Białoruś. Co dalej z działaczami polskiej mniejszości? "Sprytny zabieg władz"

Po tym, jak MSZ ujawnił, że pod koniec maja do Polski przyjechały działaczki mniejszości polskiej na Białorusi, zasadne staje się pytanie: co dalej z Andżeliką Borys i Andrzejem Poczobutem. W opinii Agnieszki Romaszewskiej-Guzy, dyrektor TV Biełsat, oboje zostaną nadal w kraju Aleksandra Łukaszenki i mogą czekać miesiącami na proces.

O uwolnienie przedstawicieli ZPB apelowali przedstawiciele państw UE, a także szef unijnej dyplomacji
O uwolnienie przedstawicieli ZPB apelowali przedstawiciele państw UE, a także szef unijnej dyplomacji
Źródło zdjęć: © Agencja FORUM | Agencja FORUM
Sylwester Ruszkiewicz

Przypomnijmy, pod koniec marca w Grodnie została zatrzymana Andżelika Borys, przewodnicząca Związku Polaków na Białorusi. Miał jej zostać postawiony zarzut naruszenia przepisów o imprezach masowych. Ostatecznie wszczęto postępowanie karne dotyczące podżegania do nienawiści.

Zatrzymania i prokuratorskie zarzuty

O sprawie tej informował wtedy dziennikarz Andrzej Poczobut, który również został zatrzymany. Odmówiono mu kontaktu z adwokatem, co budzi poważne wątpliwości z punktu widzenia podstawowych praw człowieka.

Pod koniec marca białoruska prokuratura wszczęła w tej sprawie postępowanie karne. Zarzuty usłyszały również trzy inne działaczki mniejszości: Irena Biernacka, Maria Tiszkowska i Anna Paniszewa. Białorusini zarzucili im m.in. "rozniecanie waśni na tle narodowościowym".

Prokuratura twierdziła, że w swojej działalności "rehabilitują nazizm". W ten sposób białoruskie władze odbierają uroczystości upamiętniające na Białorusi żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego. Za takie postępowanie grozi kara więzienia od 5 do nawet 12 lat.

W środę MSZ poinformował, że 25 maja 2021 r. do Polski przyjechały trzy działaczki mniejszości polskiej. Andżelika Borys i Andrzej Poczobut zostali na Białorusi.

O przybyciu do Polski działaczek z Białorusi informowała także w mediach społecznościowych dyrektor Biełsatu Agnieszka Romaszewska-Guzy. W rozmowie z Wirtualną Polską Romaszewska-Guzy mówi, że polskie władze zachowały się bardzo humanitarnie.

- Mogę się domyślać, że zostały wcześniej odpowiednio poinformowane, że jest możliwość wypuszczenia ich za cenę deportacji. Z informacji, które mam, wiem, że wszystkie trzy działaczki musiały podpisać dokumenty, które przekazały im białoruskie władze. Przed granicą dano im papiery o zwolnieniu i zmuszono do podpisania oświadczenia o zakazie wyjazdu z Białorusi. Czyli – powrócić nie mogą. To jest sprytny zabieg białoruskich władz, który uniemożliwia powrót na Białoruś - mówi WP Agnieszka Romaszewska-Guzy.

Poczobut i Borys zostaną na dłużej?

A w co w przypadku pozostania na Białorusi Andrzeja Poczobuta i Andżeliki Borys?

- Jeżeli chodzi o postawę Andrzeja Poczobuta, to ona od początku była nieugięta. Mówił, że urodził się na tej ziemi i to jest jego ziemia. I, że jej nie opuści. Nie wiadomo, co dalej z nim będzie. Może czekać na proces bardzo długo, a nie ma gwarancji, że w ogóle się odbędzie. Na pewno ryzykuje, bo białoruskie służby mogą wydłużać śledztwo, a potem mogą je umorzyć - mówi nam dyrektor Biełsatu.

- Jeśli chodzi o postawę Andżeliki Borys, to w jej przypadku również było wiadomo, że nie chce wyjeżdżać z Białorusi. Ma tam matkę, braci. Byłoby trudne logistycznie przeprowadzać się z całą rodziną nagle do Polski. Andżelika zajmowała się przez 20 lat określoną działalnością, którą było rozwijanie polskości na Białorusi. Rozumiem ją, że nie wyobraża sobie innego funkcjonowania - dodaje Romaszewska-Guzy.

O uwolnienie przedstawicieli Związku Polaków na Białorusi apelowali przedstawiciele polskich władz państwowych, państw UE, a także szef unijnej dyplomacji Josep Borrell. Działania władz w Mińsku wobec mniejszości polskiej były powodem zapowiedzi kolejnej tury sankcji, które UE ma nałożyć na białoruskie władze.

- Decyzja o wypuszczeniu polskich działaczek jest najpewniej wynikiem międzynarodowej awantury po zawróceniu samolotu i zatrzymaniu działacza opozycyjnego Ramana Pratasiewicza. Zarzuty wobec polskich działaczy są absurdalne i sfingowane, więc reżim Łukaszenki wolał uniknąć kolejnego skandalu i wypuścić nasze działaczki. Przy okazji białoruski reżim pozbywa się kłopotów. I zastrasza polską mniejszość i osoby, które poczuwają się do polskich korzeni - puentuje Romaszewska-Guzy.

Związek Polaków na Białorusi został w 2005 roku zdelegalizowany przez władze białoruskie, jednak pomimo tego prowadzi działalność. W marcu podczas zjazdu organizacji Andżelika Borys została ponownie wybrana na jej przewodniczącą.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (49)