Białoruskie wybory lokalne bez wyboru
Niewidoczna kampania wyborcza, niedopuszczanie
do głosu opozycji, niemal pełna bezalternatywność i przysłaniający
wszystko spór z Rosją o ropę naftową - w takich warunkach odbędą
się w niedzielę wybory lokalne na Białorusi.
12.01.2007 | aktual.: 12.01.2007 20:38
To nie będą wybory. Władza boi się nawet takich kampanii politycznych - ocenia niezależny publicysta Roman Jakowlewski. Z kolei internetowa gazeta "Biełoruskije Nowosti" pisze: "Władza stara się prowadzić kampanię w stylu minimalizmu".
Gdyby nie nadawane przed dziennikiem telewizyjnym instrukcje głosowania, można by się nie zorientować, że Białorusinów czekają wybory. Na ulicach Mińska nie widać plakatów, w blisko dwumilionowej stolicy władze wystawiły 70 tablic, na których kandydaci mogą wywieszać swoje ulotki.
Monitoring niezależnego Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy potwierdził, że temat wyborów zajmuje w mediach miejsce peryferyjne. Na ekranach i w prasie króluje spór z Rosją o ceny ropy naftowej.
Białorusini, mający wyłonić 22,5 tys. radnych wszystkich szczebli, praktycznie nie będą mieli wyboru: na jeden mandat przypada statystycznie 1,05 kandydata.
Opozycji, która zgłosiła blisko tysiąc kandydatów, udało się zarejestrować niespełna 250 z nich. Zgłoszenia odrzucano pod różnymi pretekstami, najczęściej sfałszowania podpisów na listach poparcia. Wystarczył jeden zakwestionowany podpis, przy czym zazwyczaj nie ujawniano, który, nie można więc było sprawdzić - powiedział Paweł Mażejka, rzecznik Aleksandra Milinkiewicza.
Zarejestrowani kandydaci mają niewielkie pole działania: udostępniono im 4 minuty czasu radiowego i przydzielono od 32 tys. do 250 tys. rubli (od 14 do 116 dolarów) na materiały drukowane. Z pomocy sponsorów ani własnych pieniędzy nie wolno im korzystać.
Opozycja od początku oceniała, że wybory zostaną sfałszowane. Deklarowała, że uczestniczy w nich tylko po to, by uzyskać szansę dotarcia do obywateli. Jednak mimo prawa do agitacji wyborczej kandydaci byli wielokrotnie zatrzymywani przez milicję i KGB, także za rozdawanie ulotek wyborczych.
Do wyborów dopuszczono niemal wyłącznie kandydatów wyznaczonych przez władze, którzy nie mają żadnych programów - podkreślił lider Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Anatolij Lebiedźka. Według niego jeden z takich kandydatów na spotkaniu wyborczym oświadczył, że ma program, ale go nie ujawni, bo jest tajny.
Opozycja zwraca uwagę, że do komisji wyborczych, mających łącznie prawie 13 tys. członków, nie dostał się ani jeden jej przedstawiciel. Na wybory nie zaproszono obserwatorów zagranicznych, a krajowym nie udziela się żadnych informacji, o czym informował Białoruski Komitet Helsiński.
Od wtorku trwa głosowanie przedterminowe, które - jak ostrzega opozycja - ułatwia manipulacje. Centralna Komisja Wyborcza podała, że w ciągu pierwszych trzech dni zagłosowało już 12,4% uprawnionych. Niezależne media donoszą o naciskach na uczelniach i w zakładach pracy, by studenci i pracownicy zagłosowali przedterminowo.
Bożena Kuzawińska