Biebrzański Park Narodowy płonie. Strażacy OSP oburzeni. "Pali się nasze podwórko, a my mamy się przyglądać"
Dziesiątki zastępów OSP z Podlasia czekają w pogotowiu. Strażacy z nieco dalszych jednostek chcą jechać na tereny płonącego Biebrzańskiego Parku Narodowego, by wesprzeć zmęczonych kolegów. Jednak im się na to nie pozwala. - Wkurzeni to za mało powiedziane. My w to nie możemy uwierzyć. Pali się nasze podwórko, a my mamy się przyglądać - mówi nam jeden z ratowników OSP.
- Nie jesteśmy dysponowani do pożaru - mówi WP Mateusz, ratownik ochotnik z OSP z powiatu sokólskiego. Jak tłumaczy, do miejsca pożaru ratownicy z jego jednostki mogą dojechać w trzydzieści minut. Są gotowi i mogą ruszyć w każdej chwili. Ale tak się nie dzieje. - Sąsiednie jednostki z powiatu augustowskiego jeżdżą nieprzerwanie czwarty dzień, pracując po kilkanaście godzin. Nikt nie myśli, że są zmęczeni, potrzebują zmiany - dodaje.
Inny strażak ochotnik z jednostki w gminie Suchowola dodaje: - Jesteśmy wkurzeni to za mało powiedziane. My w to nie możemy dalej uwierzyć! Pali nam się nasze podwórko i mamy się przyglądać temu z daleka? Ludzie pytają nas: "Czemu nie gasicie?". Czujemy się wręcz poniżeni. My nawet nie chcemy ekwiwalentu, chcemy tylko jechać i pomóc gasić nasz teren.
- Mamy w gminie dziewięć jednostek OSP z wozami. Jeszcze w niedzielę wysłali nas do tego pożaru. Gasiliśmy nawet w poniedziałek, ale we wtorek już powiedzieli, że jednak mamy za daleko. Jak za daleko, wcześniej dojeżdżaliśmy normalnie, nie pierwszy raz byliśmy w tych stronach. To jakieś bzdury! - dodaje strażak ochotnik.
Biebrzański Park Narodowy Płonie. "Obserwowałem, a nie mogłem pomóc"
Kiedy rozmawialiśmy z Adamem Bohdanem, przyrodnikiem z Fundacji Dzika Polska, który był na miejscu, mówił nam, że sam też chciał włączyć się w akcję gaśniczą. Odmówiono mu. - To było okropne - obserwować ten żywioł wiedząc, że nie mogę w żaden sposób przyczynić się do jego powstrzymania - mówił nam Adam Bohdan.
- Byłem bardzo sfrustrowany. Tym bardziej, że kilka razy widziałem strażaków, którzy leżeli lub siedzieli, a obok nich płonął ogień. Najprawdopodobniej byli zmęczeni. Park płonął już drugi dzień, dlatego jakakolwiek pomoc wydawała się być potrzebna - dodał.
Adam Bohdan powiedział, że jeszcze rozumie to, że nie dopuszczono go do pomocy przy gaszeniu. Ale nie może już zrozumieć tego, że nie dopuszcza się na miejsce okolicznych jednostek OSP. - To wbrew logice - dodał.
Biebrzański Park Narodowy płonie. "Siły na miejscu są wystarczające"
- Na miejscu mamy pół tysiąca strażaków PSP i OSP. Większa ich liczba nic nie zmieni - w obecnej fazie ta jest optymalna. Nie chcemy niepotrzebnie narażać ludzi - mówi nam rzecznik prasowy Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej st. kpt. mgr Krzysztof Batorski.
Pytany, dlaczego strażacy innych OSP nie zostali zadysponowani na miejsce, odpowiada: - Musimy mieć zgranie zespołów. Nie możemy sobie zebrać ludzi z różnych okolic, którzy nigdy ze sobą nie współpracowali. Mamy na miejscu kompanie gaśnicze, które razem ze sobą działają i na ćwiczeniach, i w realnych sytuacjach. Wiedzą, jak razem pracować.
Podkreśla jednocześnie, że "temat nie jest zamknięty". - Sytuacja jest dynamiczna, oni mogą jeszcze zostać zadysponowani. Niech będą cierpliwi - dodaje.
W środę do działań na terenie Biebrzańskiego Parku Narodowego zadysponowano też Wojska Obrony Terytorialnej. Strażacy ochotnicy, z którymi rozmawialiśmy, byli oburzeni, że WOT, który nigdy nie gasił pożarów, jest na miejscu, a oni - nie. - Działanie WOT jest niezależne od nas - tłumaczy nam rzecznik KG PSP. - O wysłaniu ich zadecydował MON. Nie podlegają oni straży pożarnej, to nie są strażacy, oni mogą wykonywać jedynie działania wspierające - dodaje.
Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. Kolejne siły to "tylko komplikacje logistyczne"
Na konferencji prasowej w piątek mł bryg. Marcin Janowski z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Białymstoku również odniósł się do kwestii niezadysponowania wszystkich okolicznych jednostek OSP do gaszenia pożaru.
- Na chwilę obecną sztab stoi na stanowisku, że powinniśmy wykorzystywać siły i środki, które mamy. Wprowadzenie kolejnym strażaków nie zmieni nam sytuacji gaśniczej tak, że będzie ona trwała krócej. Spowoduje to tylko komplikacje logistyczne - powiedział mł bryg. Janowski.
Przypomnijmy: w Biebrzańskim Parku Narodowym spłonęło już co najmniej sześć tysięcy hektarów łąk i lasów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl