Brakuje lekarzy. "Wzywają" ich strażacy
W szpitalach tymczasowych brakuje lekarzy. Ci z Małopolski otrzymują wezwania do pracy dostarczane przez strażaków, a to powoduje zmniejszenie obsady podczas strażackich dyżurów. Tymczasem medycy przestrzegają, że takie działanie może doprowadzić m.in. do ograniczenia ilości punktów szczepień.
Organizacja szpitali tymczasowych do walki z COVID-19 to jedno. W tych placówkach musi pracować jeszcze personel. Tego jednak zaczyna brakować. Dlatego m.in. w Małopolsce do lekarzy, m.in. pediatrów, lekarzy rodzinnych czy internistów wysyłane są wezwania do stawienia się do pracy. Dostarczają je... strażacy.
- Jeździmy i rozwozimy te "przesyłki", a potem robimy adnotacje typu: adresat przyjął, adresat odmówił przyjęcia, adresat nieobecny, adres adresata błędny/nieaktualny... Jeśli nikogo nie zastało się pod wskazanym adresem, próbujemy w późniejszej porze lub kolejnego dnia - opisują w "Gazecie Wyborczej" strażacy.
I dodają, że wykonują tę pracę na dyżurach, a to oznacza automatyczne zmniejszenie obsady podczas 24-godzinnego dyżuru. Ponadto podkreślają, że listy dostarczają medykom bez żadnego polecenia na piśmie.
Są szybsi niż poczta
Dodatkowa praca strażaków to efekt decyzji wojewody małopolskiego Łukasza Kmita, który 27 marca na podstawie tzw. ustawy covidowej polecił komendantowi wojewódzkiemu Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie "zapewnienie w okresie od 19 marca 2021 r. do odwołania doręczeń decyzji wojewody małopolskiego".
- Straż została zaangażowana do procesu bezpośredniego dostarczania wspomnianych decyzji, aby maksymalnie przyspieszyć i usprawnić te działania na bazie jednostek podległych wojewodzie. Doręczanie decyzji przez strażaków cechuje szybkość działania - strażacy dostarczają je w 24 godziny, poczta znacznie dłużej - tłumaczy "GW" biuro prasowe wojewody małopolskiego.
Lekarze ostrzegają
Głosów przeciwko takiemu trybowi powołań do pracy nie brakuje wśród samych medyków. Porozumienie Zielonogórskie, skupiające lekarzy rodzinnych przestrzega przed tym, że "powołania do pracy w szpitalach covidowych lekarzy i pielęgniarek z przychodni podstawowej opieki zdrowotnej, a także ambulatoryjnej opieki specjalistycznej w praktyce mogą doprowadzić do unieruchomienia POZ, a ponadto wpłyną na zmniejszenie liczby punktów szczepień".
Czytaj także: Dramatyczne relacje ratowników medycznych. "Prawie wszystkie wezwania miały związek z COVID-19"
Wezwania mogą trafić również do pielęgniarek. Jak przypomina Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych nie każda pielęgniarka, położna wie, że w pewnych przypadkach nie podlega skierowaniu.
"Ustawodawca przewidział trzy przesłanki na które pielęgniarka, położna może powołać się w przypadku skierowania do pracy przy zwalczaniu epidemii. Są nimi: wiek, stan zdrowia oraz posiadanie dziecka w określonym wieku" - czytamy w komunikacie NIPiP.
Wedle zapisów prawa, skierowaniu do pracy niosącej ryzyko zakażenia przy zwalczaniu epidemii nie podlegają m.in.: osoby, które nie ukończyły 18 lat, bądź ukończyły 60 lat w przypadku kobiet lub 65 lat w przypadku mężczyzn; kobiety w ciąży; osoby samotnie wychowujące dziecko w wieku do 18 lat; osoby wychowujące dziecko w wieku do 14 lat; osoby wychowujące dziecko z orzeczeniem o niepełnosprawności lub orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego oraz posłowie i senatorowie Rzeczypospolitej Polskiej.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"