Bombardowanie Drezna
68 lat temu przeprowadzono jeden z najbardziej niszczycielskich nalotów w historii
Ludzie spłonęli na popiół. Tak wyglądało miejsce tragedii
68 lat temu, w mroźny lutowy wieczór 1945 roku, z lotnisk w Anglii poderwały się ociężale setki wyładowanych bombami czterosilnikowych bombowców Avro Lancaster. Ich celem było położone w głębi III Rzeszy Drezno - największe niemieckie miasto, które uniknęło poważniejszych bombardowań. Teraz miało się to zmienić.
Do dziś operacja alianckiego lotnictwa budzi wielkie kontrowersje. W mieście nie było obiektów o dużym znaczeniu strategicznym, za to przebywało w nim kilkaset tysięcy uchodźców ze wschodu i robotników przymusowych z terenów okupowanych. Zakłady pracujące na rzecz przemysłu obronnego znajdowały się na przedmieściach Drezna, natomiast potężne bombardowanie koncentrowało się na na starym mieście.
Alianckie samoloty zrzuciły łącznie prawie cztery tysiące ton bomb, wywołując ogromną burzę ogniową, która doszczętnie zniszczyła miasto. Ogromna część ofiar zginęła z powodu braku tlenu, "pożeranego" przez szalejące pożary - jak wspominali ocalali, ludzie po prostu osuwali się na ziemię i ginęli w płomieniach, zamieniając się w popiół. Zabitych liczono w dziesiątkach tysięcy.
Na zdjęciu: jedna z dzielnic Drezna po bombardowaniu w dniach 13-14 lutego 1945 roku.
(Nie)bezpieczna przystań
Na przełomie stycznia i lutego 1945 roku Wehrmacht cofał się na wszystkich frontach, ale jeszcze nie został pokonany. Armia Czerwona nieubłaganie zbliżała się do Berlina, ale na jej drodze wciąż stały miliony niemieckich żołnierzy. Alianci zachodni zastanawiali się, jak bombardowania strategiczne mogą najlepiej przysłużyć się radzieckiej ofensywie.
Zdecydowano, że przeprowadzona zostanie seria nalotów dywanowych na Berlin i inne duże miasta znajdujące się na tyłach frontu wschodniego, która w założeniu miały zasiać zamęt na zapleczu niemieckich wojsk i złamać wolę oporu niemieckiej ludności. Jedną z ofiar tego planu padło właśnie Drezno.
Na zdjęciu: widok na stare miasto Drezna.
Pomoc dla Armii Czerwonej
W czasie wojny Drezno było siódmym największym miastem III Rzeszy. W 1939 roku liczyło prawie 650 tys. mieszkańców, a w przededniu bombardowania schronienie w nim znalazły setki tysięcy Niemców, uciekających na zachód przed sowiecką ofensywą. W mieście przebywało również wiele tysięcy robotników przymusowych z terenów okupowanych.
Według raportów alianckiego wywiadu w Dreźnie znajdowało się ponad 100 zakładów przemysłowych pracujących na niemiecki wysiłek wojennych. Nie było jednak wśród nich obiektów o dużym znaczeniu strategicznym i na tym etapie wojny nie odgrywały one znaczącej roli. Ponadto chyba nikt nie zwrócił uwagi, że fabryki i cele militarne położone były na obrzeżach miasta. Tymczasem tysiące ton bomb zrzucono na centrum Drezna, w rezultacie czego potencjał przemysłowy został uszczuplony jedynie w nieznacznym stopniu.
Na zdjęciu: widok z drezdeńskiego ratusza na ruiny starego miasta.
Nalot dywanowy
Bombardowanie zostało przeprowadzone przez ponad 1100 samolotów - prawie 800 brytyjskich i ponad 300 amerykańskich. W czasie II wojny światowej naloty takie uzyskały miano "dywanowych" - od bardzo zwartej formacji bombowej przypominającej właśnie dywan.
RAF przeprowadził nalot w dwóch falach w nocy z 13 na 14 lutego 1945 roku. Najpierw 250 maszyn zrzuciło na miasto 375 ton bomb zapalających i 500 ton bomb konwencjonalnych. Drugi atak został z rozmysłem przeprowadzony trzy godziny po pierwszym, gdy ekipy strażackie i ratunkowe walczyły z pożarami oraz skutkami pierwszego bombardowania. Tym razem ponad pół tysiąca samolotów zrzuciło na miasto 1800 ton bomb.
Już wtedy całe śródmieście Drezna stało w ogniu, a potężny żywioł pochłaniał kolejne rejony miasta. Rozpościerająca się nad płonącym miastem łuna widoczna była z miejsc oddalonych o prawie 100 kilometrów, w powietrzu zaś widać ją było z odległości nawet kilkuset kilometrów.
Na zdjęciu: brytyjskie bombowce Avro Lancaster - podstawowy ciężki bombowiec RAF w czasie II wojny światowej. To te maszyny stanowiły trzon brytyjskich sił wysłanych nad Drezno.
Ostatni cios
Ale to nie był koniec piekła dla mieszkańców Drezna. Nie ugaszono jeszcze pożarów, gdy nadleciało ponad 300 amerykańskich "Latających Fortec", czyli ciężkich bombowców B-17. Samoloty zrzuciły na miasto prawie 800 ton bomb, dopełniając obrazu zniszczenia.
Rozmiary tragedii byłyby jeszcze większe, gdyby wszystkie biorące udział w operacji bombowce USA nadleciały nad założony cel. Jednak około 60 maszyn przez pomyłkę zbombardowało... Pragę. Inne zrzuciły śmiercionośny ładunek na czeskie miasta Most i Pilzno
Na zdjęciu: bombowce B-17 Flying Fortress w czasie zrzucania bomb na cele w Niemczech.
Bunt polskich pilotów
W akcji nad Dreznem udział miał wziąć również polski Dywizjon Bombowy 300. W jednostce wybuchł jednak bunt. Dwa dni wcześniej zakończyła się konferencja jałtańska, w czasie której Polska została rzucona na łaskę Józefa Stalina, na zawsze tracąc Kresy Wschodnie. Gdy dzień później polscy piloci usłyszeli, że mają lecieć nad Drezno pomagać Armii Czerwonej, część z nich po prostu odmówiła wykonania rozkazu. Większość buntowników pochodziła właśnie z utraconych Kresów.
Na zdjęciu: miasto płonące po brytyjskim bombardowaniu.
Burza ogniowa
Bardziej niszczycielska od samych bomb okazała się wywołana przez ładunki zapalające burza ogniowa. Wczesnym rankiem 14 lutego temperatura panująca w objętym ogniem centrum Drezna sięgała 1500 stopni Celsjusza. W tym piekle topiło się szkło, cegły, beton i nawierzchnia ulic. Na domiar złego, burza ogniowa zasysała z otoczenia niemal całe powietrze - w rezultacie nawet dwie trzecie ofiar zginęło w wyniku uduszenia.
"Widziałam krzyczących i gestykulujących ludzi, którzy nagle, jedni po drugim, po prostu osuwali się na ziemię. Dziś wiem, że tym nieszczęśliwcom zabrakło tlenu. Zemdleli, a następnie spłonęli na popiół" - wspominała jedna z ocalałych.
Na zdjęciu: zniszczona zabudowa Drezna.
Przerażający bilans
W mieście w owym czasie było niewiele schronów przeciwlotniczych. Największy, znajdujący się pod głównym dworcem kolejowym, mógł pomieścić tylko sześć tysięcy osób. Ludzie chowali się w piwnicach domów, ale one nie mogły dać skutecznej osłony przed szalejącą burzą ogniową.
Po latach badań ustalono, że mordercze bombardowania pochłonęły 25 tys. ludzkich istnień. Wszystko w niespełna 48 godzin. Dla porównania trwająca osiem miesięcy brutalna kampania Luftwaffe nad Wielką Brytanią (wrzesień 1940 - maj 1941) kosztowała życie 40 tys. brytyjskich cywilów.
Na zdjęciu: stos martwych ciał w Dreźnie przed kremacją.
Morze ruin
Śródmieście Drezna było morzem ruin. W wyniku nalotów całkowitemu zniszczeniu uległ obszar prawie 40 kilometrów kwadratowych. Unicestwionych zostało prawie 80 tys. mieszkań i domów. RAF szacował, że bardzo poważnie uszkodzono 23 proc. zabudowań przemysłowych i 56 proc. nieprzemysłowych, nie wliczając w to budynków mieszkalnych.
Wpływ bombardowania na potencjał przemysłowy był jednak niewielki - położone w ogromnej większości na obrzeżach miasta zakłady ucierpiały w znikomym stopniu. Ówczesny nazistowski minister zbrojeń i produkcji wojennej Albert Speer zeznał po wojnie, że odbudowa zdolności produkcyjnych w Dreźnie nastąpiła bardzo szybko.
Na zdjęciu: początek odbudowy Drezna przez ocalałych mieszkańców.
Rachunek sumienia
Choć po wojnie alianci udowodnili, że bombardowanie Drezna było uzasadnione w świetle panujących wówczas okoliczności i obowiązujących prawideł prowadzenia wojny, operacja ta jest przez krytyków wskazywana jako przykład poddający w wątpliwość stosowność strategicznych nalotów na III Rzeszę.
Ogółem bombardowania niemieckich miast w czasie II wojny światowej pochłonęły życie kilkuset tysięcy cywilów (w tym również robotników przymusowych). Mimo ogromnej liczby ofiar, ich skuteczność i wpływ na potencjał przemysłowy nazistowskich Niemiec jest dyskusyjny. A wola walki i determinacja ludności zamiast maleć, tylko się wzmagały.
(WP.PL/tbe)