PolskaBookcrossing - zabawa dla kochających książki

Bookcrossing - zabawa dla kochających książki

„Uwolnię jutro, gdzieś we Wrocławiu. Czekam na wieści” – pisze na forum internetowym Jagoo w listopadzie 2003 roku. W styczniu trzy lata później Northway odpowiada: „Pokonała trasę Wrocław - Gorzów Wlkp., dotarła cała i zdrowa”. Dziewięć miesięcy potem: „Chwilowo zagościła w Witnicy” – informuje Fiolet. W połowie lutego 2007 roku Basik z Tych donosi: „Dotarła do mnie. Dziękuję, jak przeczytam poślę ją dalej”. Choć brzmi to jak fragment rozmowy rodem z kryminału, to wcale tak nie jest. To historia książki „Zaślubiny patyków” Jonathana Carrolla, która podobnie jak ponad pięćdziesiąt tysięcy innych krąży pomiędzy „uwalniaczami” książek.

05.04.2007 | aktual.: 17.06.2008 12:39

Tysiące książkowych zapaleńców

Od czterech lat działa w Polsce ruch tzw. bookcrosserów nazywanych „uwalniaczami” książek. To grono ponad 12 tys. zapaleńców, którzy wymieniają się książkami. Zasada jest prosta - trzeba celowo zostawić książkę w publicznym miejscu np. sklepie, ławce w parku czy urzędzie, tak aby ktoś kto ją odnalazł, przeczytał i przekazał dalej. Książki są oznaczone specjalnym numerem i adresem strony BookCrossing.pl na której rejestrują się bookcroserzy. Wpisując na podanej stronie numer odnalezionej książki można poznać jej historię – kto ją wprowadził do obiegu i gdzie znajduje się obecnie - mówi Wirtualnej Polsce Lechosław Gawroński, jeden z animatorów Bookcrosingu w Polsce.

Ruch narodził się sześć lat temu w Stanach Zjednoczonych. Gawroński przekonuje, że zostawianie książek w różnych miejscach było popularne już w latach 80. Jednak upowszechniło się dopiero w 2001. To właśnie wtedy amerykański programista programowy Ron Hornbaker stworzył stronę internetową, na której zrzeszają się bookcroserzy. Ideą Hornbakera było uwolnienie książek, które leżą na półce. Według niego książki żyją tylko wtedy kiedy są czytane. Chodzi o to, by ludzie czytali. Nie zmuszamy nikogo do rejestrowania się w Internecie, bo nie każdemu się chce. Doskonale wiem, że wiele z uwalnianych książek ginie, ale to nie jest problem. Ważne, że coś się dzieje i mówi się o książce - mówi Gawroński.

Chmielewska w pociągu

Wojciech Burszta, antropolog kultury dwa razy natknął się na celowo pozostawioną książkę. Często jeżdzę pociągami na trasie Warszawa-Poznań. Za pierwszym razem znalazłem w przedziale kryminał Raymonda Chandlera. To mój ulubiony gatunek literacki, ale czytałem już tę książkę, dlatego podrzuciłem ją do następnego przedziału. Innym razem znalazłem powieść Jonanny Chmielewskiej. Nie jest to moja ulubiona autorka, więc podobnie jak pierwszą książkę, podrzuciłem do innego wagonu - opowiada Wirtualnej Polsce Burszta. Niektórzy bookcroserzy zostawiają książki w oznaczonych miejscach np. specjalnie stworzonych półkach w kawiarniach, bibliotekach, sklepach. Inni podrzucają spontanicznie, w dziwnych miejscach. Pamiętam historię książki o Arktyce, którą ktoś zostawił między mrożonkami w sklepie - śmieje się Gawroński. Innymi dziwnymi miejscami są salony fryzjerskie, bary mleczne czy autobusy danej linii.

Paleta uwalnianych książek jest bardzo szeroka. Od romansów po encyklopedie. Zdarzały się też książki telefoniczne i... instrukcje obsługi - przekonuje Gawroński. Na stronie BookCrossing.pl można odnaleźć najbardziej zasłużone książki i użytkowników, którzy uwolnili najwięcej książek, zorganizowali najwięcej półek i dokonali najwięcej wpisów na stronie. Dzięki temu ruchowi zawiązało się wiele znajomości i przyjaźni. Ludzie umawiają się na forum i regularnie spotykają - przekonuje Gawroński.

Prof. Burszta podkreśla, że są trzy ważne elementy tego zjawiska. To dobrze, że ludzie zaczynają myśleć o książce jako dobru wielokrotnego użytku. Przecież taka jest rola książki, żeby krążyła pomiędzy ludźmi. Ważne jest też to, że uwalniacze książek zadają kłam teorii, że książka jest staromodnym przedmedium. Poza tym to, co jest naistotniejsze w całej sprawie to to, że żyjąc w społeczeństwie tak skrajnie indywidualistycznym chcemy wymieniać się darami zupełnie bezinteresownie - ocenia antropolog. "Znalezionymi książkami wycierają sobie buty"

Niestety bezinteresowność bookcroserów bywa często wykorzystywana przez osoby, które chcą na pozostawionych książkach zarobić lub po prostu nie przekazują ich dalej. Swoimi refleksami dzieli się na forum BookCrossing.pl jeden z użytkowników. W polskich realiach to nie ma prawa zadziałać, ta strona pewnie jest inwigilowana przez polskich antykwariuszy którzy zbierają książki, aby je sprzedać. Polak zawsze był i zawsze będzie cwaniakiem. Co gorsza mentalność naszych rodaków jest taka, że znalezioną książką wytrą sobie buty, lub wyrzucą ją do śmieci... Szkoda książek. Lepiej oddać je do biblioteki. Jeśli ktoś kiedyś poczuje potrzebę czytania, to z pewnością tam trafi... - pisze użytkownik o nicku Dawidek. W podobnym tonie wypowiada się Oranżeria. Niestety moje doświadczenia też są smutne. Z 34 książek uwolnionych w maju 2005 znaleziona została tylko jedna. Nie wiem czemu to zawdzięczać... Oportunizmowi ludzi - dają za darmo to bierz, czy może słabej dostępności Internetu, a może lenistwu - łatwo wziąć z
kawiarni, ale odnieść już trudniej
- zastanawia się Oranżeria.

Antropolog formułuje jednak bardziej optymistyczną tezę. To, że publikacj nie trafiają w ręce kolejnych osób może świadczyć o tym, że kochamy książki i przywiązujemy się do nich - mówi prof. Burszta.

Święto Wolnych Książek

W ten sposób zdaje się myśleć również wielu bookcroserów, którzy nie poddają się i cały czas zostawiają książki. Aby zachęcić więcej ludzi do czytania organizują od trzech lat 8 czerwca Święto Wolnych Książek. Podczas corocznych obchodów odbywają są spotkania z pisarzami, koncerty i happeningi. W tym roku atrakcją będzie m.in. przemarsz dzieci przebranych za książki - podsumowuje Gawroński i dodaje, że sukcesem akcji będzie przekonanie chociaż jednej osoby do czytania.

Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)