząc się wymaganiami prawa autorskiego. Po kilku dniach ustąpiła także z funkcji ministra.

Porażka polityk nazywanej "Donaldem Trumpem Norwegii" pokazuje, że granie na ksenofobicznych nastrojach ma swoje granice, a zamachy dokonane przez Andersa Brevika po latach przynosić mogą skutek odwrotny od zamierzonego przez mordercę. Zamiast sprowokować skrajnie prawicową rewolucję, terror spowodował, że wielu ludzi zastanawia się, czy rasizm i ksenofobia nie są zbyt niebezpieczne, aby z nimi igrać.

Jarosław Kociszewski dla Opinii WP

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)