Boni: podpisałem deklarację, ale nie współpracowałem
Michał Boni, wymieniany jako kandydat na
ministra pracy w przyszłym rządzie Donalda Tuska, przyznał się do podpisania deklaracji współpracy z SB, zapewnia jednak,
że na nikogo nie doniósł. Tusk zadeklarował wolę współpracy z
Bonim. Byli opozycjoniści podkreślają, że oceniając Boniego,
trzeba pamiętać czym było totalitarne państwo.
01.11.2007 | aktual.: 02.11.2007 08:49
W Sejmie, po spotkaniu z kandydatem PO na premiera Donaldem Tuskiem, Boni opowiedział, jak w 1985 roku, pod groźbą szantażu, podpisał deklarację współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. zaznaczył, że nigdy nie traktował zobowiązań wobec SB poważnie, nie rozmawiał o rzeczywistej działalności podziemnej i nikomu nie zaszkodził.
Przyznał, że niepoinformowanie kolegów z podziemia o podpisaniu tej deklaracji było błędem. Cieszę się (...), że sam uporządkowałem swoje sprawy - oświadczył. Dodał, że wstydzi się i żałuje podpisania deklaracji, kończąc wyznanie przeprosinami.
Tusk zadeklarował, że nadal chce z Bonim współpracować i że w najbliższych dniach złoży mu propozycję współpracy w przyszłym rządzie. Dodał, że nie zmienia swojej bardzo dobrej oceny Boniego jako człowieka i specjalisty. Zaznaczył, że jest pod wrażeniem zachowania Boniego, ponieważ wystąpienie publiczne to nie to samo co moja rozmowa z nim w cztery oczy. Zaznaczył, że nie stawiał Boniemu warunku złożenia publicznego oświadczenia. Według Tuska, Boni mógłby odpowiadać za politykę społeczną, negocjacje i dialog społeczny.
W wypowiedzi dla portalu tvn24.pl, były działacz opozycji prof. Mirosław Dakowski oznajmił, iż od 1987 roku było wiadomo, że Boni donosił. Według Dakowskiego, Boni, naciskany przez kolegów o przyczyny wpadek drukarń, przyznał się, że jest agentem. Dakowski, który w latach 80. prowadził podziemne wydawnictwo razem z Andrzejem Urbańskim, obecnym prezesem TVP, powiedział, że Urbański doskonale znał sprawę. Sam Urbański zaprzeczył, jakoby wiedział o agenturalnej przeszłości Boniego.
Boni ponownie zapewnił, że na nikogo nie donosił. Dodał, że w konspiracji zajmował się kontaktami z komisjami zakładowymi, a nie sprawami technicznymi jak druk i kolportaż, nie wiedział więc nawet, gdzie są drukarnie i nie mógł żadnej zdekonspirować. Zapowiedział wobec Dakowskiego kroki prawne.
Były prezydent i historyczny przywódca "Solidarności" Lech Wałęsa wyraził Boniemu współczucie i uznanie dla jego kompetencji. Dodał, że kandydat PO na premiera Donald Tusk powinien sprawdzić okoliczności podpisania deklaracji o współpracy z SB i w zależności od tego osądzić. Powiedział, że on sam wziąłby go do rządu. Zastanawiał się także, czy Boni wystąpił z własnej woli, czy "pomógł mu" Antoni Macierewicz, stawiając Boniego w sytuacji przymusowej.
Zbigniew Bujak podkreślił, że oceniając podpisanie deklaracji współpracy z SB, trzeba pamiętać że została ona wymuszona groźbą ujawnienia romansu i odebrania dziecka. Według Bujaka, problemem jest, że Boni wówczas nie powiedział o tym najbliższym. Zauważył zarazem, że nie jest dobrze, gdy epizod sprzed ponad 20 lat zaczyna odgrywać kluczową rolę przy ocenie przydatności na stanowisko ministra.
Według Władysława Frasyniuka, ludzie "Solidarności" wiedzieli, że Michał Boni podpisał jakąś lojalkę w SB, ale nie sądzili, by faktycznie donosił. Dodał, że oceniając Boniego, trzeba pamiętać, czym był totalitaryzm, tymczasem ci krzyczą najgłośniej, mówią o lustracji, nakładają togi sędziów i rozprawiają o moralności, którym nigdy nie dano szansy, żeby się sprawdzili, bo nikt nigdy nawet nie próbował ich zwerbować. Wyraził przekonanie, że Boni byłby świetnym ministrem pracy.
Założyciel i przewodniczący "Solidarności Walczącej" Kornel Morawiecki ocenił, że dobrze się stało, iż Boni przyznał się do podpisania deklaracji. Dodał, że wyznanie Boniego nie zaskoczyło go, bo jego nazwisko znalazło się w 1992 roku na "liście Macierewicza". Morawiecki powiedział, że o ile wie, Boni nie współpracował jakoś intensywnie, to był chyba tylko jakiś incydent. Zaznaczył, że docenia dokonania Boniego, także po 1989 roku.
Również dla senatora PiS i działacza opozycji antykomunistycznej Zbigniewa Romaszewskiego, wyznanie Boniego nie jest sensacją, skoro jego nazwisko było na "liście Macierewicza". Romaszewski powiedział, że nie zna akt i trudno mu się wypowiadać co do samej współpracy, jednak różne były okoliczności, a ludzie podpisywali różne rzeczy.
Zaskoczenie i współczucie wyraził Longin Komołowski, minister pracy w rządzie Jerzego Buzka. Boni był szefem gabinetu politycznego Komołowskiego w latach 1997-2001.
Były działacz Komitetu Obrony Robotników i współzałożyciel Niezależnej Oficyny Wydawniczej NOWa Konrad Bieliński wersję Boniego uznał za prawdopodobną. Zauważył, że nie ma dowodów, by Boni był aktywnym donosicielem.
Także historyk, prof. Andrzej Friszke powiedział, że znane mu archiwalia nie wskazują, by Boni był agentem; SB niewiele wiedziała o środowisku opozycyjnym, w którym działał Boni i nic nie wskazuje na to, by to on był źródłem informacji. Odnosząc się do spornej kwestii, czy za agenta można uważać osobę, która podpisała deklarację współpracy, ale faktycznie nie współpracowała, Friszke odpowiedział, że on sam uważa, że to kryterium za niewystarczające.
Do pełnienia stanowisk rządowych i ważnych w państwie polskim potrzebne są szczególne predyspozycje charakteru - powiedział były działacz opozycji, obecnie szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego i wiceminister obrony Antoni Macierewicz. Dodał, że, by ocenić postawę Boniego, trzeba by bliżej znać ówczesne okoliczności. Stwierdził, że Boni nie poinformował współpracowników z duszpasterstwa ludzi pracy na warszawskiej Woli o tym, że podpisał zobowiązanie.
Decyzja, czy Boni wejdzie do rządu, należy do PO - powiedział wiceprezes PSL Jan Bury. Dodał, że zaskoczyło go wyznanie Boniego, ponieważ uznawał go za "osobę bez skazy", zdziwił się też, że Boni zwlekał z ujawnieniem sprawy.
Według Jarosława Gowina z PO, Boni był współuczestnikiem i ofiarą zła, a swoim wyznaniem dowiódł heroizmu. Uznał Boniego za jednego z lepszych ekspertów od spraw społecznych, którego rząd powinien w jakiś sposób wykorzystać, nie wiem czy na stanowisku ministra.
Boni, który urodził się w 1954 roku w Poznaniu, po 1989 r. był ministrem pracy i polityki socjalnej w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego. Był też posłem Kongresu Liberalno-Demokratycznego w Sejmie I kadencji w latach 1991-1993. Współtworzył program wyborczy PO przed ostatnimi wyborami.