Białoruś: liczenie głosów "pierwszym krokiem do wojny domowej"?
Opozycyjna koalicja "Niezależni obserwatorzy" zapowiedziała równoległe z oficjalnym liczenie głosów podczas wrześniowych wyborów prezydenckich na Białorusi. Państwowe media twierdzą, że to "pierwszy krok do wojny domowej".
W 500 wybranych punktach wyborczych - spośród niemal 7 tys. - niezależni obserwatorzy mają odczytywać dane z komisyjnych protokołów i przesyłać je - Internetem lub faxem - do centrum w Mińsku.
Na razie, aby zapobiec prowokacjom ze strony władz, nie podano, o które punkty wyborcze chodzi. Zapewniono jedynie, że wybrane zostaną w takich miejscach, które dadzą jak najlepszy obraz preferencji wyborczych Białorusinów. Opracowane w ten sposób prawdopodobne wyniki wyborów "Niezależni obserwatorzy" obiecują ogłosić już w nocy z 9 na 10 września.
Kierownik projektu Mirasłau Kobasa twierdzi, że celem równoległego liczenia głosów nie jest ogłaszanie rezultatów wygodnych dla opozycyjnych kandydatów. Naszym celem jest ogłosić prawdziwe wyniki wyborów. Jeśli okaże się, że zwycięzcą jest obecnie urzędujący prezydent, to taką właśnie informację ogłosimy - zapewnił.
Nie przekonuje to ani białoruskich władz, ani zależnych od nich państwowych mediów. Od kilku dni telewizja pokazuje programy, dzięki którym widzowie dowiadują się, że równoległe liczenie głosów podczas wyborów prezydenckich to początek wojny domowej, pewne wprowadzenie na Białoruś wojsk NATO, stworzenie przez Zachód marionetkowych władz i w następstwie przejęcie całego majątku narodowego. (an)