PolitykaBezpieczniej jest wkurzyć kilka milionów fanów "Blondynki" niż jednego prezesa

Bezpieczniej jest wkurzyć kilka milionów fanów "Blondynki" niż jednego prezesa

W niedzielę, kiedy stacje komercyjne od rana do nocy relacjonowały jubileuszowy, bo już 25. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy widzowie Telewizji Publicznej byli informowani, że o godz. 20.20 zostanie wyemitowany dokument pt. "Pucz". Kiedy wybiła ta godzina, czyli krótko po światełku do nieba, które wieńczy każdy finał WOŚP, w telewizyjnej Jedynce zaczął się "Pucz". Przed telewizorami zasiadły podobno 3 miliony 339 tys. widzów, w tym dziennikarze. Ci ostatni nie tylko z ciekawości, ale też ze służbowego obowiązku. Dokument najwyraźniej nie przypadł wielu z nich do gustu, gdyż na Twitterze, tuż po emisji, przeważały zdecydowanie krytyczne komentarze.
Jaki "pucz" taki i dokument o nim— Konrad_Piasecki (@KonradPiasecki) 15 stycznia 2017

Bezpieczniej jest wkurzyć kilka milionów fanów "Blondynki" niż jednego prezesa
Źródło zdjęć: © WP | Konrad Żelazowski

16.01.2017 | aktual.: 17.01.2017 08:02

"Pucz" to nie dokument

Wojciech Krzyżaniak, który pisze o mediach od lat, w rozmowie z Wirtualną Polską zaskakuje już na wstępie. Wzbrania się i wzdryga przed nazywaniem "Puczu" dokumentem.

- To nie jest dokument. Nazywanie "Puczu" w reżyserii pani Ewy Świecińskiej dokumentem to obelga pod adresem prawdziwych dokumentów i świetnych polskich dokumentalistów. Przypomnę tylko, że rozróżniamy dwa rodzaje dokumentów. Te artystyczne, które są niezwykłe ze względu na formę (to te, które często walczą o filmowego Oscara)
oraz te, które są zapisem czegoś ważnego, godnego uwagi. Tu natomiast mamy zlepek przypadkowych, dowolnie ułożonych ujęć. Nie dostrzegamy opisu wydarzeń, które do czegoś prowadzą. Moim zdaniem ten film to zapis stanu emocjonalnego autorki, jej wrażeń z ostatnich miesięcy, a może nawet roku. Kiedy szukam określenia dla opisania tego wideo to przychodzi mi do głowy ... filmowy kolaż, filmowa mozaika - wyjaśnia Krzyżaniak.

Twórcy prawie nieznani

O tym, że "Pucz" jest dziełem Ewy Świecińskiej, drugiej reżyserki filmu fabularnego pt."Smoleńsk" dowiadujemy się z zapowiedzi, która znajdowała się na stronie TVP.Info. Bo film nie posiada tzw. tyłówki, czyli napisów końcowych, gdzie zwykle umieszcza się nazwiska wszystkich twórców czyli reżysera, scenarzysty, producenta, operatora kamery, dźwiękowca itd. Filmowy kolaż kończy napis na czarnym tle: "Telewizja Polska S.A. 2017". Czyżby twórcy wstydzili się swojego dzieła?

- Podejrzewam, że chodziło raczej o pośpiech. Było zlecenie na ten film i trzeba go było szybko wyprodukować. Poza tym, podobny zabieg z brakiem tyłówki, która zawiera listę twórców upodobała sobie np. pani Anita Gargas. W jej przypadku i tutaj pewnie też, chodziło o zbudowanie pewnego nastroju, że film powstał w słusznej sprawie, że liczy się tylko prawda. To nadaje pewien posmak wyjątkowości - dodaje Krzyżaniak.

Wykorzystano materiały TVN i Agory

W filmie "Pucz" wykorzystano materiały, które należą m.in. do Telewizji TVN i Radia TokFm (właściciel Agora). Łatwo można je rozpoznać, bo są opatrzone charakterystycznym paskiem i logo. Niestety nikt w TVP nie wysilił się, żeby te materiały podpisać. A tak nakazuje wewnętrzny dziennikarski kodeks. Jednak żadnych problemów natury prawnej TVP z tego tytułu raczej mieć nie będzie, twierdzi Krzyżaniak.

- Jak coś zostanie przez nas zmontowane z innych materiałów i nadamy temu jakąś nową wartość to jest już nasz autorski materiał. Tak mówi prawo prasowe - przyznaje Krzyżaniak.

Emisja jednak w prime time

Zastanawiające jest także to, że wbrew wcześniejszym zapowiedziom "Pucz" Świecińskiej został wyemitowany nie o godz. 14.55, ale po głównym wydaniu Wiadomości, czyli w najlepszym czasie antenowym.
- Zmiana godziny emisji nastąpiła, przyznam nieskromnie, po moim tekście w "Newsweeku", gdzie nie kryłem zdziwienia, że zdecydowano się na emisję o godzinie 14.55 (!). Wymyślałem scenariusze, jakie będą tego konsekwencje. Przecież o tej godzinie to nie mogło się dobrze oglądać. W nocy dowiedziałem się ze swoich źródeł, że godzina została, zgodnie z moją sugestią, zmieniona. Wtedy też ukułem stwierdzenie, z którego jestem bardzo dumny, mianowicie: Bezpieczniej jest wkurzyć kilka milionów fanów "Blondynki" (popularny serial TVP) niż jednego prezesa - wyjaśnia Krzyżaniak.

TVP milczy ws. "Puczu"

Wirtualna Polska próbowała się skontaktować zarówno z autorką filmu, jak i z Biurem Prasowym TVP m.in. w kwestii braku napisów końcowych oraz źródeł filmowych, które zostały w nim wykorzystane. Niestety nie uzyskaliśmy komentarza.

Wojtek Krzyżaniak nie ma żadnych skrupułów, żeby film Świecińskiej określić mianem męczącej "amatorszczyzny". Przyznaje jednak, że ten kolaż może się podobać widzom, którzy są zdeklarowanymi zwolennikami "dobrej zmiany". Bo to dla nich dobra okazja do pośmiania się z opozycji parlamentarnej.

Twórca "Smoleńska". To był pucz

Wirtualna Polska zapytała o wrażenia po obejrzeniu filmu także wybitnego reżysera, Antoniego Krauzego. W końcu pracował z reżyserką "Puczu" przy swoim filmie, czyli przy "Smoleńsku".

- Ten dokument zrobił na mnie spore wrażenie. Miałem okazję zobaczyć w montażowym skrócie to, czego nie widziałem wcześniej. Jestem przekonany, że mieliśmy do czynienia z próbą puczu - dodaje Krauze. Na słowie "pucz" nasza rozmowa z reżyserem się niestety zakończyła.

Poseł Stanisław Pięta na Facebooku opisał swoje refleksje po obejrzeniu "Puczu". Przyznała, że nie wierzył, ale doznał olśnienia.

Reżyserka dokumentu o śp. Marii Kaczyńskiej pt." Dama", Maria Dłużewska przyznała, że "Pucz" z przyczyn osobistych mogła oglądać tylko jednym okiem, a właściwie to "połową jednego oka".

- To, co widziałam podobało mi się. Dzwonią do mnie znajomi i opowiadają, że podobało im się to, że w filmie nie ma narratora. Ja też lubię w dokumentach ten zabieg - wyjaśnia Dłużewska.

dokumenttvpjacek kurski
Zobacz także
Komentarze (84)