Bezpieczeństwo Afryki zależy od pieniędzy
Przywódcy państw afrykańskich z wielką pompą zadeklarowali w Addis Abebie gotowość do uśmierzania nękających Czarny Kontynent wojen za pomocą świeżo powołanej Rady Pokoju i Bezpieczeństwa, przyznając zarazem, że wszystko będzie zależało od pieniędzy i gotowości ich wyłożenia przez kraje Afryki.
Na inauguracyjnym posiedzeniu organu Unii Afrykańskiej (UA) - Rady Pokoju i Bezpieczeństwa, wzorowanej na Radzie Bezpieczeństwa ONZ i na razie finansowanej głównie przez Unię Europejską, prezydent Nigerii Olusegun Obasanjo zapowiedział, że Rada będzie podejmować "szybkie działania" wobec państw, w których dochodzi do "poważnych naruszeń praw człowieka, do ludobójstwa i zbrodni przeciwko ludzkości".
W ten sposób UA pragnie zdystansować się od swej poprzedniczki, Organizacji Jedności Afrykańskiej, paraliżowanej przez zasadę nieingerencji.
Zadaniem liczącej 15 państw członkowskich afrykańskiej Rady jest zapobieganie, rozwiązywanie i zarządzanie konfliktami.
Przywódcy afrykańscy wyraźnie chcieliby uniknąć powtórzenia przypadków masowych rzezi, takich w 1994 roku w Ruandzie, gdzie ekstremiści z większościowego plemienia Hutu wymordowali 800 tys. ludzi mniejszości Tutsi, a także mniej wojowniczo nastawionych członków własnego plemienia. Pozostaje kwestia, czy do przekucia tych pokojowych zamierzeń w czyn państwom afrykańskim oprócz dobrych intencji wystarczy także pieniędzy.
Na razie nie można ich znaleźć dla 15 tys. żołnierzy afrykańskich sił pokojowych, jakich domagała się od UA wspólnota międzynarodowa. Pieniądze na tzw. afrykańskie siły szybkiego reagowania pochodzą głównie od Unii Europejskiej, która przekazała na zapobieganie konfliktom w Afryce na najbliższe cztery lata 250 mln euro.
Afryka, najuboższy kontynent świata, potrzebuje jednak na ten cel setek milionów dolarów rocznie - podkreślono we wtorek na inauguracyjnej sesji Rady Pokoju i Bezpieczeństwa. Musi też "wykazać polityczną wolę uwolnienia Rady od przytłaczającej zależności zewnętrznej".
Skupiająca 53 państwa Unia Afrykańska mogła się dotąd pochwalić względnym powodzeniem swych misji pokojowych w Demokratycznej Republice Konga (d. Zair) i na wyspach Komorach, na Oceanie Spokojnym. Do sukcesów zalicza też osiągnięty w ubiegłym tygodniu przełom w rokowaniach pokojowych między rządem Sudanu i rebeliantami z południa kraju.
Ale Afryką wstrząsają w dalszym ciągu liczne stare i nowe wojny, m.in. w regionie Darfuru w zachodnim Sudanie, gdzie w ciągu trwającego ponad rok konfliktu zginęło około 30 tys. osób. Pilnego rozwiązania wymaga też tlący się konflikt graniczny między Etiopią i Erytreą, które z jego powodu stoczyły niszczycielską wojnę w latach 1998-2000.
"Wspólnota międzynarodowa jest zobowiązana do solidarności z Afryką", która sama nie poradzi sobie z problemami bezpieczeństwa - powiedział we wtorek rzecznik prezydenta Unii Afrykańskiej, Adam Thiam. "Ale uciekanie się do pomocy finansowej z zewnątrz nie jest rozwiązaniem trwałym, gdyż Afryka potrzebuje także wewnętrznych wysiłków dla rozwiązania swych problemów" - dodał.
wk/ ro/ bsb/