Bombardowania kompleksu bunkrów w Faludży
Amerykańskie samoloty i artyleria drugi dzień z rzędu bombardowały i ostrzeliwały w Faludży kompleks podziemnych bunkrów i wzmocnionych
stalowym zbrojeniem tuneli, tak wielkich, że mogły tam wjeżdżać
ciężarówki.
15.11.2004 | aktual.: 15.11.2004 14:57
Jest to ostatnie silne gniazdo oporu partyzantów irackich w tym mieście, oficjalnie wyzwolonym w niedzielę po siedmiodniowym szturmie. W walkach zginęło przeszło 1200 partyzantów i zagranicznych dżihadystów, a od 450 do 550 dostało się do niewoli.
Straty amerykańskie według danych z niedzieli wieczór wyniosły co najmniej 38 zabitych i 275 rannych. Poległo także sześciu żołnierzy irackich z oddziałów wspierających amerykańskich marines i piechotę.
Podziemne składy
Rozległy zespół bunkrów znajduje się w najbardziej na południe wysuniętej i prawie niezamieszkanej części Faludży. Zlokalizowano go w trakcie walk w ciągu weekendu. W niedzielę lotnictwo amerykańskie zrzuciło na kompleks cztery 900-kilogramowe bomby. Po ich eksplozjach nastąpiły serie wybuchów wtórnych - znak, że w podziemnych umocnieniach znajdowały się zapasy amunicji.
Rano Amerykanie wznowili naloty na bunkry. Do operacji włączyła się też artyleria. Później słychać było tam strzelaninę.
Dowództwo amerykańskie podało, że tunele prowadzące z centralnego bunkra łączą w jedną całość pierścień obiektów, które służyły partyzantom. Znaleziono tam zapasy broni, w tym działo przeciwlotnicze, łóżka polowe i ciężarówkę.
Mniejsze kryjówki partyzantów połączone tunelami odkryto także w północno-zachodniej części Faludży, w dzielnicy Dżolan, gdzie według wcześniejszych informacji wywiadu wojskowego działało ugrupowanie "Czarnych Flag" Omara Haddada, powiązane z jordańskim terrorystą Abu Musabem al-Zarkawim, i ugrupowanie partyzanckie Madżida Abu Dirry, złożone z byłych żołnierzy irackich i funkcjonariuszy sił specjalnych Saddama Husajna.
Właśnie tam trafiono na pomieszczenia, gdzie dżihadyści (wojownicy świętej wojny)
przetrzymywali i zabijali zakładników. Odkryto też wytwórnie bomb i wiele kryjówek z bronią.
Żywi zakładnicy
Wojska amerykańskie znalazły dotychczas w Faludży dwóch żywych zakładników - irackiego taksówkarza i Syryjczyka, kierowcę dwóch francuskich dziennikarzy, Christiana Chesnota i Georges'a Malbrunota, uprowadzonych w sierpniu. Samych dziennikarzy nie znaleziono, ale Paryż mówi, że nadal żyją.
Irakijczyka, przykutego łańcuchami do ściany, ciężko pobitego i wygłodniałego, uratowano w zeszły czwartek. W pomieszczeniu, gdzie był uwięziony, wisiała czarna flaga z godłem jednej z organizacji ekstremistycznych, a na podłodze widniały ślady krwi. Znaleziono tam także czarne ubiory terrorystów, rejestry uprowadzonych i kasety wideo ze scenami egzekucji.
W niedzielę na jednej z ulic Faludży żołnierze amerykańscy znaleźli okaleczone ciało kobiety o jasnych włosach i europejskich rysach twarzy. Tożsamości zamordowanej na razie nie zdołano ustalić, ale wstępne badania nie wskazują, by była to Teresa Borcz, Polka porwana w Bagdadzie w końcu października.
Amerykańscy marines pokazali reporterom miejsce, gdzie partyzanci fabrykowali miny-pułapki, układane potem przy drogach, i bomby samochodowe przeznaczone do zamachów samobójczych lub zdalnie odpalane.
Testamenty dżihadystów
W wytwórni znaleziono telefony komórkowe, przewody, radioodbiorniki i inny sprzęt przydatny do detonowania ładunków, a także duże pudełko z piankowego tworzywa wypełnione plastycznym materiałem wybuchowym, owinięte dla niepoznaki kawałkiem tkaniny. Było tam też pudło z detonatorami.
W wytwórni odkryto również literaturę propagandową dżihadystów, pudełko kaset z nagraniem Koranu i dwa testamenty, zaadresowane do przyjaciół i rodziny w Algierii. "Połączę się w niebie z moimi przyjaciółmi. Nie opłakujcie mnie. Radujcie się z mojej śmierci" - napisał jeden z dżihadystów.