Białoruś: Ten weekend będzie kluczowy. Celem powtórka wyborów
Na Białorusi wciąż trwają protesty w związku z wyborami prezydenckimi. Opór opozycji nie słabnie, ten weekend okaże się kluczowy – mówi Wirtualnej Polsce reporter Tomasz Grzywaczewski.
Jan Rojewski, Wirtualna Polska: Duch opozycji nie słabnie?
Tomasz Grzywaczewski, "Foreign Policy": Nie, ale zostałem poproszony, żeby nie mówić o opozycji, a o ruchu społecznym. Mój ostatni rozmówca Pawieł Łatuszka, były ambasador Białorusi w Polsce, który wspiera Swiatłanę Cichanouską powiedział, że słowo "opozycja” oznacza mniejszość, a oni są przedstawicielami absolutnej większości społeczeństwa.
Jaki ta "większość" ma plan?
Najważniejsze są trzy postulaty. Wypuszczenie represjonowanych, postawienie przed sądem przedstawicieli milicji i OMONu odpowiedzialnych za przelanie białoruskiej krwi oraz organizacja wolnych wyborów. To co będzie się działo po ewentualnych wyborach w ogóle nie jest tematem. Łatiuszka podkreśla że "ruch społeczny” nie jest antyrosyjski, tylko tak mówi łukaszenkowska propaganda.
Pytanie czy należy iść bardziej w kierunku Rosji czy Europy, obecnie w ogóle nie jest poruszane. Najważniejsze jest obalenie reżimu, a łatwo nie będzie. Przedstawiciele ruchu są wzywani na przesłuchania, wczoraj mojemu rozmówcy oblano dom czerwoną farbą. Współpracownicy sugerowali mu ewakuację, ale nie chce wyjeżdżać, pomimo tego, że dla zwolenników Łukaszenki ma łatkę zdrajcy. Twardy facet.
A jak ocenia szanse na zwycięstwo?
Przewrotnie. Odpowiada, że uda się je osiągnąć "dziś lub jutro, ale nie pojutrze". Najważniejsze jest to, że doszło do odrodzenia narodu białoruskiego. To prawdziwy przełom mentalny, nawet względem protestów w ubiegłych latach. Choćby w 2010 roku.
Za ten przełom Białorusini płacą wysoką cenę.
Bardzo. Mam wrażenie, że nie całkiem zdajemy sobie sprawę ze skali przemocy jaka tu ma miejsce. Wczoraj spotkałem faceta, któremu granat hukowy urwał fragment stopy. Inny mówił o sobie, że jest "białoruską pandą", bo był bity tak długo, że cały spuchł. Pokazywał mi odcisk buta wojskowego na ramieniu. W dodatku demonstranci mówią o gwałtach jakich milicja dopuszcza się w aresztach przy pomocy gumowych pałek zarówno na kobietach jak i mężczyznach.
Zatrzymanym chorym uniemożliwia się dostęp do leków. Podobno były przypadki zapadnięcia w śpiączkę cukrzycową po przedłużających się zatrzymaniach. Warto dodać, że prześladowani są często łapani na ulicy albo wyciągani z aut. Milicja strzelała gumową amunicją w okna. Chodzi o zastraszenie całego narodu, a nie konkretnych ludzi.
Represje nie zdławią oporu?
Kluczowy jest nadchodzący weekend. Demonstracje w ciągu tygodnia zawsze przyciągają mniej osób. Jeśli jutro i pojutrze na ulice białoruskich miast wyjdą dziesiątki tysięcy protestujących to znaczy, że rewolucja dalej ma szanse. Obecnie jestem w Kuropatach na skraju Mińska. To miejsce stalinowskiej kaźni. Właśnie zaczyna się tu tworzyć żywy łańcuch, który ma sięgnąć, aż do serca stolicy.
To piękny happening pokazujący symboliczną ciągłość między minionymi i obecnymi wydarzeniami, ale nie wiem czy takie wydarzenia wystarczą. Jak na razie nie widziałem takiej determinacji jak na Ukrainie w 2014 roku, gdzie protestujący zdecydowali się siedzieć na Majdanie i okupować rządowe budynki bez względu na wszystko. Może to się wydarzy jutro. Ten weekend przesądzi o dalszym losie rewolucji.