Boss polskiej mafii paliwowej sypie polityków
Boss mafii paliwowej zeznał, jak korumpowano dyrektora GUC i kogo trzeba przekupić, by zdobyć kontrakt na dostawy ropy dla PKN Orlen.
19.08.2004 06:00
Trzęsienie ziemi rozpoczęło się 6 kwietnia, kiedy aresztowany Jan B., prezes największego prywatnego importera paliw, spółki BGM, napisał do krakowskiego prokuratora Marka Wełny, że w zamian za nadzwyczajne złagodzenie kary gotów jest ujawnić całą prawdę o machinacjach paliwowych na najwyższych szczeblach. B. to jeden z trzech baronów paliwowych oskarżanych o gigantyczne oszustwa, pranie brudnych pieniędzy i stworzenie zorganizowanej grupy przestępczej. Prokuratura zarzuca baronom wyłudzenie 280 milionów złotych podatków i wypranie kolejnych 200 milionów.
Dzięki jego zeznaniom wiemy, że akt oskarżenia przeciwko 18 osobom, który w maju wpłynął do krakowskiego sądu, to tylko wierzchołek góry lodowej.
Jan B. po spędzeniu półtora roku w areszcie zdecydował się opowiedzieć o powiązaniach mafii paliwowej z PKN Orlen, urzędnikami państwowymi i politykami. Opowiedział, jak byli korumpowani dyrektorzy Głównego Urzędu Ceł i zwykli celnicy. Ujawnił, jak za łapówkę można wygrać przetarg i kogo trzeba przekupić, by zdobyć kontrakt na dostawy ropy do PKN Orlen.
Od trzech miesięcy były prezes BGM nieprzerwanie składa w prokuraturze wyjaśnienia. Każde jego słowo analizuje siedmioosobowy zespół prokuratorski, na którego zlecenie pracuje cały sztab policjantów.
- Wyjaśnienia są obszerne i wnikliwe - przyznaje Wojciech Miłoszewski z krakowskiej prokuratury apelacyjnej, ale zasłania się tajemnicą śledztwa. - O sensacji będzie można mówić, gdy po żmudnej weryfikacji okażą się prawdziwe.
STŁUMIONA PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ
Tak jak szwedzki zespół ABBA utworzył swą nazwę z pierwszych liter imion artystów, tak szczecińska spółka BGM powstała z pierwszych liter nazwisk jej właścicieli. Nawigator Jan B., marynarz Arkadiusz Grochulski i były pracownik PKP Zdzisław M. założyli w 1998 roku firmę BGM Petrotrade Poland.
Jan B., zanim został prezesem BGM, był dyrektorem szwedzkiej spółki SOG Energy Polska. Tam poznał Arkadiusza Grochulskiego, który ze Zdzisławem M. prowadził firmę spedycyjną Trans Sad. To właśnie Grochulski zaproponował mu przejście do BGM. Jan B. wniósł do nowej spółki doświadczenie na rynku paliw i kontakty handlowe. Arkadiusz Grochulski i Zdzisław M. dali kapitał.
Firma zajmowała się obrotem paliwami na wielką skalę. Zamawiała towar za granicą i sprzedawała go w kraju. Właściciele BGM dorobili się fortuny na imporcie oleju opałowego, który przepuszczony przez łańcuszek firm zamieniał się w olej napędowy. Ostatnie sześć lat działalności BGM zostało dość szczegółowo opisane w 1064 tomach akt, które w maju trafiły do krakowskiego sądu.
Stłumienie przedsiębiorczości spółki nastąpiło szybko i spektakularnie. We wrześniu 2002 roku Centralne Biuro Śledcze aresztowało prezesa BGM Jana B. Pół roku później za kratki trafił Zdzisław M. Arkadiuszowi Grochulskiemu udało się uciec za granicę. Do dziś poszukiwany jest międzynarodowym listem gończym. B. i M. grozi kara do 15 lat więzienia.
Z MAŁĄ POMOCĄ GUC
Dopiero dziś okazuje się, że bez pomocy najwyższych urzędników w państwie wiele oszustw BGM nie miałoby szans powodzenia. W kieszeni spółki siedzieli nie tylko zwykli celnicy, ale wysocy rangą dyrektorzy z Głównego Urzędu Ceł.
Kiedy spółka BGM miała problem z odprawą towaru, Arkadiusz Grochulski brał pieniądze z kasy i jechał załatwiać sprawę. Najczęściej problem polegał na tym, że celnicy naliczali dużą akcyzę. Zwolnienie z akcyzy Grochulski załatwiał z zaprzyjaźnionym dyrektorem Urzędu Celnego w Gdyni lub - gdy sprawa była poważniejsza - z wicedyrektorem w Głównym Urzędzie Ceł. - Arkadiusz Grochulski nigdy nie informował, jakie działania podejmuje. Mówił, że to będzie kosztowało - zeznał B. Zaprzyjaźniony wicedyrektor P. wydawał podległym pracownikom polecenie i sprawa była załatwiona. Do obowiązków P. należało również informowanie BGM o projektach ustaw i innych krokach legislacyjnych planowanych przez GUC.
Jan B. zeznał, że w 2001 roku BGM toczył spór o olej opałowy, który ze względu na mniejsze stężenie barwnika celnicy uznali za napędowy i naliczyli wyższą akcyzę. Spór trwał miesiącami i dopiero po wręczeniu 40 tysięcy łapówki w GUC cała zapłacona wcześniej akcyza wróciła do firmy. Arkadiusz Grochulski był w stanie załatwić nawet to, że obłożone akcyzą paliwo lotnicze celnicy traktowali jak bezakcyzową naftę.
Być może to dyrektor P. wręczył baronom tajny rozkaz komendanta głównego policji o powołaniu specjalnej grupy do rozpracowania mafii paliwowej. Kopię rozkazu znalazło CBŚ podczas przeszukania biur BGM.
NA CUDZY RACHUNEK
Sukces finansowy firma BGM zawdzięcza przede wszystkim Arkadiuszowi Grochulskiemu. To on opracował metodę pozwalającą zarabiać krocie bez angażowania własnych pieniędzy.
Dzięki firmie Trans Sad prowadzącej odprawę zagranicznych paliw, które przychodziły do Orlenu, Grochulski dostawał w Płocku zaliczkę na poczet przyszłych należności celnych i podatkowych. Orlen finansował w ten sposób bieżącą działalność nie tylko Trans Sadu, lecz także BGM. W firmach traktowano te pieniądze jak nieoprocentowany kredyt obrotowy.
Grochulski wymyślił też sposób, jak bezgotówkowo kupować paliwa, nic nie ryzykując i zarabiając jeszcze na pośrednictwie. Ten minioscylator mógł funkcjonować tylko dzięki przychylności płockiej rafinerii. Potrzebny był do tego oficjalny list - potwierdzenie zakupu paliwa przez rafinerię. Wystarczyło teraz znaleźć na rynku odpowiednią ilość towaru, a bank na podstawie listu-zamówienia bez problemu udzielał kredytu.
Jednak wbrew temu, co zeznał Jan B., biuro zakupów ropy w Orlenie twierdzi, że nigdy nie współpracowało ze spółką BGM.
BEZ PROWIZJI ANI RUSZ
Już od 1999 roku było wiadomo, że Petrochemia Płock kupowała od cypryjskiej spółki J&S ropę drożej, niż mogłaby ją kupić od innych kontrahentów, ale dopiero prezes B. wyjaśnił, dlaczego tak się działo.
Według "Wprost" polskie rafinerie nie musiały nigdy kupować ropy od pośredników. Mogły to robić taniej, korzystając z bezpośrednich dostawców. Nikomu jednak na tym nie zależało.
Dzięki temu cypryjska spółka J&S, założona przez dwóch Ukraińców z polskimi paszportami, stała się monopolistą na rynku dostaw ropy, a Wiaczesław Smołokowski i Grigorij Jankielewicz jednymi z najbogatszych Polaków.
Nawet taki potentat jak PKN Orlen, przerabiający 17 milionów ton ropy rocznie i dostarczający paliwo do 1900 swoich stacji benzynowych, nie próbował nigdy dyktować warunków na rynku i wolał korzystać z pośredników (zwłaszcza firm, o których nikt nic nie wiedział, bo były zakładane w rajach podatkowych). Dlaczego? Łańcuszek pośredników służył do wyłudzania tak zwanej prowizji.
Prezes B. twierdzi, że każdy, kto dostarczał ropę do płockiej rafinerii, musiał płacić haracz ludziom z Orlenu. Kluczową postacią decydującą o takiej współpracy - wynika z zeznań Jana B. - był Andrzej P., dyrektor działu zaopatrzenia. Firma dostarczająca ropę do PKN Orlen musiała być pod jego całkowitą kontrolą.
30-40 centów zysku na każdej baryłce szło do podziału między właścicieli firmy a ludzi Orlenu (B. nie został wtajemniczony w szczegóły tej operacji, bo tym zajmował się Arkadiusz Grochulski). Grochulski chciał stać się jednym z najważniejszych dostawców ropy dla Orlenu. Był już po wstępnych uzgodnieniach, że będzie dostarczać 100 tysięcy ton ropy miesięcznie. Zgodnie z zaleceniami dyrektora Andrzeja P. na jednej z wysp kanału La Manche założył firmę Montgomery i przez nią miał importować paliwa. W Płocku twierdzą, że do współpracy jednak nigdy nie doszło.
DYWERSYFIKACJA NA NIBY
W 2001 roku UOP ostrzegał rafinerie, że bezpieczeństwo energetyczne kraju jest zagrożone. Urząd uznał za takie zagrożenie spółkę J&S, która zmonopolizowała dostawy ropy do Polski. Dlatego zarząd Orlenu podjął decyzję, że od jednego dostawcy nie będzie kupował więcej niż 45 procent ropy. To miało ograniczyć dominującą rolę cypryjskiej spółki.
Rok później PKN Orlen oficjalnie ogłosił, że dostawy od dotychczasowego monopolisty, czyli spółki J&S, zmniejszyły się o połowę. A już w roku 2003 osiągnięto pełną dywersyfikację, jak informowało biuro prasowe, dostaw ropy do płockiej rafinerii. Jan B. twierdzi, że do Orlenu towar dostarczało cztery lub pięć spółek. Ale większość z nich jest powiązana z J&S. - W rzeczywistości wygląda na to, że towar do rafinerii dostarczają ciągle te same osoby przez łańcuch własnych firm, aby stworzyć pozory, że następuje prawdziwa dywersyfikacja - zeznał Jan B.
Dziś ropa do Orlenu płynie przez trzy spółki - J&S, BMP i Petroval. Zdaniem Jana B. BMP jest powiązany z J&S i tylko dla zmylenia ma swoją siedzibę w Hamburgu w Niemczech. O szwajcarskiej firmie Petroval nic nie wiedzą nawet szefowie Orlenu, a jej właściciele są utajnieni.
Wszystkie firmy łączy osoba Janusza Sz., który je reprezentuje. B. twierdzi, że Arkadiusz Grochulski i Janusz Sz. na polecenie właścicieli J&S zakładali firmy, które miały stwarzać wrażenie, że kierunek dostaw został zmieniony.
KTO SIĘ BOI BGM
Dla prokuratury zeznania Jana B. były na tyle istotne, że po wpłaceniu dwóch milionów kaucji mógł w maju opuścić areszt. Uważa się, że jest to nagroda za złożenie szczegółowych i obszernych wyjaśnień.
Nieoficjalnie wiadomo, że dzięki zeznaniom B. prokuratura zdobyła materiały obciążające obu byłych prezesów PKN Orlen - Andrzeja Modrzejewskiego i Zbigniewa Wróbla. Z zeznań wynika też, że mafia paliwowa miała powiązania z politykami najwyższych szczebli, a Arkadiusza Grochulskiego w świat polityki wprowadzały osoby z kancelarii prezydenta.
Jan B. rzucił również nowe światło na głośną przed czterema laty sprawę prywatyzacji szczecińskiego Przedsiębiorstwa Turystycznego "Pomerania", które na niezwykle korzystnych warunkach kupił Arkadiusz Grochulski. B. zeznał, że okazyjne nabycie Pomeranii było możliwe po wręczeniu trzech milionów łapówki ówczesnemu wojewodzie zachodniopomorskiemu Władysławowi L. z AWS.
Kluczem do rozwiązania wielu zagadek jest właśnie Arkadiusz Grochulski, który wciąż ukrywa się za granicą. Przed rokiem poprosił sąd o wydanie mu listu żelaznego. W zamian za wolność zgodził się zeznawać. Sąd propozycję Grochulskiego wówczas odrzucił, teraz jednak jest szansa, że baron paliwowy wróci do kraju.
- Potrzeba jego zeznań jest ogromna - mówi mecenas Andrzej Dolniak, obrońca trzeciego współwłaściciela BGM Zdzisława M., który do tej pory nie potwierdził wersji Jana B. - Nie twierdzę, że opisywane przez Jana B. wydarzenia nie miały miejsca, tylko nie wiem, czy B. mógł o tym wszystkim wiedzieć. Mój klient dziwi się, że Jan B. wiedział o takich rzeczach. Przecież sprawa sięga najwyższych władz. Teraz prokuratura krakowska za wszelką cenę chce się dogadać z Arkadiuszem Grochulskim. Zamierza ściągnąć go do kraju, by uwiarygodnił zeznania Jana B. Grochulski chce ponoć mówić nie tylko o swoich powiązaniach politycznych, lecz także o korupcji w GUC i nieprawidłowościach w Zakładach Chemicznych "Police".
- Pilna potrzeba ściągnięcia Arkadiusza Grochulskiego świadczy o tym, że prokuraturze brakuje dowodów - mówi mecenas Dolniak. Jego zdaniem wokół mafii paliwowej rozpoczyna się kolejna, tym razem potężna rozgrywka.
Choć wcześniej pojawiały się plotki o powiązaniach polityków z mafią paliwową, dopiero zeznania B. pozwoliły zdobyć na ten temat materiał procesowy. - Ta sprawa dotyczy wszystkich rafinerii, nie tylko Orlenu - mówi mecenas Dolniak. - Jeśli w tym, co mówi Jan B., jest choć część prawdy, w kraju może nastąpić trzęsienie ziemi.
CEZARY ŁAZAREWICZ