Blokują akces Szwecji do NATO. Turcja i Węgry wbrew polskim interesom
Rozpoczynając w lutym zeszłego roku pełnowymiarową inwazję na Ukrainę, prezydent Rosji Władimir Putin uruchomił cały szereg procesów, pogarszających ogólną, strategiczną sytuację w Rosji.
Agresja zjednoczyła Zachód, wzmocniła więzy transatlantyckie, zmusiła Niemców do dywersyfikacji źródeł energii, umożliwiła Chinom jeszcze większe umocnienie swoich wpływów w rejonie Azji Środkowej, wreszcie - co szczególnie istotne dla naszego regionu - skłoniła Finlandię i Szwecję od porzucenia długotrwałej polityki bezaliansowości i akcesji do NATO.
Elity obu tych państw obawiały się coraz bardziej agresywnej polityki rosyjskiej co najmniej od 2014 roku i aneksji Krymu, ale większość opinii publicznej pozostawała sceptyczna wobec członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim. Inwazja Putina na Ukrainę i obrazy rosyjskich zbrodni wojennych zmieniły jednak nastawienie obu nordyckich społeczeństw w ciągu zaledwie kilku tygodni.
Finlandia oficjalnie stała się częścią Sojuszu 4 kwietnia tego roku. Szwecja, choć rozpoczęła proces aplikacji równolegle z Finami, ciągle czeka w przedpokoju. Wszystko dlatego, że jej wniosek akcesyjny cały czas nie został ratyfikowany przez Turcję i Węgry. Jest to problem nie tylko dla Szwedów, ale też dla całego Sojuszu – zwłaszcza jego wschodniej flanki, w tym dla naszego kraju.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czego od Szwecji chce Turcja?
Z dwóch krajów blokujących proces akcesji Szwecji kluczowe znaczenie ma Turcja. Turecki prezydent Recep Tayyip Erdoğan od początku, gdy tylko oba państwa nordyckie zgłosiły chęć przystąpienia do NATO, zapowiedział, że Turcja się na to nie zgodzi. Przynajmniej tak długo, aż Helsinki i Sztokholm nie spełnią określonych żądań Ankary.
Jakich? Turcji chodziło głównie o dwie kwestie: nałożone przez Finlandię i Szwecję ograniczenia w sprzedaży broni do Turcji, oraz o obecność w Szwecji środowisk kurdyjskich, w tym też takich, które Ankara postrzega jako powiązane z działalnością terrorystyczną. Erdoğan argumentował, że tak długo jak Szwecja nie podejdzie poważnie do problemu działalności na jej terytorium grup, które wspierają wymierzony w Turcję terroryzm, Ankara nie będzie mogła się zgodzić na akcesję. Bo jeśli Szwecja nie traktuje poważnie bezpieczeństwa Turcji, to i Turcja nie ma powodów, by wspierać bezpieczeństwo Szwecji.
Komentatorzy byli przekonani, że ostatecznie turecki prezydent okaże się rozsądny i ustąpi, jeśli tylko Helsinki i Sztokholm spotkają się z nim w połowie drogi. Oba państwa zniosły ograniczenia eksportu broni do Turcji. Szwedzi przekazali znaczący pakiet pomocy, gdy Turcja w lutym padła ofiarą trzęsienia ziemi. Na początku maja szwedzki parlament przyjmie nową ustawą o terroryzmie. Choć jej korzenie tkwią w wydarzeniach z 2017 roku – gdy Uzbek sympatyzujący z Państwem Islamskim dokonał zamachu terrorystycznego w Sztokholmie – to przy okazji spełnia ona cześć żądań Turcji.
Wysiłki Szwecji nie przekonały jednak Erdoğana. Turecki prezydent nagle wycofał swój sprzeciw wobec członkostwa Finlandii w NATO, cały czas trzyma jednak Szwecję w przedpokoju. Można zastanawiać się, czy Ankara tak naprawdę nigdy nie miała żadnych problemów z członkostwem Finlandii w NATO, a jej wahanie w tej sprawie miało być tylko kolejnym środkiem nacisku na Szwedów.
Efektem polityki Erdoğana wobec rozszerzenia NATO była jednak rosnąca presja na Ankarę ze strony partnerów z Sojuszu, na czele ze Stanami. Nagła zmiana stanowiska w sprawie Finlandii była więc najpewniej ustępstwem mającym na jakiś czas uspokoić zachodnich partnerów, pokazać im, że Turcja jest cały czas wiarygodnym sojusznikiem i konstruktywnym, racjonalnym partnerem, z którym można się porozumieć.
Czemu Erdoğan nie chce ustąpić w sprawie Szwecji? Powodów jest wiele. Wzajemnym stosunkom obu państw z pewnością nie pomogło spalenie Koranu pod turecką ambasadą w Sztokholmie w styczniu tego roku przez skrajnie prawicowego szwedzko-duńskiego polityka Rasmusa Paludana. Erdoğan zareagował na ten incydent deklaracją: "kto pozwala na takie bluźnierstwo pod naszą ambasadą nie może liczyć na nasze wsparcie w sprawie członkostwa w NATO".
Jak się później okazało, opłatę (około 25 dolarów) konieczną do uzyskania zgody na demonstrację wniósł działacz skrajnie prawicowych Szwedzkich Demokratów, Chang Frick, który wcześniej współpracował z Russia Today – anglojęzyczną telewizją działającą, jako propagandowa tuba Kremla. Nie można więc wykluczyć, że mieliśmy do czynienia z inspirowaną przez Rosjan prowokacją, mającą zablokować rozszerzenie Sojuszu.
Akcesja w cieniu wyborów
Turecki prezydent domaga się też od Szwedów ekstradycji osób, którym w Turcji grożą prokuratorskie zarzuty – nie tylko Kurdów, ale też zwolenników Fetullaha Gülena, wygnanego z Turcji duchownego przebywającego na emigracji w Stanach. Erdoğan oskarża Gülena i jego ruch, Himzet, o zorganizowanie nieudanego wojskowego zamachu stanu z 2016 roku. Kłopot w tym, że w Szwecji o tym kogo poddać ekstradycji decydują sądy, rząd nie może nikogo wydać Turkom wbrew ich wyrokom.
Argumenty te nie trafiają jednak do tureckiego lidera, przywiązanego do trochę innych standardów państwa prawa. Wpływ na jego twarde stanowisko ma też tocząca się w Turcji kampania wyborcza. Za dwa tygodnie, 14 maja, Turcy wybiorą prezydenta i parlament – jeśli w tych pierwszych wyborach nikt nie zdobędzie połowy głosów, to druga tura odbędzie pod koniec maja. Erdoğan sprzedaje w kampanii swoje twarde stanowisko wobec Sztokholmu jako dowód na zdecydowaną obronę tureckich interesów w świecie.
Największą szansą na szybkie załatwienie sprawy szwedzkiej akcesji byłoby zwycięstwo opozycji w Turcji. Ünal Çeviköz, główny doradca w sprawach zagranicznych kandydata opozycji na urząd prezydenta, Kemala Kılıçdaroğlu, zadeklarował, że jego ugrupowanie – Republikańska Partia Ludowa (CHP) – docenia wysiłek, jaki podjął Sztokholm, by odpowiedzieć na obawy Ankary i pryncypialnie popiera członkostwo Szwecji w NATO.
Gdyby Kılıçdaroğlu wygrał wybory prezydenckie – na razie prowadzi w sondażach – a opozycja uzyskała większość parlamentarną, istniałaby szansa na to, że sprawę udałoby się zamknąć przed lipcowym szczytem NATO w Wilnie. Na czym bardzo zależałoby Stanom.
Co, jeśli wygra jednak Erdoğan? Albo jeśli jego partia zachowa kontrolę nad parlamentem? Komentatorzy zakładają, że w końcu także on wycofa się ze swojego weta. Bardzo silnie naciskać mają na to na Ankarę Amerykanie. Zanim jednak Erdoğan ustąpi, tak jak zrobił to w sprawie Finlandii, może minąć jeszcze trochę czasu.
Orbán się wielowektorowo zakiwał
Co ze sprzeciwem Węgier? Orbán miesiącami kluczył w tej sprawie, obiecywał, że parlament zajmie się nią już wkrótce, ale jeszcze nie teraz. W lutym zaostrzył kurs. W przekazie węgierskich polityków coraz częściej pojawiały się pretensje do Sztokholmu. Dotyczyły one krytycznego stosunku szwedzkich elit politycznych wobec stanu węgierskiej demokracji i budowanego przez węgierskiego premiera systemu rządów. Rzecznik węgierskiego rządu stwierdził nawet, że szwedzki rząd siedzi na "walącym się tronie moralnej wyższości". Innymi słowy, Budapeszt przyjął wobec Sztokholmu linię: wy nas obrażacie, zarzucając nam korupcję niedostatki demokracji, to my was nie wpuścimy do NATO.
Jednocześnie analitycy wskazywali, że ta godnościowa retoryka była głównie spektaklem na wewnętrzny rynek polityczny Węgier. Orbán, zwlekając z ratyfikacją akcesji Szwecji do Sojuszu, prowadził też swoją wielowektorową grę. Węgierskie weto miało skłonić instytucje Unii Europejskiej do bardziej elastycznego podejścia do kwestii praworządności i powiązanych z nią europejskich środków. Węgrzy faktycznie blokując rozszerzenie NATO sygnalizowali też Putinowi, że cały czas pragną z nim utrzymywać dobre relacje. Występując w jednym froncie z Ankarą dbały też o turecki wektor swojej polityki zagranicznej, który zawsze miał dla Orbána szczególne znaczenie.
Wszystko jednak wskazuje, że wielowektorowo w kwestii Szwecji Orbán się przede wszystkim zakiwał. Jego często po prostu niezrozumiałe stanowisko zniechęciło jeszcze bardziej do Budapesztu zachodnich partnerów. Węgry nie mogą też pozwolić sobie na samodzielne blokowanie ekspansji NATO i jest oczywiste, że wycofają swoje weto, gdy tylko zrobi to Ankara. Pojawiają się już pierwsze sygnały zmiany kursu: niedawno delegacja węgierskiego parlamentu odwiedziła Sztokholm i zapowiedziała poparcia dla szwedzkiej akcesji do Sojuszu.
W przeciwieństwie do Turcji, która uzyskała konkretne koncesje od Szwecji i Finlandii, Orbán nic w zasadzie nie ugrał na swoim sprzeciwie, zraził za to do siebie jeszcze bardziej partnerów z Unii i NATO.
Szybka akcesja Szwecji jest też w naszym interesie
Postawa Orbána nie mogła mu też zyskać sympatii w Polsce. Bo szybkie wejście Szwecji do NATO jest czymś, co leży też w naszym interesie. NATO ze Szwecją wśród państw członkowskich zdecydowanie zwiększy bezpieczeństwo Polski.
Potrzebujemy bowiem jeszcze akcesji Szwecji, by Bałtyk prawie w pełni stał się "morzem wewnętrznym" NATO, a państwa Sojuszu uzyskały zdolność do zatrzymania ofensywnych działań Rosji w tym regionie.
Należąca do Szwecji wyspa Gotlandia jest strategicznie położona w miejscu kluczowym z punktu widzenia szlaków powietrznych w zachodniej części Bałtyku. Gdyby Rosjanom udało się zająć wyspę i zainstalować tam swoje systemy obrony przeciw powietrznej, znacznie ograniczyłoby to mobilność zachodnich sił w regionie i naraziło na ataki państwa Bałtyckie. Teraz wyspa będzie znajdowała się pod parasolem Sojuszu, co radykalnie minimalizuje możliwość lądowania Rosjan u jej brzegów.
Szwedzi wniosą do Sojuszu istotne siły powietrzne i morskie. Dzięki szwedzkim łodziom podwodnym NATO nie tylko będzie mogło przeciwstawić się rosnącej obecności rosyjskiej podwodnej floty na Bałtyku, ale też zbudować własną podwodną hegemonię. Szwedzkie i fińskie lotnictwo, wspólnie z siłami powietrznymi Dani i Norwegii, będą tworzyć siłę zdolną skutecznie budować przewagę w powietrzu i neutralizować ewentualne wrogie działania Rosji. Szwedzi mają wreszcie spore doświadczenie na froncie cyberbezpieczeństwa, co w sytuacji narastającego napięcia w relacjach z Rosją z pewnością przyda się NATO.
Niestety, akcesje Szwecji blokują Ankara i Budapeszt – stolice, na który obecny rząd spoglądał przez lata ze szczególnym ciepłem. Po raz kolejny widzimy na jak złe, nieprzemyślane, strategicznie przestrzelone sojusze, stawia Zjednoczona Prawica.
Jakub Majmurek dla Wirtualnej Polski