Bójcie się, menedżerowie!
Uwaga, drodzy szefowie. Za korupcję grozi wam więzienie... w Ameryce.
24.09.2007 | aktual.: 24.09.2007 10:30
Pojęcie moralności pochodzi od łacińskiego „mos" i niegdyś oznaczało po prostu „obyczaj". Ponieważ z moralnością zwykle związane są reguły i przepisy, mądre głowy wynalazły pojęcia „moralisty" i „strażnika obyczajów", które to zwroty najczęściej miały lekceważące zabarwienie. Jezuita Niklaus Brantschen wpadł niedawno na zgrabną formułkę, by wymagać „więcej cnoty – mniej moralności". Jego zdaniem regulowana przykazaniami moralność to zbyt mało, dobrowolna zaś cnota – wyzwala.
W życiu biznesowym jednak wszystkie nasze zwykłe uniki i manewry odciążające – innymi słowy samooszukiwanie się i hipokryzja – są trudne do utrzymania. Amerykańscy szeryfowie dyktują potentatom światowej gospodarki nowe reguły, a swoje zasady, opinie i przekonania wymuszają w sposób bezwzględny. Niemcy stoją przed amerykanizacją prawa gospodarczego. I dobrze, nawet jeżeli szeryfowie nie zawsze godni są miana rycerzy moralności. Firmy notowane na amerykańskiej giełdzie lub robiące interesy w USA jako pierwsze zrozumiały sens zdania „nauczę cię moresu". „Mores" to liczba mnoga od „mos". A przypadek firmy Siemens to tylko jeden z przykładów.
Strach w Siemensie
Gdy prokuratorzy z Monachium w połowie listopada ubiegłego roku odwiedzili siedzibę koncernu, ówczesny prezes Klaus Kleinfeld zadzwonił zaraz do szefa firmy DaimlerChrysler Dietera Zetsche i wypytał go o doświadczenia z amerykańską Komisją Papierów Wartościowych (SEC). Trzy lata temu komisja wszczęła postępowanie przeciwko notowanemu na Wall Street koncernowi DaimlerChrysler, gdyż jego menedżerowie mieli jakoby płacić łapówki w ponad 12 krajach. Sprawa nie jest jeszcze zamknięta. Wysłany do Niemiec zastęp amerykańskich specjalistów wciąż gromadzi szczegóły, a wyniki przekazuje ministerstwu sprawiedliwości USA. Szefowie kontroli wewnętrznej i wydziału prawnego koncernu odeszli z pracy. Ówczesny szef zarządu Daimlera został przy wjeździe do USA zatrzymany i przesłuchany. Wezwany został nawet potężny niegdyś szef koncernu Jürgen Schrempp.
Amerykańscy prawnicy na nowo organizują struktury finansowe w niemieckich koncernach. Już samą swoją obecnością decydują o obsadach zarządów i narzucają standardy etyczne. Nowe reguły są jasne i proste: złagodzenie kary może nastąpić tylko dzięki pełnej kooperacji i udokumentowaniu, że działalność przedsiębiorstwa w przyszłości pozwoli uniknąć popełniania czynów karalnych. Kodeksy etyczne będzie trzeba traktować poważnie. Liczą się tylko standardy amerykańskie. Będą nagrody za etyczne zachowanie i ujawniające prawdę kontrole. I ciężkie kary dla tych, którzy szczególnie skrupulatnie skrywali sieć kłamstw i oszustw. Około 70 amerykańskich prawników, z których każdy zarabia niemal milion euro rocznie, od kilku miesięcy przeczesuje dokumenty Siemensa, największego koncernu technologicznego Europy. Pod koniec ubiegłego roku ministerstwo sprawiedliwości USA w całkowitej tajemnicy rozpoczęło śledztwo w sprawie korupcji w niemieckim przedsiębiorstwie. Kontrolerzy sięgnęli głęboko do historii Siemensa. Tylko w ten
sposób będzie można wyjaśnić fakt, iż od niedawna zaczęło się mówić o podejrzanych płatnościach w miliardowych kwotach. Wcześniej tego nie było. Także dlatego, że niemieccy audytorzy nie interesowali się przedawnionymi historiami. „Moralność grozi piekłem" – pisze piewca cnoty Brantschen. Czy miliardowa kara dla Siemensa to byłoby już piekło? Nie. Gorzej, gdyby koncern trafił w USA na czarną listę i nie mógł uczestniczyć w publicznych przetargach. Niemieckie prawo zamówień publicznych, również znające reguły weryfikacji wiarygodności, w porównaniu z tą sankcją robi wrażenie żartu. Gdyby amerykańskie fundusze emerytalne zechciały się wycofać, to koncern czekałyby poważne problemy.
Niektórzy menedżerowie Siemensa w zaufanym gronie skarżą się na nieoficjalnych nowych władców, ale też każdy podejrzany o korupcję w tajemnicy nosi z sobą coś w rodzaju ankiety wielokrotnego wyboru, którą wypełniał na swoją własną korzyść: zarząd za bardzo mnie pchał do przodu/zbyt mało poważał; jako pracownik wydziału zagranicznego byłem rozpieszczany/zaniedbywany. Było za dużo/za mało wymogów etycznych. Dlatego nie pozostało mi nic innego jak wręczać „zobowiązujące" upominki/brać udział w uzgodnieniach monopolowych/dać normalną łapówkę.
Korupcja i konkurencja
Już w 1977 r. Foreign Corrupt Practices Act, czyli ustawa o zagranicznych praktykach korupcyjnych, uznała za przestępstwo przekupywanie urzędników – także za granicą. Odtąd firmy amerykańskie znalazły się na niekorzystnej pozycji, ponieważ w wyścigu o zamówienia podlegały ograniczeniom, które nie krępowały ruchów konkurencji. Zainteresowanie Stanów Zjednoczonych, by zlikwidować konkurencyjne utrudnienia dla własnych firm oraz chronić sprawy amerykańskich inwestorów, doprowadziło do zmian międzynarodowych reguł gry. Wprawdzie życie topmenedżera (a przynajmniej większości) tak czy inaczej nie przypomina sielanki, to jednak podróż do Federal Prison Camp w Zachodnej Wirginii stanowi bardzo sugestywną wizję.
W więzieniu tym siedzą handlarze narkotyków i inni przestępcy, a czasem również biznesmeni, którzy czymś wyróżnili się w świecie gospodarki. Latem 1999 r. trafił do tego zakładu 44-letni szwajcarski menedżer Kuno Sommer, który wcześniej złożył stanowisko w zarządzie koncernu farmaceutycznego Hoffmann-La Roche i odszedł z firmy. Był pierwszym Europejczykiem, który za przestępstwo monopolowe trafił w USA za kratki. Choć Sommer, który całe lata pracował w USA, od ponad roku przebywał z powrotem w Bazylei, amerykański wymiar sprawiedliwości zażądał jego ekstradycji, aby odsiedział czteromiesięczną karę za udział w witaminowym monopolu. W Szwajcarii w tamtym czasie musiałby zaledwie, o ile w ogóle, zapłacić niewielką grzywnę. Dobrowolnie pakując walizki, wyświadczył swej firmie ogromną przysługę. W przeciwnym wypadku jej interesy na ogromnym amerykańskim rynku mogłyby zostać sparaliżowane. Niektórzy obserwatorzy jednak się zdenerwowali. „Amerykańska przygoda – bezlitosne urzędy i system prawny z czasów Dzikiego
Zachodu" – narzekał „Manager Magazin". „W swej drodze do absolutnej ekonomicznej hegemonii" Stany Zjednoczone zaangażowały swój „archaiczny w swej konstrukcji, zupełnie dla Europy niezrozumiały system prawny". Patos umilkł, a wielu europejskich menedżerów w ostatnich latach poprosiło swe sekretarki o zarezerwowanie lotu do więzienia. Dlatego nie wzbudziło już większej sensacji, gdy w 2005 r. czterech menedżerów niemieckiego producenta półprzewodników Infineon musiało odsiedzieć w USA karę więzienia za nielegalne porozumienia cenowe z trzema konkurencyjnymi firmami. Firmy ustaliły między sobą ceny chipów z pamięcią. Dlaczego o tym mowa: tych czterech menedżerów z Infineonu (trzech Niemców i Amerykanin) w zupełnie różnym stopniu było zaangażowanych w korupcyjny układ. Dwóch z nich było uwikłanych bardzo poważnie, dwóch pozostałych niewiele miało z tymi machinacjami wspólnego, jednak przez amerykańskich śledczych zostali wytypowani w procedurze dla postronnego obserwatora kompletnie niejasnej. Śledczy na
podstawie zajętych dokumentów i e-maili trafili w sumie na 22 pracowników Infineonu. Być może wybrali podejrzanych, rzucając monetą.
Płacił, posiedzi
Ale dlaczego ktoś, komu niczego nie udowodniono, idzie, mniej lub bardziej dobrowolnie, do więzienia? W ostatnim czasie ludzie są zdolni do coraz większych poświęceń w imię interesu firmy. – Gdzie w takich przypadkach przebiega granica między zaleceniem a szantażem? – pyta były członek zarządu Dax, który chce zachować anonimowość. Niemcy, ogólnie w kwestiach moralnych często zabierający głos, wykazują jak na razie spory upór w sprawach etyki biznesowej. Opowiadania starszego pokolenia o odbudowie kraju przybrały nostalgiczne barwy (Ile musieliśmy zrobić! Nie macie pojęcia, jak dobrze wam się powodzi!). Ale Niemcy są eksportowym mistrzem świata nie tylko ze względu na jakość swoich produktów, ale również dlatego, że dłużej i konsekwentniej niż konkurencja dążyli do sukcesu za pomocą łapówek.
Do 1999 roku „pożyteczne wydatki" ponoszone za granicą mogły być w Niemczech odpisywane od podatku. Wielu za granicą pamięta jeszcze, jak Niemcy bronili się przed regułami przejrzystości, gdy na ich przestrzeganie naciskała Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. Że także i amerykańscy „nieskazitelni" nie zawsze trzymali się swoich standardów, było dla niemieckich „smarujących" rzeczą najzupełniej zrozumiałą. Jeden z oskarżonych w śledztwie dotyczącym Siemensa, często podróżujący były członek zarządu ds. jednego z działów firmy, podczas przesłuchania pod koniec zeszłego roku nie tylko podrwiwał sobie z, jak mówi, „obłudnego, odgrywanego oburzenia" kierownictwa swojego koncernu, ale przedstawił śledczym swoje zdanie na temat amerykańskiej etyki: amerykańskie przedsiębiorstwa chętnie zlecają swym pośrednikom, by ci w ich imieniu wręczali łapówki. Metoda była prosta: zawierano umowy z wysokimi karami umownymi, by zaraz potem celowo je złamać. Firmy amerykańskie wypłacały pośrednikom wysokie kary, a ci
dzięki temu gromadzili pieniądze na korupcję. W ten sposób amerykańskie firmy maskowały transfer pieniędzy na łapówki. Poza tym amerykańska gospodarka ma tę zaletę, że szpiegostwem gospodarczym zajmują się również państwowe tajne służby. Ponoć planowane oferty Siemensa ciągle przedostawały się w ręce amerykańskiej konkurencji. By zrobić dobry interes, krewny zagranicznego dygnitarza otrzymywał stypendium w USA, w przypadku większych zleceń zagraniczni pomocnicy otrzymywali w ramach podziękowania amerykański paszport, rząd Stanów Zjednoczonych przyznawał subwencje w zamian za zamówienia.
Choć oskarżanie „szeryfów" należy do ideologicznego rytuału niemieckich menedżerów, faktycznie kilka rzeczy ciężko Amerykanom wybaczyć. Prywatyzacja wojny w Iraku to przykład niewiarygodnej korupcji. Fakt, że firma, z którą ma powiązania wiceprezydent Dick Cheney, otrzymuje miliardowe zlecenia, stanowiłby w Niemczech podstawę do powołania komisji śledczych. Irytujące jest również, że potencjalni kandydaci na urząd prezydenta USA oceniani są obecnie przede wszystkim po tym, ile milionów otrzymują od sponsorów na kampanię wyborczą.
Każdy na tej planecie może zatem każdemu coś przykrego zarzucić. Jednak nie pomoże to niemieckim menedżerom w starciu z amerykańskimi prokuratorami. I czy to źle, że Amerykanie dążą do przejrzystości? Zresztą, w porównaniu z ręką, która odkręca i zakręca kurek ze złotem, rewolwer ciągle jeszcze jawi się śmiesznym narzędziem.
Hans Leyendecker