Bitwa o Bagdad może rozstrzygnąć o losach wojny irackiej
Wojna iracka wkracza być może w
rozstrzygającą fazę wraz z nasileniem się walk w Bagdadzie,
mieście, gdzie wojska amerykańskie walczące na dwa fronty z
ekstremistami sunnickimi i szyickimi ponoszą od kilku dni
bezprecedensowe straty.
06.10.2006 | aktual.: 06.10.2006 14:49
Od poniedziałku do czwartku zginęło w stolicy Iraku co najmniej 13 żołnierzy USA, więcej niż w jakimkolwiek innym czterodniowym okresie od inwazji wiosną 2003 roku.
Straty będą zapewne rosły, bo siły amerykańskie i irackie wzmogły trwającą od dwóch miesięcy operację "Razem do Przodu", aby rozprawić się z ekstremistycznymi milicjami, szwadronami śmierci i komórkami terrorystycznymi, które przekształciły Bagdad w mozaikę etnicznie i wyznaniowo podzielonych obozów wojennych.
Przez wiele miesięcy główne walki toczyły się w ogarniętej sunnicką rebelią prowincji Anbar w zachodnim Iraku. Teraz jednak, jak mówi były analityk Pentagonu Anthony Cordesman, właśnie bitwa o Bagdad staje się "rozstrzygającym momentem w irackiej wojnie".
Przywrócenie spokoju w Bagdadzie nie oznacza zwycięstwa. Jednak przegrana w Bagdadzie będzie oznaczać klęskę - uważa Cordesman. - Jeśli przegrają, Irak pogrąży się zapewne w wielkiej wojnie domowej".
Na pacyfikację czeka wciąż znaczna część 6,5-milionowego Bagdadu. Dowódcy operacji sygnalizują, że najzacieklejsze walki dopiero nastąpią, mówiąc, iż potrzebują jeszcze sześciu irackich batalionów, czyli 3000 żołnierzy. Mieliby oni wesprzeć 30 tysięcy żołnierzy irackich i 15 tysięcy amerykańskich, którzy są już w mieście.
Dowódcy wojsk USA uważają, że o zwycięstwie będzie można mówić wtedy, gdy przemoc w stolicy osłabnie tak bardzo, iż bezpieczeństwo zdoła zapewnić iracka policja. Jeśli w Bagdadzie zapanuje spokój, rząd będzie mógł skupić się na ustabilizowaniu sytuacji w innych częściach kraju.
Oficjele amerykańscy nie chcą powiedzieć, jaka jest ich definicja porażki, twierdzą, że USA i rząd iracki nie mają wyboru i muszą wygrać. Wysocy rangą dowódcy przyznają, że pacyfikowanie Bagdadu może jeszcze potrwać tygodnie, jeśli nie miesiące. Twierdzą jednak, iż nie wolno szczędzić wysiłków.
O tym, jak ważny jest Bagdad dla sukcesu amerykańskiej operacji wojennych w Iraku, świadczy to, iż dowództwo wojsk wielonarodowych skierowało do stolicy część oddziałów z prowincji Anbar. Dowódca koalicyjnych sił lądowych w Iraku gen. Peter Chiarelli powiedział, że było to konieczne do "odniesienia zwycięstwa w głównej operacji", jaką jest pacyfikacja Bagdadu.
Początek bitwy był dość spokojny. Żołnierze amerykańscy prawie nie napotkali oporu, gdy 7 sierpnia wkroczyli do głównie sunnickich dzielnic zachodniego Bagdadu.
Sytuacja zmieniła się jednak, gdy zaczęto pacyfikować szyickie bastiony w pobliżu Miasta Sadra, 2-milionowej fortecy Armii Mahdiego, czyli milicji szyickiej podporządkowanej radykalnemu i antyamerykańskiemu duchownemu Muktadzie as-Sadrowi. Miasto Sadra rozciąga się w północno-wschodniej części Bagdadu.
Arabscy sunnici, uprzywilejowani za Saddama Husajna, a teraz zepchnięci na margines, walczą o władzę z szyicką większością, dawniej dyskryminowaną, a teraz dominującą w parlamencie i rządzie. Ekstremiści jednej i drugiej strony nie chcą Amerykanów w Iraku; w rezultacie we wschodnim Bagdadzie do amerykańskich patroli strzelają szyiccy snajperzy, a w zachodnim przydrożne bomby pułapki na trasie patroli podkładają sunniccy partyzanci.
Aby zapewnić sobie sukces, Amerykanie i ich iraccy partnerzy starają się osłabiać w jednakowym stopniu ugrupowania ekstremistów sunnickich i szyickich.
Nie można zmiażdżyć [Armii Mahdiego], a jednocześnie pozwolić, by [Al-Kaida] bez przeszkód przeprowadzała samobójcze ataki- powiedział anonimowo wysoki oficer wywiadu wojskowego koalicji. - Trzeba wyeliminować jednych i drugich.
Wojsko stara się zachęcać politycznych patronów bojówek do osiągnięcia porozumienia i w zamian proponuje różne korzyści.
Gdy tylko wojska amerykańskie przeczeszą jakąś dzielnicę, wkraczają tam ekipy odbudowy. Mają one 90 dni na sporządzenie planów przywrócenia prądu, dostaw wody i uruchomienia kanalizacji. Plany te przedstawia się rządowi, który następnie przekazuje pieniądze na odbudowę.
Operacja przyniosła pewne sukcesy. Według danych ONZ w lipcu w fali przemocy zginęło w Bagdadzie 3590 cywilów, a w sierpniu liczba ofiar spadła do 3009.
Jednak pod względem politycznym bitwa okazała się ryzykowna.
Wiele z 23 milicji szyickich i sunnickich działających w Bagdadzie jest powiązanych z tymi samymi politykami, których Amerykanie zachęcili do wejścia w skład rządu jedności narodowej premiera Nuriego al-Malikiego. Zwolennicy Muktady as-Sadra są na przykład głównym sojusznikiem politycznym Malikiego.
Poza tym bojówkarze, uważani przez wojsko amerykańskie za zagrożenie dla przetrwania Iraku, są w opinii znacznej części swych społeczności najlepszymi gwarantami ich bezpieczeństwa.
Wiele tu teraz polityki i jesteśmy siłą policyjną, a nie wojskiem- powiedział 25-letni sierżant Nicholas Sowinski z 14. Pułki Kawalerii USA. - To krępuje naszą swobodę manewru.