Białystok. Działacze PiS "na dywaniku" u prezesa. Byli przy kibolach, tłumaczyli się. Zostaną w partii
Radni Prawa i Sprawiedliwości, którzy pojawili się na demonstracji narodowców i kiboli blokujących Marsz Równości w Białymstoku, nie poniosą konsekwencji - dowiaduje się WP z kierownictwa partii. Te wezwało białostockich polityków partii rządzącej "na dywanik". Złożyli wyjaśnienia. Okazały się satysfakcjonujące dla prezesa PiS.
- Istnieją poważne podejrzenia, że politycy PiS brali czynny udział w podsycaniu agresji i nienawiści - mówiła po Marszu Równości w Białymstoku 20 lipca jedna z liderek opozycji Barbara Nowacka. - Czy radni PiS, którzy byli z kibolami atakującymi manifestujących [osoby LGBT - przyp. red.] zostali już wyrzuceni z PiS? Czy zostali zawieszeni? - pytała przewodnicząca Inicjatywy Polskiej.
Jak dowiaduje się WP, radny PiS sejmiku podlaskiego Sebastian Łukaszewicz, białostocki radny miejski PiS Henryk Dębowski oraz p.o. dyrektora gabinetu marszałka województwa podlaskiego Robert Jabłoński, ani nie zostali wyrzuceni z PiS, ani nawet zawieszeni.
- Istniało takie zagrożenie, ale chłopcy się wytłumaczyli - przekonuje nas ważny polityk PiS.
- Przed kim? - dopytujemy.
- Przed kierownictwem - przyznaje nasz rozmówca.
Wyjaśnienia uznane za prawdziwe
Potwierdza nam to rzecznik partyjnej dyscypliny PiS, eurodeputowany Karol Karski. - Działacze, o których pan mówi, złożyli stosowne wyjaśnienia, które zostały uznane za prawdziwe - mówi WP polityk.
Działacze PiS twierdzą, że znaleźli się przy - jak określa to Łukaszewicz - "protestujących przeciwko marszowi LGBT" dlatego, że "zwracali im uwagę, by nie naruszali oni spokoju osób modlących się przed Katedrą".
Pisowscy działacze z Białegostoku tłumaczyć się musieli po tym, gdy w Internecie zostały umieszczone zdjęcia, jak stoją z megafonami przy kibolach blokujących marsz środowisk LGBT. Zarzucano im, że uczestniczyli w blokadzie, która skończyła się atakiem na homoseksualistów manifestujących pokojowo w Białymstoku (zatrzymano wtedy grubo ponad 100 osób).
Ponadto TVN24 ujawnił, iż radnych PiS widziano w towarzystwie przywódcy bojówki kibiców na kontrmanifestacji w Białymstoku.
To Tomasz P. ps. Dragon. Na mężczyźnie ciążą zarzuty kierowania zorganizowaną grupą przestępczą oraz czerpania korzyści z prostytucji. P. miał również być zaangażowany w organizację kibicowskich ustawek.
Organizator kontrmanifestacji Adam Tołoczko podkreślał po publikacji TVN24, że Tomasz P. od kilku lat nie jest związany ze stowarzyszeniem kibiców Jagiellonii Białystok i nie pełnił żadnych funkcji porządkowych podczas sobotniej demonstracji. Pytani o to przez TVN Sebastian Łukaszewicz i Robert Jabłoński, nie chcieli komentować sprawy.
Marszałek wezwany
Wyjaśnień od nich chciało za to kierownictwo partii.
- Złożyli wyjaśnienia ustnie i na piśmie, zostały one przyjęte - ujawnia polityk z kierownictwa partii.
- Powinni ponieść konsekwencje? - pytamy europosła Adama Bielana.
- Powinni ponieść konsekwencje, jeśli udowodniono by im, że brali udział w starciach z policją. Ale tego rodzaju oskarżeń nie ma. Nie brali udziału w zamieszkach - odpowiada nasz rozmówca.
Inny dodaje: - Sprawa przycichła, nie ma tematu. Chłopcy nie zrobili nic złego, chciano przykleić im jakąś gębę. Nie pierwszy raz chce zrobić się z nas "faszystów".
Jak się dowiadujemy, sprawa nie od początku była taka "jasna" dla kierownictwa PiS. Przed partią musiał tłumaczyć się marszałek podlaski Artur Kosicki, szef białostockich struktur PiS, u którego pracuje Robert Jabłoński, uczestniczący w marszu przeciwko LGBT.
Szef podlaskich struktur PiS, szef MEN Dariusz Piontkowski zapytany, czy jego zdaniem prokuratura powinna przesłuchać podlaskich działaczy PiS, którzy pojawili się na blokadzie Marszu Równości w Białymstoku, odparł: - Nie ma żadnych ustaleń, które by to potwierdzały. Jak będą, wtedy się tym zajmiemy.
Sprawa przez partię została zamknięta.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl