Bomba na cmentarzu
Makabryczny żart czy zemsta? Pytanie, kto i dlaczego podłożył ładunek wybuchowy na cmentarzu parafialnym, nie daje spokoju mieszkańcom Zaklikowa. Dręczy ono także panią Alinę, która padła ofiarą bomby. Na szczęście uszła z życiem. Nie wiadomo jednak, czy uda się uratować lewą stopę rannej kobiety.
03.08.2004 | aktual.: 03.08.2004 09:41
Bomba przy grobowcu
Miniona niedziela przemijała mieszkańcom Zaklikowa tak, jak niemal każdy świąteczny dzień. Po mszy o godz. 11 w miejscowym kościele część wiernych udała się na nieodległy cmentarz. Poszła tam również 47-letnia Alina R., by uporządkować grób mamy i brata. Kobieta pomodliła się przy grobie najbliższych, potem zajęła się sprzątaniem z nagrobka opadłych liści oraz nawianego przez wiatr piasku. Porządków jednak nie dokończyła.
W pewnym momencie poczuła bowiem, jak potężna siła unosi ją w górę i ciska na kamienny nagrobek. Potem usłyszała huk i poczuła wszechogarniający ból. Ten huk usłyszeli także inni odwiedzający groby. Słyszalny był również w sąsiadujących z cmentarzem zabudowaniach. Pani Alina początkowo nie zdawała sobie sprawy z tego, co się stało. Dopiero od śpieszących jej na ratunek ludzi dowiedziała się, że to chyba wybuchła bomba. Świadkowie eksplozji do dziś nie mogą uwierzyć w to, co widzieli.
– Gotowałam właśnie obiad, gdy straszliwie huknęło. Syn nawet przybiegł do kuchni, bo pomyślał, że to może gaz wybuchł. Kiedy jednak spojrzałam w okno, spostrzegłam że nad cmentarzem unosi się dym. Nie myśląc wiele rzuciłam wszystko i pobiegłam na cmentarz. Tam zobaczyłam ludzi pochylających się nad nagrobkiem. Na nim leżała kobieta. Poznałam natychmiast, to przecież Alinka. Całe nogi miała we krwi, na drzewie wisiały strzępki jej spódnicy. Ktoś powiedział, że to bomba wybuchła. Trochę minęło, nim przyjechało pogotowie i zabrało Alinkę do szpitala – relacjonuje pani Zofia, mieszkająca tuż przy zaklikowskim cmentarzu.
Śmierć była blisko
Ofiara eksplozji trafiła na Odział Ortopedyczno-Urazowy Specjalistycznego Szpitala Powiatowego w Stalowej Woli. Lekarze niemal natychmiast zdecydowali się operować ranną. Operacja trwała blisko pięć godzin. Podczas niej z ud kobiety lekarze wyjęli kilkadziesiąt szklanych odłamków, metalową śrubę, fragmenty przewodów elektrycznych. W najgorszym stanie była lewa stopa Pani Aliny. Wybuch nie tylko poszarpał skórę i mięśnie, ale pogruchotał również kości.
– Poszkodowana jest obecnie w dobrym stanie, jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Z ud, zwłaszcza prawego, usunęliśmy kilkadziesiąt największych odłamków, mniejsze musiały, niestety, pozostać. Udało się nam również, pomimo znacznych ubytków kości, zrekonstruować lewą stopę. Jeśli tylko nie wda się zakażenie, lub nie wystąpią inne powikłania, po rehabilitacji stopa powinna funkcjonować prawidłowo – mówi Dariusz Sowa, lekarz operujący panią Alinę.
Ordynator oddziału ortopedyczno-urazowego, Roman Suduł, przyznaje, że kobieta miała wiele szczęścia. Wystarczyło bowiem, by jeden z odłamków przeciął tętnicę udową, a zapewne nie udałoby się dowieźć jej żywej do szpitala. Odłamki nie poraniły również oczu, co jest dość częste przy wybuchach.
Ordynator Suduł nie przypomina sobie, by w swej ponaddwudziestoletniej karierze lekarskiej miał do czynienia z ofiarą rozmyślnie zdetonowanej bomby. Owszem, trafiały do niego ofiary eksplozji, jednak byli to zbieracze złomu i militariów, którzy nie dość umiejętnie obchodzili się ze znalezionymi na poligonie w Nowej Dębie niewypałami. Jak wspomina lekarz, z ostatnim takim przypadkiem miał do czynienia dwa lata temu.
Zemsta czy żart?
Prowadzący śledztwo policjanci nie zdradzają żadnych szczegółów dotyczących eksplozji, użytego ładunku wybuchowego czy ewentualnego sprawcy. Jeszcze wczoraj na zaklikowskim cmentarzu pracowali policyjni specjaliści, obecny był również prokurator. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się jednak, że bomba skonstruowana została tak jak mina, wybuchła w momencie, gdy kobieta nastąpiła nogą na zapalnik. Obudowa była najprawdopodobniej szklana, jej wnętrze wypełniał materiał wybuchowy oraz potłuczone szkło, kawałki metalu, gwoździe, a zapalnik skonstruowany został ze śruby i nakrętki.
Jeszcze w niedzielę przesłuchany został były mąż pani Aliny, Jerzy R. Zaprzeczył jednak, jakoby miał coś wspólnego z podłożeniem bomby. Wczoraj mężczyzna pracował w gospodarstwie swoich rodziców. Jednak część mieszkańców Zaklikowa to właśnie jego obarcza odpowiedzialnością za tragedię. – To raczej nie on. Rozstali się, bo im się po prostu nie układało. Ale żeby jakieś groźby, to nie słyszałem. Mają zresztą dwóch chłopców, a Jurek bardzo był za nimi. Nie, to nie mógł być on. Ktoś zrobił taki kawał – mówi jeden z sąsiadów byłego męża pani Aliny.
(raks)