ŚwiatBielik porwał 3-letnie dziecko? Naukowcy mają problem

Bielik porwał 3‑letnie dziecko? Naukowcy mają problem

Svanhild – to imię rodzi grymas na twarzach norweskich ornitologów. Gdyby nie ta mała dziewczynka, pewnie nie musieliby od lat prowadzić eksperymentów i pisać rozpraw na temat, ile kilogramów jest w stanie udźwignąć dorosły bielik. Choć naukowcy nie dają wiary w opowieść z Leki, dziesiątki ludzi potwierdziły, że Svanhild Hartvigsen została tam w 1932 roku porwana przez tego ptaka.

Bielik porwał 3-letnie dziecko? Naukowcy mają problem
Źródło zdjęć: © PAP

20.04.2009 | aktual.: 27.04.2009 16:35

W komiksie o Wikingu Thorgalu piękna księżniczka Aaricia zostaje tuż przed ślubem porwana przez dwa orły na lodową wyspę. Historia o uprowadzeniu przez majestatyczne ptaki wydaje się idealnie wpisywać w norweskie mity ludowe i według naukowców właśnie w tej kategorii powinna pozostać. Z ornitologami nie zgadzają się mieszkańcy wyspy Sagaøya w gminie Leka położonej w regionie Nord-Trøndelag. Wierzą, że bielik naprawdę jest w stanie porwać człowieka. Może nie dorosłą kobietę, ale dziecko tak.

Ile waży trzyletnie dziecko?

5 czerwca 1932 roku rodzina Hartvigsenów z Hortavær przyjechała na wyspę w Leka kommune, gdzie miał się odbyć chrzest ich najmłodszego dziecka. Dzieci bawiły się na dworze, dorośli odpoczywali w domu po zjedzonym obiedzie. Około godziny piętnastej zauważono, że sprzed domu zniknęła 3 letnia Svanhild. Rodzice i znajomi wszczęli poszukiwania dziewczynki. W ciągu kilku godzin zaalarmowali wszystkich mieszkańców wyspy, którzy pomagali zrozpaczonej rodzinie odszukać dziecko. Ktoś zauważył na szczycie jednej z gór dziwnie zachowującego się bielika. Ptak oblatywał swoje gniazdo i wydawał dźwięki świadczące o zaniepokojeniu. Niektórzy tłumaczyli, że ptaki są zdenerwowane krzykami grupy poszukiwawczej, inni uważali, że to właśnie one mogą być odpowiedzialne za zniknięcie dziewczynki.

Choć pomysł, że Svanhild mogłaby się znajdować na szczycie góry wydawał się większości niedorzeczny, kilka osób natychmiast ruszyło w góry, do gniazda bielika. Po drodze znaleźli bucik dziewczynki i jej chusteczkę. Ponieważ droga pod górę robiła się coraz bardziej stroma, na czoło grupy poszukiwawczej wysunęło się trzech młodych, sprawnych mężczyzn: Karl Haug, Jentoft Smith i Leif Andersen. To oni odnaleźli dziecko. Ich wspinaczka została wiele lat później odtworzona przez filmowców, którzy nakręcili film o historii z Leki.

Svanhild znajdowała się na skalnej półce obok gniazda. Żeby się do niej dostać, jeden z mężczyzn musiał stanąć na ramionach drugiego. Według niektórych relacji dziewczynka spała, według innych była przytomna i wystraszona. Odnaleziono ją po około 6 godzinach od porwania. Ubranko dziecka było porozrywane w okolicach klatki piersiowej, ale dziewczynka nie odniosła żadnych poważnych obrażeń.

Kiedy zniesiono ją na dół, została zbadana przez lekarza, który nie dawał wiary, że porwania mógł dokonać bielik. To głównie jego zapiski były przez lata analizowane i do tej pory stanowią przedmiot dyskusji na forach internetowych. W pozycji "waga dziecka" lekarz wpisał dziewiętnastkę. Naukowcy stanowczo zaprzeczali, że ptak mógł by unieść w powietrze obiekt ważący aż 19 kilogramów. Okazuje się jednak, że waga trzylatki została podana w funtach, zatem dziewczynka w chwili porwania ważyła wraz z ubrankiem około 9-10 kilogramów. Była i jest bardzo drobnej budowy. Gdyby jako trzylatka ważyła 19 kilo, jej waga jako dorosłej powinna wynosić około 100 kilogramów, podczas gdy Svanhild w wieku 75 lat ważyła 52 kilogramy.

Skarpeta jako koronny dowód

Norweskie Towarzystwo Ornitologiczne (Norsk Ornitologisk Forening) od lat dementuje opowieść o porwaniu przez bielika, twierdząc, że taka historia nie miała prawa się wydarzyć. Bielik (w Norwegii znany pod nazwą havørn) waży od 4 do 6 kilogramów i żywi się głównie rybami, a od czasu do czasu ptakami. Tylko wyjątkowo, w sezonie lęgowym, zdarza mu się polować na małe ssaki. I tu już ornitolodzy nie są zgodni. Jedni mówią, że bielik jest w stanie upolować sporą gęś w locie i unieść w powietrze sporego kota. Inni uważają, że maksymalny udźwig dla orła tego gatunku to dokładnie 1,75 kilograma. Do takiego wniosku doszły dwie Szwedki, które zainspirowane historią Svanhild prowadziły przez kilka tygodni eksperymenty, podając bielikom zważone wcześniej porcje ryb. Mieszkańcy wysp na Morzu Norweskim, dowodzą natomiast, że nieraz znajdowali w gniazdach bielików czaszki małych saren i szkielety jagniąt, zatem ptaki potrafią udźwignąć znacznie więcej niż 2 kilogramy, szczególnie jeśli towarzyszy im dobry wiatr. Szacuje
się, że w Norwegii żyje od 3200 do 3800 par bielików, zatem i naukowcy i amatorzy mają duże pole do obserwacji zwyczajów tych ptaków.

Svanhild Hartvigsen ma dziś 80 lat i mieszka w Rørvik. Kilka lat temu pojawiła się na festynie w Lece zorganizowanym w 75. rocznicę porwania. Nie interesuje jej, czy ktoś wierzy w tę opowieść, czy nie. Porwanie wspomina jako przerażające doświadczenie. Pamięta, jak zobaczyła lecącego na nią ptaka, straciła przytomność i obudziła się w ptasim gnieździe.

Mieszkańcy Leki (żyje jeszcze kilka osób, które brały udział w poszukiwaniach Svanhild) są absolutnie przekonani, że na ich wyspie bielik uprowadził dziecko. Jednym z najważniejszych dowodów są zachowane do dziś skarpety dziewczynki. Nie były podziurawione, choć powinny być, gdyby dziecko wspinało się samo po kamieniach na szczyt. Tamtego dnia wielu poszukujących dziewczynki zniszczyło sobie obuwie na ostrych głazach, zatem jak dziecko mogło dotrzeć na szczyt bez jednego buta i nie porwać skarpet?

Nie można też wytłumaczyć, jak trzylatka mogłaby się samodzielnie wspiąć na szczyt góry. Znaleziono ją w odległości 2 kilometrów od domu, na wysokości 250 metrów w miejscu tak niedostępnym, że trudno się było tam wspiąć sprawnym mężczyznom. Bez odpowiedzi pozostaje również pytanie, dlaczego blisko 200 niezwiązanych ze sobą osób będących 5 czerwca 1932 roku na wyspie miałoby kłamać w sprawie okoliczności odnalezienia Svanhild Hartvigsen.

Trolle, Święty Mikołaj i porwanie przez orły

O zdarzeniach w Lece opowiada między innymi książka "Ørnerovet på Leka". Miejsce, gdzie znaleziono dziecko dokładnie oznakowano i zdarza się, że odwiedzają je turyści.

Dla ornitologów opowieść z wyspy Leka pozostaje wierutną bzdurą. Alv Ottar Folkestad z Norweskiego Towarzystwa Ornitologicznego powiedział w 75. rocznicę wydarzeń na Lece, dziennikowi „Dagbladet”: - Ta historia powinna znaleźć miejsce między opowieściami o Mikołaju i trollach. Nie mam wątpliwości, że jest zmyślona, ale niestety brak mi dowodu, że to wszystko się nie stało.

Tymczasem w zachodniej Norwegii zdarza się, że babcie upominają maluchy: "Nie oddalaj się sam od domu, bo mogą cię porwać orły". Starsze dzieci uśmiechają się z przekąsem, ale babcie i tak obserwują je podczas zabawy, z niepokojem patrząc w niebo.

Z Trondheim dla polonia.wp.pl
Sylwia Skorstad

Źródło artykułu:WP Wiadomości
dzieckoptakzwierzę
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)