HistoriaBitwa o Surkonty. Kresowe Termopile

Bitwa o Surkonty. Kresowe Termopile

• 21 sierpnia 1944 r. 600 żołnierzy Armii Czerwonej zaatakowało 70-osobowy oddział AK
• Miesiąc wcześniej Sowieci i Polacy z AK wspólnie zdobyli Wilno
• Mimo niemal dziewięciokrotnej przewagi czerwonoarmistów, żołnierze AK nie wycofali się
• Obroną wsi Surkonty dowodził mjr Maciej Kalankiewicz "Kotwicz", który miesiąc wcześniej stracił rękę w walce z Niemcami
• Gdy Armia Czerwona atakowała AK w Surkontach, powstańcy warszawscy czekali na pomoc Sowietów

Bitwa o Surkonty. Kresowe Termopile

Sowiecka tyraliera z wolna zbliżała się do zabudowań zaścianka. Polacy z ukrycia obserwowali, jak przechodzący przez podmokłą łąkę enkawudziści omijali oczka wodne, łamiąc szyk i tworząc stłoczone grupki. To wtedy na rozkaz dowódcy polska linia obrony otworzyła zmasowany i celny ogień, wybijając pierwsze szeregi sowieckich żołnierzy. Wkrótce na grząskiej polanie pozostało 30 nieruchomych ciał. Reszta Sowietów w popłochu wycofała się poza zasięg polskich kul, zabierając ze sobą swych konających dowódców. Pierwsza faza bitwy była dla polskiej strony zwycięska. Bezrukij Major - jak zwykli nazywać majora "Kotwicza" Sowieci - triumfował.

Cichociemny

Maciej Kalenkiewicz urodził się w 1906 r. w Pacewiczach. W 1924 r. wstąpił do Oficerskiej Szkoły Inżynierii w Warszawie, którą ukończył jako prymus w stopniu porucznika. Zaliczył staż w 1 pułku saperów w Modlinie, a następnie rozpoczął naukę na Wydziale Inżynierii Lądowej Politechniki Warszawskiej. W 1934 r. otrzymał dyplom inżyniera, po czym dostał przydział do Szkoły Rezerwy Saperów w Modlinie. W 1936 r. awansował do stopnia kapitana, a dwa lata później rozpoczął studia w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie, ale naukę przerwał wybuch wojny.

Kpt. Kalenkiewicz dostał przydział do Suwalskiej Brygady Kawalerii. Około połowy września nasz bohater ochotniczo dołączył do 110 pułku ułanów, który najpierw kierował się w stronę Litwy, by następnie decyzją dowódcy maszerować z odsieczą oblężonej polskiej stolicy. Grupie, która szła na Warszawę, przewodził mjr Henryk Dobrzański, późniejszy "Hubal". A Kalenkiewicz został szefem sztabu w Oddziale Wydzielonym Wojska Polskiego oraz zastępcą "Hubala". To w tym czasie przyjął pseudonim "Kotwicz". W oddziale mjr. Dobrzańskiego wytrwał do grudnia 1939 r., kiedy to w odpowiedzi na apele radiowe gen. Sikorskiego przedostał się do Francji.

Już wówczas Kalenkiewicz był gorącym zwolennikiem powrotu do Polski i kilkakrotnie składał prośby o zrzucenie na spadochronie do okupowanego kraju. Po ewakuacji polskich żołnierzy do Wielkiej Brytanii, "Kotwicz" był jednym z pomysłodawców lotniczej łączności z okupowaną Polską i zrzutów spadochronowych. Sam wkrótce przeszedł szkolenie dywersyjne cichociemnych i jako jeden z pierwszych polskich żołnierzy został zrzucony na spadochronie do kraju pod koniec grudnia 1941 roku.

Początkowo dostał przydział do Komendy Głównej ZWZ-AK. W 1942 r. Maciej Kalenkiewicz został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari i awansowany do stopnia majora. Na początku 1942 jako inspektor KG AK został skierowany na teren Nowogródczyzny, gdzie wkrótce objął dowództwo nad Zgrupowaniem Nadniemeńskim AK. Mjr "Kotwicz" był współautorem i wielkim zwolennikiem operacji "Ostra Brama", czyli planu wyzwolenia Wilna siłami AK. Niestety tuż przed planowaną operacją, oddział "Kotwicza" wdał się w walki z Niemcami i nie dotarł pod Wilno. Na domiar złego major został ranny w prawe ramię. W ranę wdała się gangrena i konieczna była amputacja ręki.

Fałszywa kenkarta mjr. Macieja Kalankiewicza „Kotwicza” wystawiona na nazwisko Jana Kaczmarka, 1942 r. fot. "Bitwy Wyklętych", Szymon Nowak

Wkrótce grupa "Kotwicza" dotarła do Puszczy Rudnickiej. W tym samym miejscu schroniły się inne akowskie oddziały uciekające spod Wilna, gdzie po wspólnym wyzwoleniu miasta, Sowieci aresztowali polskich dowódców i próbowali rozbroić Polaków. W puszczy znalazło się kilka tysięcy żołnierzy AK. Większa część z nich postanowiła przedzierać się na zachód, inni zdecydowali się zostać na miejscu. Jednym z nich był mjr "Kotwicz", który zgromadził wokół siebie początkowo około 100 partyzantów. W tym czasie Kalenkiewicz faktycznie objął dowodzenie Okręgiem Nowogródzkim AK, reorganizując na tym terenie polską konspirację wymierzoną teraz przeciwko Sowietom i tworząc oddziały partyzanckie. 18 sierpnia 1944 r. wyszła nawet oficjalna nominacja na to stanowisko i awans do stopnia ppłk, ale rozkaz ten nigdy nie dotarł do "Kotwicza".

Surkonty

21 sierpnia 1944 r. polska grupa zatrzymała się na dzienny odpoczynek w Surkontach na skraju Puszczy Ruskiej. Oddział prowadzony przez mjr. "Kotwicza" liczył ponad 70 ludzi. Oprócz Kalenkiewicza wśród polskich partyzantów znajdowali się m.in. oficerowie: rtm. Jan Skrochowski "Ostroga", kpt. Franciszek Cieplik "Hatrak", kpt. Bolesław Wasilewski "Bustromiak", por. Walenty Wasilewski "Jary" (brat "Bustromiaka") oraz adiutant "Kotwicza" - pchor. Henryk Nikicicz "Orwid".

Po nocnym marszu ludzie spali, odpoczywali i jedli posiłki. Zaraz po południu wystawione warty zaalarmowały polskie dowództwo, że do sąsiedniej litewskiej wsi Pielasy przyjechało ciężarówkami sowieckie wojsko. Najprawdopodobniej na skutek donosu do akcji przeciwko polskim partyzantom ruszyła kompania z 3 batalionu 32 zmotoryzowanego pułku Wojsk Wewnętrznych NKWD, którymi dowodzili starszy lejtnant Korniejko i młodszy lejtnant Bleskin. Kiedy Sowieci wyładowali się z samochodów i tyralierą ruszyli w stronę polskiego zaścianka, "Kotwicz" zarządził po cichu alarm i rozstawił swoich żołnierzy na stanowiskach. Prawym skrzydłem dowodził osobiście mjr Kalenkiewicz, a lewym kpt. Bolesław Wasilewski "Bustromiak".

Zbliżający się do polskich stanowisk Sowieci pokonywali podmokłą łąkę gęsto pokrytą małymi sadzawkami. To wówczas omijając te wodne oczka, enkawudziści złamali dotychczasowy szyk i zbili się w ciasne grupki. Wtedy, na znak swojego dowódcy, Polacy otworzyli ogień. Strzelanina była krótka, aczkolwiek bardzo gwałtowna. W jej wyniku Sowieci wycofali się w popłochu, unosząc ciężko rannych swych dowódców, którzy wkrótce zmarli. Na polanie pozostało około 30 ciał w radzieckich mundurach. W tej pierwszej fazie bitwy po stronie polskiej również zginęło kilku partyzantów, m.in. por. "Jary". Byli także ranni, w tym kpt. "Bustromiak", któremu kula rozorała skroń niedaleko oka.

Nastąpiła przerwa w walce, w czasie której Polacy przeprowadzili naradę. Ranny "Bustromiak" opowiadał się za natychmiastowym wycofaniem się. Przeciwny temu był mjr "Kotwicz", który nie chciał pozostawić ciężko rannych na łaskę czerwonych. Ostatecznie uzgodniono, że "Bustromiak" natychmiast odejdzie z grupą lżej rannych - co też uczynił, a "Kotwicz" z resztą polskich partyzantów pozostanie w obronie do zmroku i wtedy będzie próbował wycofać się, zabierając ze sobą także ciężko rannych.

Zagłada

Podczas przerwy w walce nie próżnowali również Sowieci, którzy przez radiostację wezwali posiłki. Około godziny 15 do Pielasy na 30 ciężarówkach dotarła sowiecka odsiecz i cały batalion NKWD ruszył do walki. Pod Surkontami Rosjanie mieli wtedy około 600 żołnierzy, Polaków została już garstka.

W tym samym czasie nad zaściankiem pojawiły się samoloty z czerwonymi gwiazdami na skrzydłach, strzelając i zrzucając małe bomby, wzniecały pożary pośród drewnianych zabudowań i słomianych dachów. Tym razem sowieckie natarcie ruszyło z drugiej strony wsi, a pochód enkawudzistów wspomagały ogniem rozstawione na skrzydłach cekaemy. Szczególnie jeden z nich, usytuowany na niewielkim wzgórzu, miał znakomity wgląd w pozycje polskiej obrony. To jego ogień unieszkodliwił stanowisko polskiego erkaemu, a po chwili wybił polskie dowództwo. Major "Kotwicz" padł martwy, ten sam los spotkał jego adiutanta pchor. "Orwid" oraz rotmistrza "Ostroga". W płonącym chutorze, polscy partyzanci pozbawieni dowództwa nie byli w stanie skutecznie się bronić. Chwilę później enkawudziści wpadli do płonących zabudowań i rozbili resztki polskiego ugrupowania.

Rozwścieczeni polską twardą obroną Sowieci nie brali jeńców, bagnetami dobijali wszystkich rannych, oszczędzali tylko kobiety. Ogółem w czasie bitwy w Surkontach zginęło 36 polskich żołnierzy i kilkunastu cywilów. Z okrążenia udało się wydostać jedynie grupie "Bustromiaka" oraz kilku kobietom, w tym np. matce "Orwida" - "Czarnej Magdzie". Oficjalnie NKWD przyznawała się do straty jedynie 18 ludzi (w tym oficerów: Korniejki i Bleskina). Sami Polacy raczej przesadnie szacowali straty strony przeciwnej na około 130 zabitych. W nieodległym od miejsca starcia Raduniu pochowanych jest 68 Sowietów, najprawdopodobniej zabitych właśnie w bitwie pod Surkontami.

Kilka dni po bitwie do Komendy Głównej AK w Warszawie nadeszła depesza: "Dnia 21.8 został w Surkontach podstępnie otoczony przez Sowietów wraz z częścią sztabu ppłk Kotwicz. W walce zginął ppłk Kotwicz i część oficerów oraz oddział osłaniający". W tym czasie od trzech tygodni w polskiej stolicy w nierównej walce z Niemcami trwało Powstanie Warszawskie, a na polskich Kresach nasi żołnierze musieli płacić już daninę krwi nowemu sowieckiemu zaborcy.

Szymon Nowak dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)