Bezdomny koczuje w namiocie pod izbą wytrzeźwień
Bezdomny Zbigniew K. od miesięcy koczuje w
lichym namiocie pod szczecińską izbą wytrzeźwień.
Ludzie czasem podrzucą mu coś do jedzenia i darują parę groszy.
Miejskie służby bezskutecznie namawiają go na przenosiny do
schroniska. Zbigniew K. odpowiada, że jest wolnym człowiekiem i
łaski nie chce - opisuje "Kurier Szczeciński".
12.12.2006 | aktual.: 12.12.2006 02:53
55-letni mężczyzna jest bezdomny od kilku lat. Ma amputowaną jedną nogę, drugą chorą. Mówi, że wylądował na ulicy, bo rodzina sprzedała mieszkanie. Owszem, korzystał ze schronisk, ale za nic do nich nie wróci.
Dziurawy, ortalionowy namiot na trawniku przed izbą wytrzeźwień jest wypchany materacami i kołdrami. Zbigniew K. mówi, że dostał je z pomocy społecznej. Kiedy był w schronisku, otrzymywał stały zasiłek. Teraz nie jest w stanie go odbierać, bo nie ma dowodu osobistego ani sił, żeby załatwiać formalności. Pokazuje reklamówkę z jedzeniem - wystarczą konserwy, które przynoszą dobrzy ludzie.
Znamy tego pana od wielu lat- mówi Zbigniew Szober, kierownik Pogotowia Zimowego, powołanego przez Szczecin do interwencji w sprawach bezdomnych podczas okresu chłodów. Kilka razy przebywał w szpitalu przy ul. Mącznej, zimował w różnych schroniskach, w ub. roku przez jakiś czas koczował w sklepowej witrynie przy ul. Krzywoustego. Odmawia korzystania z pomocy, a wbrew jego woli nic nie zrobimy.
Szczecin ma ok. 600 miejsc w przytuliskach. Bezdomni z terenu gminy otrzymują w nich łóżko i gorący posiłek. Wszędzie jednak obowiązuje zakaz picia alkoholu, a uzależnieni muszą się poddać terapii. To wielu zniechęca. Dlatego miasto jest pełne dzikich koczowisk. Jednym z obleganych ostatnio miejsc jest teren byłego kąpieliska Gontynka. (PAP)