Biesłan – tragedia terroru


Po wydarzeniach w Osetii kaukaska wojna stała się fragmentem światowej walki z fanatycznym islamizmem.

Czeczeni strzelili sobie samobójczego gola. Reakcje świata po zajęciu przez kaukaskie komando budynku szkoły w osetyjskim Biesłanie nie pozostawiały wątpliwości, że – niezależnie od intencji, którymi kierowali się terroryści – poparcie dla sprawy czeczeńskiej skurczyło się do minimalnych wysepek w morzu potępienia dla terrorystów. Znamienne były wypowiedzi polityków, także tych, którzy jeszcze kilka tygodni temu przypominali Rosjanom, że w Czeczenii ich wojska łamią prawa człowieka.

Teraz brytyjski minister spraw zagranicznych, Jack Straw, ogłosił – jeszcze przed atakiem sił Specnazu na szkołę – że ma „pełne zaufanie” do Władimira Putina i władz rosyjskich, że podejmą najwłaściwszą decyzję dla rozwiązania kryzysu w Biesłanie. Amerykanie mówili o wyrazach solidarności z Putinem i wskazywali głównego winnego ostatnich rosyjskich wydarzeń – a więc, obok ataku w Biesłanie, zamachu samobójczego w Moskwie 28 sierpnia i wysadzenia w powietrzu dwóch samolotów cztery dni wcześniej – czyli międzynarodowy terroryzm. Terrorystów potępiły kolejne rządy, opinia publiczna w wielu państwach i organizacje międzynarodowe, poczynając od ONZ. Znamienne, że tego stosunku nie zmieniła

hekatomba wśród zakładników

po nieplanowanym, jak się wydaje, i sprowokowanym przez ostrzał ze strony terrorystów szturmie rosyjskiego Specnazu na szkołę opanowaną przez czeczeńskie komando. Scott McClellan, rzecznik Białego Domu, już po akcji w Biesłanie oświadczył jednoznacznie: „Stany Zjednoczone stoją ramię w ramię z Rosją w globalnej walce z terroryzmem”. Kanclerz Schröder, który wcześniej oferował Rosji wszelką pomoc dla oswobodzenia zakładników w Osetii, po tragedii w czasie akcji uwalniania dzieci wezwał w Berlinie do walki z terroryzmem wszędzie, gdzie się pojawi. Głos światowej opinii publicznej akcentował głównie, że za śmierć setek dzieci i dorosłych w Osetii odpowiedzialność ponoszą terroryści, a nie władze Rosji. Jak słusznie zauważają analitycy z brytyjskiego instytutu badań strategicznych Strafor, czeczeńska wojna w ten sposób ostatecznie przestała być konfliktem lokalnym i zaczęła być postrzegana jako fragment wielkiej, ogólnoświatowej walki z międzynarodowym terroryzmem – którego zwłaszcza społeczeństwa zachodnie, te
najbardziej przecież czułe na łamanie praw człowieka, coraz bardziej się boją i dla zwalczania którego będą gotowe przymykać oko na deptanie czeczeńskich swobód. Tym bardziej że coraz częściej, choć nie do końca zjawisko to potwierdzają żelazne dowody, mówi się o współpracy kaukaskich desperatów z Al Kaidą, dla Zachodu synonimem wszelkiego zła. Tym bardziej też, że jedno nie podlega wątpliwości – czeczeńskich bojowników i Al Kaidę, która wyrosła z walki afgańskich mudżahedinów przeciwko radzieckiej okupacji Agfanistanu, łączą islamska ideologia i nienawiść do Moskwy. O Czeczenii wspomina się też czasem w komunikatach bin Ladena. Teoretycznie tworzy to pole do przyzwolenia w przyszłości nawet

na... dywanowe bombardowania

czeczeńskich aułów, w końcu – było nie było – wylęgarni czeczeńskiego terroru. Tę swoistą złość świata na Czeczenów mogło tylko podsycić, a nie osłabić żałosne oświadczenie Asłana Maschadowa (przywódcy separatystów, którzy proklamowali w Czeczenii powstanie „niepodległej” Republiki Iczkerii), mówiącego jednym tchem, że – co prawda „dla tej nieludzkiej akcji (tj. zajęcia szkoły w Biesłanie – przyp. MG) nie ma usprawiedliwienia”, ale „tak samo nie ma usprawiedliwienia dla rosyjskiej soldateski, która zamordowała 42 tys. czeczeńskich dzieci w wieku szkolnym”. Jeden z moskiewskich komentatorów trzeźwo i okrutnie ocenił znaczenie tego apelu: „Z jednej strony (Maschadow) położył na szali jakiś skumulowany, a więc arytmetyczny, a nie emocjonalny rachunek za wieloletnie czeczeńskie krzywdy, z drugiej znalazła się rozgrywająca się poprzez telewizyjne ekrany na oczach wszystkich tragedia konkretnych maleńkich dzieci. To oczywiste, po której stronie musi się opowiedzieć międzynarodowa opinia publiczna”. Kolejny kamyk
do lawiny emocjonalnego potępienia terrorystów dołożyły relacje zakładników, chociażby takie jak relacja 27-letniej Zaliny Dzandarowej, która opowiedziała światu: „W ciągu pierwszych minut (po szturmie terrorystów na szkołę) było wielu rannych. Tych, którzy leżeli na podwórku szkolnym, dobijano. Terroryści zabijali też mężczyzn, którzy próbowali stawiać opór. Łącznie zginęło około 20 osób. Niektórych rannych Czeczeni wyprowadzili już z sali gimnastycznej

i dobili w korytarzu.

Dwie kobiety, szahidki, wysadziły się w powietrze na szkolnym korytarzu razem z kilkoma mężczyznami zakładnikami”. Taka sytuacja – sprokurowana przez terrorystów! – otworzyła przed Władimirem Putinem nie tylko wrota współczucia w światowej opinii publicznej, ale też możliwość siłowego rozwiązania dramatu, czyli przeprowadzenia szturmu na szkołę w Biesłanie – nawet z ryzykiem ofiar wśród przetrzymywanych przez kaukaskie komando dzieci. „Jeśli sytuacja rozwinie się tak, że powstanie zagrożenie dla zakładników, to nie będzie innego wyjścia, trzeba będzie atakować”, ogłosił jeszcze przed szturmem na szkołę analityk z Ośrodka Technologii Politycznych w Moskwie, Boris Makarenko. „Rosjanie bez wątpienia dokonają szturmu na szkołę. Nie będą nic robić przez pewien czas, by zebrać wystarczające informacje wywiadowcze na temat budynku, później przeanalizują metody i przygotują plan”, przewidywał inny ekspert, Adam Dolnik, współautor studium o kryzysie na Dubrowce. Thomas de Waal z Instytutu Informacji o Wojnie i Pokoju
w Londynie oceniał z kolei: „Rosjanie ponegocjują trochę na temat zaopatrzenia – żywności, wody itp. Ale poza tym nie widzę za bardzo, co jeszcze mieliby negocjować”.
W ten sposób świat dał przyzwolenie nie tylko na akcję w Biesłanie, lecz także na inne działania wojenne Rosji wobec Czeczenii. Ofiary szturmu na szkołę w Osetii opinia publiczna zaliczy (słusznie zresztą)

na konto terrorystów

i... Czeczenii, a obrazy półnagich, zakrwawionych dzieci uciekających spod ognia i walącego się dachu budynku długo jeszcze w pamięci normalnego człowieka będą wywoływać przede wszystkim nienawiść do autorów terrorystycznego zamachu. Nie zmienia to faktu, że trudna do wyobrażenia hekatomba niewinnych ludzi w Biesłanie – widziana zwłaszcza w kontekście całej serii zamachów terrorystycznych w Rosji w ostatnich tygodniach – stawia także pytanie, czy rosyjskie władze i siły specjalne potrafiły zrobić wszystko, by zapobiec takiemu scenariuszowi wydarzeń. Tu zdania są podzielone. Jeśli np. rosyjski ekspert wojskowy, Wiktor Litowkin, przekonywał tuż po szturmie na szkołę, że „to w każdej sytuacji musiało się skończyć tragedią. Nie ma bowiem optymalnego wariantu szturmu, w czasie gdy budynek jest zaminowany, w środku siedzą terroryści, a ich żądania są nie do spełnienia”, to liczni, także moskiewscy analitycy pytali, dlaczego grupa co najmniej kilkunastu na czarno ubranych młodych ludzi tak łatwo przedarła się do
centrum miasta. Jak mogło się to stać w Osetii, gdzie na obszarze raptem 8 tys. kilometrów kwadratowych stacjonuje ponad 30 tys. rosyjskich żołnierzy, nie licząc miejscowej milicji i sił paramilitarnych? Już wcześniej zresztą, po sierpniowych zamachach na samoloty startujące z moskiewskiego lotniska Domodiedowo i samobójczym ataku pod metrem Riżskaja, rosyjska prasa oskarżała służby bezpieczeństwa o nieudolność, o to, że nie zrobiły nic, aby powstrzymać terrorystów. „Stu zabitych i co najmniej 60 rannych. Tyle niewinnych ofiar pociągnęły za sobą ataki, które zostały najwyraźniej dokonane przez tę samą grupę”, pisała wtedy moskiewska „Gazieta”. Według „Izwiestii”, trzy „czarne wdowy” – jak nazywane są czeczeńskie terrorystki samobójczynie – które dokonały sierpniowych zamachów, wyruszyły z Groznego w towarzystwie jeszcze jednej kobiety. „Nasze śledztwo wskazuje, że w Moskwie jest jeszcze co najmniej jedna szahidka gotowa dokonać kolejnego zamachu”, pisała gazeta. I pytała: „Czy Federalna Służba Bezpieczeństwa
w ogóle jest zdolna do uratowania Rosjan przed zagrożeniem terrorystycznym?”. Po tragedii w Biesłanie powraca na dodatek

wspomnienie teatru na Dubrowce,

gdzie niespełna dwa lata temu Czeczeńcy także wzięli ponad 800 zakładników i gdzie akcja ich uwolnienia spowodowała nie tylko śmierć 41 terrorystów, lecz także 129 niewinnych ludzi. Część Rosjan – niewielka, to warto pamiętać – oskarżała wtedy Specnaz, że zadziałał typowo po rosyjsku, czyli „chciał dobrze, a wyszło jak zawsze”. Nie brakowało głosów, że rosyjscy antyterroryści wpisali się swoją akcją na Dubrowce w długą tradycję uwalniania zakładników w Rosji, gdzie „za dopuszczalną” uznaje się śmierć 20-50% więzionych osób, bo „najważniejszy jest prestiż państwa”. Większość Rosjan i moskiewskich komentatorów była jednak wtedy innego zdania. „Operacja sił rosyjskich przeciwko terrorystom w moskiewskim teatrze była konieczna, podobnie jak zastosowanie gazu”, napisał Witalij Trietiakow w dzienniku „Rossijskaja Gazieta”, polemizując z tezą „Kommiersanta”, że gaz zastosowany do uśpienia terrorystów samobójców i uniemożliwienia im wysadzenia gmachu teatru w powietrze był przyczyną śmierci ponad setki wycieńczonych
zakładników. „Żaden prezydent żadnego współczesnego państwa, w momencie gdy terroryści trzymający zakładników nie chcą okupu, tylko stawiają absolutnie kategoryczne i absolutnie polityczne żądania, (...) nie ma prawa pójść im na ustępstwa”, kategorycznie podkreślała z kolei „Ruskaja Gazieta” w tekście zatytułowanym „Prezydenci inaczej nie postępują”. Tuż po tragedii moskiewskiej Dubrowki w sondażu Wszechrosyjskiego Centrum Badania Opinii Społecznej (WCIOM) aż 85% Rosjan pozytywnie lub bardzo pozytywnie oceniło postępowanie Władimira Putina w sprawie rozwiązania problemu zakładników w moskiewskim teatrze. Blisko połowa Rosjan uznała, że siły ich kraju w Czeczenii postępują zbyt łagodnie! Jak będzie teraz? Wygląda na to, że w samej Rosji – gdzie od pewnego czasu coraz więcej ludzi przebąkiwało o potrzebie negocjacji z rebeliantami z Iczkerii – seria zamachów czeczeńskich ostatnich tygodni wzmocni na nowo przekonanie, że tylko siłą można uratować kraj przed terrorem. „Nad Czeczenią zbierają się czarne chmury”,
ogłosił anonimowy przedstawiciel Ministerstwa Obrony Rosji tuż po akcji w Biesłanie. Może to oznaczać – co zresztą przewidują międzynarodowi eksperci – nową wojnę na całym Kaukazie. „Nie byłbym zaskoczony, gdybyśmy zobaczyli teraz wielką ofensywę wojsk w Czeczenii, gdzie od pewnego czasu był relatywny spokój, jako odpowiedź na przemoc ze strony terrorystów”, oświadczył nie bez racji analityk ds. terroryzmu, Dan Grey, w amerykańskiej telewizji MSNBC. A na Kaukazie Czeczeni będą mieli nowego wroga. Jak słusznie bowiem zauważył Aleksiej Małaszenko z Fundacji Carnegiego dla Pokoju Międzynarodowego w Moskwie: „To były osetyjskie dzieci. Reakcja Osetyjczyków może być wyjątkowo groźna. Możemy mieć nową wojnę” (Osetii przeciw Czeczenii – przyp. MG). Mirosław Głogowski

Kto kieruje czeczeńską rebelią?

Czeczeni walczący o niezależność swego kraju dzielą się w ocenie obserwatorów na trzy główne nurty. Najbardziej radykalna grupa, finansowana przez kapitał arabski (i być może bezpośrednio Al Kaidę), zasłynęła zajęciem w październiku 2002 r. teatru na Dubrowce. Jej liderem był wówczas Mowsar Barajew, który zginął w czasie szturmu Specnazu. To ta frakcja szkoli do samobójczych zamachów kobiety, szachidki, i mocno akcentuje religijny, radykalnie islamski charakter swojej walki przeciwko „niewiernym”, a więc także Rosji. Drugą wpływową politycznie grupę reprezentuje Szamil Basajew. Według agencji Itar-Tass, on właśnie zaplanował operację zajęcia szkoły w Biesłanie. Zrealizował ją natomiast Mahomet Jewłojew, ps. Magas. Operację miał sfinansować jeden z ideologów wahabizmu (skrajnej odmiany islamu), Abu Omar as-Sejf, który jest przedstawicielem Al Kaidy w Czeczenii i rozporządza pieniędzmi napływającymi z zagranicy. Na przeciwległym politycznym biegunie sytuuje się Asłan Maschadow, który uważa, że akty przemocy
wymierzone w ludność cywilną szkodzą sprawie niepodległości Czeczenii. Jego zwolennicy są muzułmanami, ale nie radykalnymi islamistami.

Terror w Biesłanie przekroczył kolejną granicę. Celem terrorystów stały się dzieci.
W którą stronę zmierza świat?

Prof. Andrzej Walicki, historyk idei, członek rzeczywisty PAN

  1. Jestem przerażony tym, co się stało w Północnej Osetii, ale nie całkiem zaskoczony. Samobójczej logiki ekstremistów nie da się usprawiedliwić. Myślę, że sprawa jest skomplikowana głównie ze względu na ambicje bojowników czeczeńskich, którzy dążą do destabilizacji całego regionu Kaukazu. To jest więc problem geopolityki Kaukazu i dobrze byłoby przestudiować, jakie byłyby skutki tej destabilizacji.
  1. W relacjach i komentarzach z Osetii prasa i media polskie odbijają od mediów światowych w stronę krytycyzmu Rosji. Co jest naszą przypadłością. Cały świat wyraża solidarność z Rosją i współczucie. Polska też powinna być w tym gronie.
  1. Czeczeni ponieśli porażkę tak jak Rosjanie. Rosjanie – bo szturm się odbył, bo były ofiary. Czeczeni – bo tracą na legitymacji swojej sprawy. Świat od nich się odwraca, stają się izolowani. Co ich spycha w objęcia międzynarodowego terroryzmu.
  1. Czy świat czeka epoka terroryzmu? Nie chcę o tym myśleć, ale muszę z tym się liczyć. Wojna z terrorem ma to do siebie, że nikt jej nie wywołał i nikt jej nie zakończy. Żeby ją wygrać, trzeba solidarnej, międzynarodowej współpracy. Sama Rosja, czy jakiekolwiek inne państwo, w pojedynkę nie da rady. Więc takiej współpracy oczekuję.
  1. Wszyscy w tej chwili potępiają terroryzm, ale jako historyk mogę dodać, że nie zawsze tak było. Po rewolucji 1905 r. mieliśmy w Rosji 4 tys. ofiar terroru, a intelektualiści, pisarze mdleli z zachwytu, że przybliża to do wyzwolenia. Owszem, to był inny terror, indywidualny, ale terror. W XIX-wiecznym Paryżu anarchista zabił niewinnych ludzi i wołał, że oni nie byli niewinni, że wszyscy są winni. Bo są produktem tego świata, tego systemu, więc są winni. W Oksfordzie miałem studenta, Izraelczyka, który walczył w latach 40. z Brytyjczykami o niepodległość Izraela, był terrorystą, wysadzał hotele. On zachwycał się powieścią Stanisława Brzozowskiego „Płomienie”, która była aktem pochwały rosyjskiego terroryzmu i „Narodnoj Woli”. Przypomnijmy, że wcześniej, w czasie rewolucji 1905 r., też była tzw. krwawa środa, podczas której PPS-owcy zabili kilkudziesięciu policjantów, stójkowych, stróżów porządku. To byli ludzie, których niekoniecznie trzeba było zabić. Terroryzm popierał również Józef Piłsudski, który pisał w słynnym liście do Perla: „Nie mogę dystansować się od terroru”. Takie były wtedy czasy. Rewolucja miała kolosalną legitymizację w różnych kręgach społecznych, więc wszystko, co do niej zbliżało, było dobre. Teraz rewolucje uważamy za akt gwałtu, jest inny świat, więc potępiamy terroryzm. I dobrze, bo to pierwszy krok w kierunku jego zwalczania.

Jerzy Jedlicki, profesor w Instytucie Historii PAN

  1. Znamieniem czasów nowożytnych było zdobycie przez państwa monopolu środków przemocy. W związku z tym przynajmniej od XVIII w. w Europie, a od XX w. na świecie głównym niebezpieczeństwem były wielkie wojny między potężnymi przeciwnikami. Otóż w ostatnim 15-leciu ten monopol środków przemocy został utracony. To sprawia, że cała doktryna wojenna, myśl wojskowa XX w. jest dziś nic niewarta. Ogromna łatwość zdobycia wszelakiej broni (z wyjątkiem najcięższej, jak dotąd) sprawia, że świat jest pełen prywatnych armii, tak jak w epoce prenowożytnej. W dodatku są to przeważnie armie tajne – nowość XXI w. W związku z tym uderzenie może spaść z każdego miejsca i wraz z tym została utracona przewaga silnego nad słabymi.

Oczywiście, że mała Czeczenia nie może pokonać wielkiej Rosji, ale jak widzimy, również wielka Rosja nie jest w stanie pokonać małej Czeczenii. Oczywiście, że powstańcy palestyńscy nie pokonają Izraela, ale nic nie wskazuje na to, żeby Izrael mógł pokonać powstańców palestyńskich.

  1. Z przerażeniem można oglądać takie zjawisko, że wszędzie antyterroryści i terroryści upodobniają się do siebie pod względem moralnym. To bardzo dobrze widać w tej chwili na Kaukazie, jeśli przyjrzeć się metodom używanym przez obie strony. To widać również na innych frontach walki: w konflikcie izraelsko-palestyńskim lub amerykańsko-irackim. Nikt już nie oszczędza dzieci: ani własnych, ani cudzych. Stają się one dziś i ofiarami, i wyszkolonymi zabójcami.
  1. Zasada ślepego odwetu sprawia, że świat staje się coraz bardziej niebezpieczny, czyli akurat odwrotnie, niż deklarował prezydent Bush przed inwazją w Iraku. Przez ślepy odwet rozumiem taki, który wcale nie musi być wymierzony w terrorystów, bo ci są przeważnie nieuchwytni, tylko jest wymierzony w ich miasto, ich naród, po to, żeby nasycić pragnienie zemsty. Ta zasada ślepego odwetu staje się coraz bardziej przeciwskuteczna. Powiększa zagrożenie, zamiast je wygaszać. Pod tym względem Bush, Putin i Szaron zachowują się prawie w taki sam sposób, są warci jeden drugiego. Sądzę, że będzie coraz straszniej, jeżeli rozprawa z terroryzmem będzie się nadal opierać wyłącznie na ślepym odwecie bez udziału politycznej mądrości, której tragiczny brak daje się zauważyć w tych wszystkich konfliktach. Życie ludzkie jest coraz tańsze, myślenie o tym, co dalej – coraz rzadsze i droższe.

(Notował RW)

Uwierzyły w śmierć.
Co czuły dzieci zakładnicy?

Prof. Irena Obuchowska, psycholog dziecięcy z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

– Jak reagują dzieci w sytuacji tak strasznego zagrożenia?
– Młodsze dzieci niewątpliwie reagują totalnym przerażeniem, ale u niektórych może się pojawić cień nadziei, że rodzice „coś zrobią”. Wiemy, że w szkole terroryści zatrzymali także matki. To dodawało dzieciom sił. Były przekonane, że matka je ochroni. Ale na pewno nie można dać ogólnej odpowiedzi. Dzieci reagują różnie, zależnie od wieku, swojej indywidualnej wrażliwości, jak i poprzednich doświadczeń, które spowodowały, że albo mają zaufanie do ludzi, albo nie.

– Czym się różni ten lęk od dorosłego uczucia strachu?
– Dzieci odczuwają silny, biologiczny strach, nie werbalizują go, raczej nie sięgają myślą do tego, co będzie, ale odczuwają strach całym ciałem i całą psychiką. Są sparaliżowane, kulą się w sobie, tak jakby chciały, żeby ich ciała były jeszcze mniejsze. Starsze dzieci, także przeniknięte przerażeniem, są albo sparaliżowane, albo wyzwala się u nich popęd do ucieczki, byle dalej, przed siebie. One już mają wizję zagłady, wizję własnej śmierci. Są jednym wielkim krzykiem o życie.

– Czy tacy uczniowie jak ci zakładnicy ze szkoły mają już ukształtowaną świadomość śmierci? Kiedy dziecko zaczyna rozumieć, że śmierć nie dotyczy tylko starych ludzi?
– Około dziewiątego roku życia dziecko zdaje sobie sprawę z nieuchronności śmierci, ale to również jest związane z poprzednimi przeżyciami, np. czy doświadczyły już śmierci kogoś bliskiego. Młodsze dzieci wierzą w śmierć w specyficzny sposób, np., że babcia umarła, ale w przyszłym roku pojedzie z nimi na wakacje. Niewątpliwie uczniowie, którzy przeżyli ten szkolny terror, będą uważać, że życie, także ich, jest bardziej kruche, niż sądzili.

– Czy fakt, że dzieci były w grupie, dodawał im sił?
– Na pewno. Może znalazło się dziecko o duszy przywódcy, które miało pomysł, jak się ratować. Ale ten uczeń z najsilniejszą psychiką mógł poprowadzić dzieci ku zgubie.

– Czy z tych uwolnionych zakładników mogą wyrosnąć terroryści?
– To zbyt mocno powiedziane. Niewątpliwie jednak u niektórych może się pojawić przekonanie, że nie chcą być deptane, że jeśli w świecie istnieje podział na agresorów i ofiary, to one już więcej nie chcą być w roli upodlonych. Określa się to syndromem podłego świata.

– Czy dzieci w sytuacji zagrożenia są solidarne, czy zwycięża egoizm?
– Oczywiście, że wykazują już silne zachowania prospołeczne. Szczególnie że te ze szkoły w Osetii wychowały się w świecie pełnym zagrożeń.

– Jakie będą ich późniejsze reakcje na to, co przeżyły?
– Wszystkie dzieci znajdą się w stanie tzw. stresu pourazowego. Niektóre będą przeżywały silne lęki w dzień, a nocą będą miały koszmarne sny; staną się agresywne i nieufne, rozwinie się u nich syndrom podłego świata. Inne zachowają zewnętrzny spokój, ale ich uczucia zostaną głęboko zranione, w wyobraźni pojawią się obrazy trupów, dzieci będą słyszały strzały, będą się zamykały przed ludźmi, uciekały w głąb siebie. U jeszcze innych skutki stresu mogą być odroczone: w nieoczekiwanych sytuacjach przypomną się obrazy grozy, pojawi się strach, dzieci nie będą mogły się skupić przy nauce ani swobodnie się bawić, nagle wybuchną płaczem. Stres pourazowy przebiega różnie, wszystkie dzieci wymagają fachowej pomocy. Ich rodzice również. Takie przeżycie zawsze pozostawia trwałe ślady w psychice, chodzi o to, aby były jak najmniej bolesne. Bo boleć będą.

– A dzieci, które na żywo lub w relacjach obejrzały szturm na szkołę i tragedię rówieśników?
– Bierny uczestnik również zapłaci cenę za to, co zobaczył. U dzieci, które oglądały przekaz telewizyjny, mogą się pojawić stany lękowe. Ważne jednak, żeby dorośli nie traktowali tej tragedii jako pretekstu do opowieści o tym, jaki świat jest zły. Trzeba wytłumaczyć dzieciom, że sytuacja była wyjątkowa, a także, iż od nich zależy, czy świat będzie lepszy.

Rozmawiała Iwona Konarska

Źródło artykułu:WP Wiadomości

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)