Bezkarni drogowi piraci
Polacy nie płacą mandatów wystawionych przez
policję i sądowych kar - tylko w 2003 r. do skarbu państwa nie
wpłynęło ponad pół miliarda złotych - pisze "Gazeta Wyborcza"
03.09.2004 | aktual.: 03.09.2004 06:55
Podobnie było rok wcześniej: - 615 mln zł zaległości - mówi Małgorzata Pomianowska, rzecznik NIK. Dla porównania: w ciągu siedmiu miesięcy tego roku do budżetu wpłynęło z tytułu podatku od zysków z oszczędności i dochodów kapitałowych (tzw. podatek Belki) prawie 536 mln zł.
Jeden z inspektorów NIK wypisał rekordzistów z Dolnego Śląska. Kierowca z Wałbrzycha nie zapłacił 65 mandatów na 4,4 tys. zł, inny z Jeleniej Góry kar miał "tylko" 29, ale za to na 12,3 tys. Co im grozi? Nic - obaj piraci drogowi pozostają bezkarni, gdyż ich mandaty... przedawniły się. Zdaniem wrocławskiej NIK system szwankuje na całej linii.
Według "Gazety Wyborczej", policjanci, którzy wypisują mandaty, robią błędy w nazwiskach i adresach kierowców. Zdarza się, że wypisują kary na deszczu, a kiedy blankiet wyschnie, nic nie można odczytać. Pracownicy urzędów wojewódzkich spóźniają się z wystawianiem tytułów egzekucyjnych nawet rok. A na koniec są problemy ze ściąganiem należności od dłużników. Poborcy skarbowi nie są zbyt gorliwi - mówi kontroler NIK. Często po jednej wizycie u dłużnika wysyłają do urzędu wojewódzkiego informację, że mandat jest nieściągalny.
Skutek? Tylko na Dolnym Śląsku w 2003 r. roku nie wyegzekwowano mandatów i innych kar na przeszło 36 mln zł. 90 tys. osób umorzono długi na prawie 10 mln zł.
Tymczasem w łódzkim urzędzie wojewódzkim udaje się wystawiać dokumenty w dwa miesiące od wypisania mandatów. W Bydgoszczy usprawniono pracę komórki zajmującej się mandatami i udało się wyciągnąć od dłużników milion złotych z mandatów z 2002 r. Wcześniej pieniądze te uznano za niemożliwe do wyegzekwowania. Skuteczną receptą okazały się rotacyjne dyżury pracowników z innych wydziałów w sekcji mandatowej - mówi Małgorzata Dysarz, rzecznik urzędu wojewódzkiego.