Bonanza czy "pięta Achillesa"?
"Ze światłem elektryczności trafiłem na bonanzę, nieskończoną podzielność" - pisał w telegramie do swojego agenta w Europie Thomas Edison. Nawet ten niewątpliwy geniusz nie mógł przewidzieć - że po rewolucji technologicznej, jaka dokonała się w dziedzinie informatyzacji życia - ta bonanza może stać się przyczyną powszechnego zamętu i bezprawia. Nasze społeczeństwo bowiem nie potrafi żyć bez elektryczności. W końcu każdy "Achilles musi mieć swoją piętę".
Kiedy o godzinie trzeciej po południu czwartego września 1882 roku w elektrowni na Pearl Street, na Manhattanie uruchomiono po raz pierwszy w historii dostawę prądu, nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest to moment przełomowy dla rozwoju metropolii. U osiemdziesięciu pięciu klientów rozbłysło czterysta lamp. W redakcji "New York Times " nigdy wcześniej nie widziano sztucznego światła o tak rzeczywistej mocy (za Danielem J. Boorstinem). Zaraz po tym wydarzeniu Thomas Edison wraz z ze wspólnikiem uruchomił kilka następnych elektrowni.
Współczesny nam świat o wiele bardziej uzależniony jest od dostaw prądu niż świat, w którym żył "nowoczesny czarodziej", jak nazywano Edisona. W "globalnej wiosce", którą zamieszkuje coraz bardziej zintegrowane cybernetyczne plemię, nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie życia bez komputera, telewizora i szeregu innych urządzeń, które zamiast ułatwić nam życie po prostu uzależniły nas od siebie.
Największym problemem jest utrzymanie porządku w takich metropoliach jak Nowy Jork. Równie gorąca jest kwestia bezpieczeństwa energetycznego. Zaistniała sytuacja jest którąś z kolei, która udowadnia włodarzom w Waszyngtonie, że ich kraj nie jest niezniszczalny. Widok zaciemnionej metropolii budzi tak samo apokaliptyczne skojarzenia jak zrujnowane wieże World Trade Center. To czy awaria systemu energetycznego jest wynikiem sabotażu i tak nie zostałoby ujawnione. Sprawa jest po prostu zbyt poważna.
Mająca właśnie miejsce jedna z największych awarii energetycznych w historii USA uświadamia nam jak kruche są podstawy naszego globalnie zinformatyzowanego społeczeństwa. W obliczu braku dopływu prądu kilkumilionowe metropolie stały się praktycznie bezbronne. Czym zatem różnimy się od naszych przodków, którzy nawet nie śnili o takim uzależnieniu cywilizacji od jednego czynnika?