Bliski Wschód rozgrzany do czerwoności. Putin ma w tym swój cel
- Coraz bardziej prawdopodobne wydaje się, że za atakiem stoją Amerykanie. Bardzo często zapominamy, że dochodzi do stałych napięć pomiędzy proirańskimi milicjami w Syrii czy Iraku, a amerykańskimi kontyngentami, które się tam cały czas znajdują - mówi Paweł Rakowski. Ekspert ds. Bliskiego Wschodu podkreśla też, że ani ataków w Iranie, ani obecnej sytuacji na Bliskim Wschodzie nie da się odciąć od wojny w Ukrainie.
W niedzielę po północy polskiego czasu media społecznościowe obiegły filmy i zdjęcia z Iranu, na których widać było eksplozje oraz płonące obiekty. Początkowo pojawiało się wiele sprzecznych informacji - irańskie agencje donosiły m.in. o głośnym wybuchu, opublikowano też wideo pokazujące błysk światła w zakładzie, o którym mówiło się, że jest to fabryka amunicji. Ministerstwo obrony przyznało jedynie, że za pomocą dronów próbowano zaatakować zakład wojskowy.
Do pożaru doszło też w strefie przemysłowej w mieście Azarszahr oddalonym o ponad 800 kilometrów od Isfahanu. Niektórzy twierdzili, że to pożar fabryki amunicji, ale nagrania z miejsca zdarzenia tego nie potwierdzają. Agencja Tasnim poinformowała z kolei, że był to pożar na terenie zakładów produkujących olej silnikowy.
Waszyngton preferuje działania dyplomatyczne
Głos w sprawie narastającego napięcia na linii Izrael-Iran zabrały też Stany Zjednoczone. - Jesteśmy zdeterminowani, by nie dopuścić do tego, by Iran wszedł w posiadanie broni atomowej - zapowiedział sekretarz stanu USA. Pytany, czy rozważana jest też "opcja wojskowa", Antony Blinken odparł, że "wszystkie opcje są na stole".
O budzącą zaniepokojenie politykę Iranu szef amerykańskiej dyplomacji był pytany podczas swojej podróży na Bliski Wschód. Blinken zastrzegł jednak, że w kwestii powstrzymania Teheranu Waszyngton preferuje działania dyplomatyczne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Żaneta Gotowalska: Jak bardzo poważna jest sytuacja na linii Izrael-Iran?
Paweł Rakowski, ekspert ds. Bliskiego Wschodu: Po weekendowym incydencie, kiedy doszło do tajemniczego nalotu na Iran, wydaje się, że sytuacja będzie jeszcze bardziej napięta. Noc z soboty na niedzielę spędziłem w Ammanie, stolicy Jordanii. Pierwsze doniesienia, jakie do mnie dotarły, były przerażające. Później, jak to często bywa, pojawiły się spekulacje, insynuacje, fake newsy. Zauważyłem, że skoro w Arabii Saudyjskiej nikt nie wstaje w nocy i nie schodzi do schronów, to chyba sytuacja jest mniej poważna, niż to się pierwotnie wydawało.
Na sobotnio-niedzielny incydent nałożyło się kilka rzeczy - krwawy zamach w Jerozolimie i atak na azerbejdżańską ambasadę w Teheranie. Po wielu godzinach emocje wystygły. Coraz mniej wyklucza się bezpośredni udział Izraela. Pierwotne informacje, że drony miały nadlecieć z Azerbejdżanu, pasowałyby pod ostatni ciężki klimat między Teheranem i Baku. Jednak na ten moment należy się wstrzymać od takich spekulacji.
Gdyby Izrael był w jakiś sposób zaangażowany bezpośrednio w te wydarzenia, świat arabski musiałby zareagować o wiele mocniej. Może nie radykalnie, ale ta reakcja musiałaby być.
W takim razie jaka wersja zdaje się być prawdziwa?
Coraz bardziej prawdopodobne wydaje się, że za atakiem stoją Amerykanie. Bardzo często zapominamy, że dochodzi do stałych napięć pomiędzy proirańskimi milicjami w Syrii czy Iraku, a amerykańskimi kontyngentami, które się tam cały czas znajdują. To byłoby najlepsze wyjaśnienie tego wydarzenia, o którym wiemy bardzo niewiele. Ale wiemy, że poza Isfahanem nie możemy stwierdzić, żeby wydarzenia z soboty na niedzielę miały charakter masowy i potężny.
Czy ataki mogą mieć związek ze wspieraniem Rosji przez Iran, który dostarcza armii Władimira Putina bezzałogowce wykorzystywane m.in. do ataków na ludność cywilną?
Pierwsze doniesienia, które były na temat incydentu, mówiły o zniszczonej fabryce dronów, którymi Putin terroryzuje Ukraińców. Zyskało to dużą popularność, szczególnie wśród ukraińskich dziennikarzy. Na ten moment przesadnego optymizmu być nie może, ponieważ to nie jest jedno miejsce, gdzie Irańczycy produkują drony.
Nie da się jednak tego wydarzenia, jak i obecnej sytuacji na Bliskim Wschodzie, odciąć od Ukrainy. Iran jest najsłabszym ogniwem, jeśli chodzi o to, co Putin zamierza zrobić. Chce on wykorzystać wojnę w Ukrainie, by zantagonizować przede wszystkim trzeci świat - Bliski Wschód, Afrykę - względem Zachodu.
Relacje z Iranem nie są aż tak piękne, jak rosyjska propaganda przedstawia (nie do końca wszystkie deklaracje polityczne są realizowane), jednak sam fakt tego, że Iran opowiedział się po stronie Rosji, jest bardzo istotny względem propagandy. Iran ma możliwości, dzięki którym Putin może wojnę kontynuować. Odłączenie tych dwóch krajów od siebie byłoby bardzo korzystne dla Zachodu. Putin straciłby możliwości propagandowe, ale i dostęp do arsenału irańskiego.
Amerykanie mają dość mocno skomplikowaną sytuację. Nie udało im się dogadać z Iranem, mamy więc próżnię, a życie polityczne jej nie toleruje. Jest nacisk na reżim w Teheranie, w którym kierunku iść. Wykluczam kierunek wojenny, ale Amerykanie naciskają na Iran, by ten wrócił do rozmów.
W tle pojawia się obawa o potencjał nuklearny Iranu. Jak duże to stanowi zagrożenie?
Opinie na temat tego, czy Iran jest atomowy, są bardzo podzielone. Raz pojawiają się głosy, że jeśli tak, trzeba nauczyć się z tym żyć. A raz, że trzeba Iran powstrzymać. Wydaje się, że na chwilę obecną Iran jest o wiele słabszy, niż może się wydawać. Do 2019/2020 roku sądzono, że projekt irański, ciągnący się od Kabulu, po Jemen, Irak, Syrię, Liban, Strefę Gazy jest trwały i ma solidne fundamenty.
Teraz, patrząc chociażby po tym, jak funkcjonuje policja irańska, widzimy, że sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana. Nawet sam Hasan Nasr Allah, lider Hezbollahu, apelował do Arabii Saudyjskiej o pieniądze, bo Iran jest bankrutem.
Na chwilę obecną wydaje się, że Iran jest w defensywie i tę sytuację chcą wykorzystać Amerykanie. "Opcję atomową" trzeba na ten moment wykluczyć, bo Iran ma za dużo wewnętrznych problemów, żeby jeszcze tworzyć kolejne powody do ograniczenia i zdławienia tego kraju, który jest po Rosji drugim najbardziej izolowanym państwem. W ciągu najbliższych tygodni nie spodziewałbym się eskalacji. Patrzyłbym jednak z obawą na konflikt izraelsko-palestyński.
Czego więc możemy się spodziewać w najbliższych dniach czy tygodniach?
Mówiąc o Iranie, nie możemy zapominać o jego wpływach. W ostatnich miesiącach zostały one dość mocno osłabione. Jeśli Izrael obawiał się jakiejś formy ataku Hezbollahu z południowego Libanu, to na chwilę obecną jest to dość mocno wyciszone. Iran pokazywał w przeszłości, że był w stanie bezpośrednio uderzyć na obiekty czy posterunki amerykańskie, więc spodziewałbym się, że - gdyby miał nastąpić odwet - miałby on miejsce w formie tylko regionalnej.
Jeżeli wariant amerykański by się potwierdził, byłby to atak na Amerykanów, a nie np. na Izrael czy Azerbejdżan. A Amerykanie będą starali się naciskać na Iran, by wrócił do stołu negocjacyjnego lub przestał wspierać Rosję.
Czytaj też:
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski