Bierzyński: "Gdy w grę wchodzi władza, cena nie gra roli. Publiczne pieniądze płyną rzeką do TVP" (Opinia)
PiS rozpoczął zasilanie TVP miliardem zł z publicznych pieniędzy w ramach "rekompensaty za braki wpływów z abonamentu od osób zwolnionych z obowiązku jego płacenia". To pretekst, by zasypać dziurawy budżet uprzywilejowanej telewizji publicznej. O kompensowaniu czegokolwiek mowy być nie może.
Dzieje się to w czasie, gdy wybucha kryzys wizerunkowy TVP. Samochód Magdaleny Ogórek został zablokowany, opluty i oblepiony ulotkami. Prawica zabiła w dzwony na trwogę - że lewica eskaluje mowę nienawiści. Na koniec TVP bezprawnie opublikowała wizerunki protestujących. Nietrudno przewidzieć, że stali się natychmiast adresatami agresywnych komentarzy i gróźb.
W takiej atmosferze wiele osób zadaje sobie pytanie: czy te pieniądze telewizji publicznej się należą? Za co je dostaje? Tymczasem TVP jako jedyna stacja telewizyjna w Polsce ma prawo do dwóch niezależnych źródeł finansowania – z reklam oraz abonamentu. Wpływy z abonamentu rosną. Nie ma jeszcze danych za 2018 r., ale już w 2017 r. Poczta Polska skutecznie upomniała się o bieżące i zaległe opłaty abonamentowe na rzecz TVP.
Wpływy wzrosły skokowo w 2017 r. o 256 mln zł (70 proc.) i wynoszą 622 mln zł - najwięcej w ciągu ostatnich 15 lat. Jeśli ustawa ma cokolwiek rekompensować telewizji publicznej, to nie stratę w ściągalności abonamentu. Ta przecież bije właśnie historyczny rekord.
Dyskryminacja, ale telewizja wie, jak ją obejść
Telewizja publiczna, podobnie do stacji komercyjnych, sprzedaje czas reklamowy. Reklama stanowi istotne źródło wpływów. Wpływy ze sprzedaży reklam i sponsoringu wynosiły w 2017 roku blisko 800 milionów złotych. Dla porównania Polsat zarobił 1,2 mld, TVN 1,8 mld.
TVP jest na rynku reklam dyskryminowana. Jej jednej nie wolno przerywać programów reklamami. To ograniczenie w niewielkim stopniu wpływa na kondycję TVP. Wydłużając bloki reklamowe pomiędzy programami, dzieląc je autopromocją, dział reklamy telewizji publicznej jest w stanie prawie zniwelować przewagę stacji komercyjnych. TVP potrafi sprzedać 80 proc. ustawowego limitu, obejmującego wszystkie stacje (12 minut na godzinę) pomimo dodatkowych ograniczeń. Wartość tego ograniczenia mierzona w niesprzedanych reklamach wynosi zatem jedynie 200 milionów złotych. Pięć razy mniej niż planowana rekompensata.
Zobacz: Padło pytanie o media. Prezydent Duda tylko westchnął
Zasoby reklamowe TVP są olbrzymie. To łącznie (oba kanały) 2 800 godzin reklam rocznie. Polsat dysponuje pulą ok 1 700 godzin, TVN – 1600. Telewizja publiczna ma zatem o 65 proc. - 75 proc. więcej czasu do sprzedania, niż jej komercyjni konkurenci. O żadnej dyskryminacji mowy być nie może.
Wpływy reklamowe zależą nie tyko od czasu, jaki stacja może przeznaczyć na sprzedaż, ale także od publiczności, jaka reklamy może zobaczyć. Reklamodawcy płacą za kontakty nie za czas. W takim ujęciu TVP traci swoją przewagę. Oba kanały telewizji publicznej generują 442 tys. GRPs (GRP – standardowa miara docieralności reklam, suma oglądalności wyrażonej w procencie populacji), czyli nieco mniej niż Polsat (446), ale więcej niż TVN (398).
Widoczna dysproporcja pomiędzy potencjałem komercyjnym bloków reklamowych a czasem przeznaczonym na reklamę wynika z oglądalności. Stacje komercyjne nadrabiają oglądalnością mniejszą ilość czasu, jaką mogą zmieścić w jednym kanale wobec dwóch należących do TVP. Jeszcze większe różnice pojawiają się przy porównaniu wpływów z reklam. TVP zarabia jedną trzecią mniej niż Polsat i mniej niż połowę tego, co TVN. Ze względu na profil widowni i długość bloków reklamowych rynek wycenia wartość czasu reklamowego telewizji publicznej niżej niż jej komercyjnych konkurentów.
Oto gdzie TVP jest faworyzowana
Różnice w przychodach z reklam nie wynikają z ograniczeń formalnych TVP. Są naturalnym wynikiem gry rynkowej, w której publiczny nadawca radzi sobie gorzej od konkurencji. Jedynym sektorem, w którym telewizja publiczna jest bezkonkurencyjna, jest obsługa Spółek Skarbu Państwa. W tym segmencie TVP ma 62 proc. udziału w wydatkach na reklamę. Jest to ponad dwa razy więcej niż średnia rynkowa. Zakładając, że 95 proc. rynku raczej się nie myli w wycenie atrakcyjności TVP jako partnera reklamowego, publiczny nadawca otrzymuje ukrytą subwencję z publicznych pieniędzy w postaci zawyżonego udziału w budżetach reklamodawców należących do państwa. Jej wartość można szacować na około 50 mln zł.
Strumyk państwowych pieniędzy
W grudniu 2017 r. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji pojęła uchwałę, przyznającą Telewizji Polskiej 266,5 mln zł w 2017 r. i 593,5 mln zł w 2018 r.. Łącznie TVP dostanie 860 mln zł. Poza tym kasa publicznego nadawcy została zasilona kwotą 800 mln zł kredytu, jaki skarb państwa udzielił TVP w 2017 r.
Łącznie TVP otrzymuje ponad 600 ml zł z abonamentu, ok 800 mln zł z reklam oraz ok. 800 mln zł rocznie w rekompensatach lub kredytach ze Skarbu Państwa. Uchwalenie kolejnego miliarda dopłaty do TVP w 2019 r. to nic innego, jak kolejna porcja finansowej kroplówki. Razem wpływy TVP rocznie wynoszą średnio 2 miliardy 200 mln zł. Dla porównania TVN z 1,8 mld zł przychodów i Polsat z 1,2 mld zł przynoszą po blisko pół miliarda zysku rocznie. TVP jest stale pod kreską.
W ustawie nie chodzi o rekompensatę, bo nie ma czego kompensować. Ani misji (finansowanej z abonamentu), ani strat w jego wysokości (historycznie rekordowe wpływy). TVP potrzebuje pieniędzy, by zdobywać udział w rynku oglądalności głównie poprzez zakup niebywale drogich praw do transmisji imprez sportowych. A ponieważ służy jako narzędzie propagandy, trzeba zrobić wszystko, by utrzymać widzów przed telewizorem. 1 miliard więcej?
*Jakub Bierzyński - szef grupy OMD Poland, socjolog, publicysta, doradca Roberta Biedronia