Zachód w końcu przełamał tabu. "Zatrzymanie się byłoby podwójną porażką"
Po długich tygodniach oczekiwania Ukraina w końcu usłyszała deklaracje ze strony Niemiec i Stanów Zjednoczonych, które zaoferowały jej przekazanie czołgów. Mimo że to kolejna transza dostaw sprzętu z Zachodu, wielu analityków popada w pesymistyczne tony sugerując, że to wciąż zbyt małe wsparcie. Rozmówcy Wirtualnej Polski zwracają uwagę, by w takim kierunku nie iść. I mają na to mocne argumenty.
Rzecznik rządu Niemiec Steffen Hebestreit potwierdził, że w pierwszej fazie Berlin chce wesprzeć Ukrainę 14 czołgami Leopard z zapasów Bundeswehry. Ponadto administracja prezydenta USA Joe Bidena podjęła decyzję o przekazaniu Ukrainie 31 czołgów Abrams - chodzi o sprzęt wyceniany na 400 mln dolarów.
Decyzja Berlina została natychmiast skomentowana przez NATO. "W krytycznym momencie rosyjskiej wojny czołgi Leopard 2 mogą pomóc Ukrainie obronić się i wygrać" - przekazał sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Upada podpora systemu Putina. "Możliwości się wyczerpują"
"Przekroczenie Rubikonu"
Mimo że wsparcie dla Ukrainy jest stałe, wielu analityków pesymistycznie zwraca uwagę, że dotychczasowa pomoc dla Kijowa to nadal zbyt mało w kontekście potrzeb, jakie ma ukraińskie wojsko.
"Małe liczby, o których dziś mówimy, to tylko (lub aż) przekroczenie Rubikonu. Nie dla Ukrainy, ale dla zachodnich społeczeństw" - napisał z kolei w innym tonie na Twitterze Dawid Kamizela, ekspert ds. systemów rakietowych, dziennikarz "Nowej Techniki Wojskowej".
W rozmowie z Wirtualną Polską rozwija tę myśl i zauważa, że wyrażanie obaw przez analityków oraz ich pesymizm są nie do końca uzasadnione, jednak potrzebne. Po co? - By wywierać presję, że nie doszliśmy do mety, jeśli chodzi o wsparcie dla Ukrainy, że ono nadal jest potrzebne. Ja sam byłbym pesymistą, gdybyśmy byli na początku wojny w Ukrainie. Strumień pomocy byłby początkowy. Tymczasem mówimy o kolejnym z rzędu pakiecie wsparcia choćby ze strony USA. Gdybyśmy spojrzeli na skład początkowych pakietów, można byłoby pomyśleć, że to nie wystarczy, że to za mało. Ale to już prawie rok i sprzęt płynie! - podkreśla nasz rozmówca.
"Zatrzymanie się w pół kroku byłoby podwójną porażką"
Gen. prof. Stanisław Koziej ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską, że to, co - w jego ocenie - nie jest do końca dobre, to fakt, że Zachód podejmuje decyzje o przekazaniu sprzętu z opóźnieniem w stosunku do potrzeb Ukrainy. Jak podkreśla, gdyby decyzje zapadły kilka miesięcy wcześniej, już dziś Ukraińcy mogliby dysponować czołgami i mogłyby one być używane. - Ciągle towarzyszy temu długa deliberacja - mówi.
Ekspert podkreśla jednak, że nadal "nie są to ilości, które mogłyby stanowić strategiczny przełom w potencjale zbrojnym Ukrainy". - Jeśli policzymy to wszystko, to w sumie wyjdzie nam jakaś dodatkowa dywizja pancerna, jeśli, oczywiście, dodamy wszystkie Leopardy, Abramsy, T-72 itd. Taka dywizja ma znaczenie operacyjne, ale nie ma znaczenia strategicznego. Byłoby lepiej, gdyby Ukraina mogła dostać więcej tych środków, ale mamy świadomość, że Zachód nie ma ich "od ręki" - zaznacza rozmówca Wirtualnej Polski.
- Ponieważ istnieje ciągłość dostaw, jestem optymistą. Zachód kilkukrotnie przekroczył rzekę i nie może się zatrzymać, bo miliardy dolarów czy euro byłyby inwestycją straconą. Zatrzymanie się w pół kroku byłoby podwójną porażką - ocenia Kamizela.
"Koniec z tabu", "efekt kuli śniegowej"
Dziennikarz "Nowej Techniki Wojskowej" podkreśla, że nadszedł moment, by powiedzieć: "koniec z tabu, koniec ze sztukowaniem". - Mamy efekt kuli śniegowej. Kolejne państwa dołączają do wsparcia, USA czy inne kraje nie mają zamiaru wcisnąć pauzy. Podbijamy stawkę, wiemy, kto jest silniejszy. Powoli bariery psychologiczne znikają. A Rosja jest stopniowo zaskakiwana tym, co Zachód oferuje Ukrainie - dodaje Kamizela.
Gen. Koziej podkreśla, że Zachód stopniowo pokonuje samoograniczenia, jakie na siebie nałożył. - Przez pewien czas dostarczano środki "niezabijające". Później tylko defensywne, o krótszym zasięgu. Ciągle są robione powolne kroczki do przodu - mówi. - Zachód się konsoliduje, tych deklaracji nie składają jedynie pojedyncze państwa, lecz jest już szersza koalicja - dodaje gen. Koziej.
W ocenie wojskowego, ważne jest teraz ciągłe zaopatrywanie Ukrainy w amunicję, części zamienne do utrzymywania czołgów, specjalne paliwo do Abramsów. - Za sprzętem musi iść więc logistyka, która musi być dostarczona w sposób bezpieczny i szybki - podkreśla.
"Porcjowanie dostaw to pożywka dla Rosji"
Gen. Koziej uważa również, że dla Rosji ma znaczenie, co trafia do Ukrainy z Zachodu. - Kiedy jednak pokonujemy bariery powoli, Rosja wykorzystuje to w wojnie informacyjnej, propagandowej przeciwko Niemcom, czy całemu Zachodowi. Porcjowanie dostaw to pożywka dla Rosji - wskazuje wojskowy.
Generał zaznacza, że "Zachód musi więc jak najszybciej pokonać bariery - zdjąć samoograniczenia dla rakiet dalszego zasięgu i samolotów". - One kiedyś będą zdjęte, ale im dłużej będziemy czekać, tym odbędzie się to za cenę ogromnych strat. Jestem za tym, żeby zdjąć wszelkie samoograniczenia Zachodu na dostarczanie broni jakakolwiek jest Ukrainie potrzebna, z wyjątkiem broni atomowej - dodaje rozmówca Wirtualnej Polski.
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski