"Bez wątpliwości to piloci Tu‑154 są winni katastrofy"
Konstanty Miodowicz, poseł Platformy Obywatelskiej w audycji "Gość Radia ZET" powiedział, że winę za katastrofę smoleńską ponoszą piloci prezydenckiego Tu-154. - Fakty są najzupełniej oczywiste. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że piloci odpowiadają w sposób bezpośredni za przebieg tragicznych wydarzeń - mówił. Miodowicz podkreślił, też, że jego zdaniem piloci byli niewystarczająco przeszkoleni do lotów z najważniejszymi osobami w państwie.
02.12.2010 | aktual.: 03.12.2010 11:55
: A gościem Radia ZET jest Konstanty Miodowicz, Platforma Obywatelska, były szef kontrwywiadu wita Monika Olejnik, dzień dobry. : Witam, dzień dobry. : Ledwo pan dojechał z poświęceniem. : Dojechałem z dużym trudem, kawał męskiej przygody za mną. No cóż przedwczoraj podjąłem nieudaną próbę dotarcia do Warszawy, a dzisiaj mi się to udało i Boga za to chwalę. : I poduszka powietrzna, tak, poszła. : Tak, trochę wcześniej. : Tak, tak. : Tak, tak, trzeba powiedzieć, że doświadczyłem po raz pierwszy wypadku drogowego i tym sposobem stałem się trudniejszym klientem dla PZU. : No i tym sposobem zmierzamy do polityki, bo PiS oskarża Platformę Obywatelską, że nie daje sobie rady ze śniegiem w kraju. : No muszę powiedzieć, że jestem oczywiście rozbawiony tego rodzaju wykorzystywaniem każdej okazji do ataku na Platformę Obywatelską. Nas wzrusza widok przecież poruszających się przez Waszyngton w czasie śnieżyc waszyngtońskich narciarzy, który fotografuje się na tle Kapitolu, albo Białego Domu, nas w ogóle nie obchodziło
to, co działo się parę dni temu w Niemczech, a też wiązało się z ogromnymi utrudnieniami komunikacyjnymi. Natomiast kłopoty komunikacyjne w Polsce wtedy, kiedy są zawieje i pada cały czas i śnieg doprowadzają nas do szewskiej pasji. A cóż, no jesteśmy narodem poniekąd wybranym, jak twierdzą niektórzy działacze PiS, ale jak do tej pory pogoda nie akceptuje tej koncepcji odnajdywania się Polski we Wszechświecie. : A co robią politycy wybrani, senator PO mówi tak, „jak będziesz fikał to dostaniesz w ryj, to że Dyduch kąsa to ch... mu w d..., został wydymany a w zarządzie chyba nie będzie, a jak będzie fikał to jeszcze w ryj dostanie”, tak mówi senator Platformy Obywatelskiej. : I czy pani domaga się komentarza. : Oczywiście. : No oczywiście ten komentarz może być jeden. : Roman Ludwiczuk, Roman Ludwiczuk żeby wszystkie dzieci zapamiętały, które słuchają Radia ZET. : No komentarz musi być w wydźwięku wysoce dydaktyczny, ale tak zupełnie szczerze jestem zgorszony tym, że wśród moich zacnych kolegów, znalazł się
ktoś, kto w rozmowach z partnerami używa po pierwsze takiego języka, a po drugie i to przede wszystkim praktykuje czynności, które noszą znamiona korupcji politycznej. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że znając ortodoksję w zakresie egzekwowania pewnych standardów w Platformie Obywatelskiej, pan senator może swoją karierę polityczną uznać za złamaną. : Nie powinien być w szeregach Platformy Obywatelskiej i nie będzie. : No ja nie wiem czy nie będzie w naszych szeregach, natomiast niewątpliwie tego rodzaju działania, które kojarzą się z praktykami PiS z roku 2006 zostaną przez nas potępione. I słusznie. : Panie pułkowniku, a jak pan ocenia to, co się wydarzyło w przestrzeni dyplomatycznej, portal WikiLeaks skompromitował dyplomację amerykańską? : No pułkownik stwierdza, że przede wszystkim system ochrony informacji, który dla nas zawsze był wzorem, system ochron informacji w Stanach Zjednoczonych jest systemem szwankującym i to, co się zdarzyło jest uderzeniem w autorytet i w markę tego wielkiego kraju.
Nie wyczytujemy na obchodzącym nas obecnie portalu jakiś nadzwyczajnych rewelacji, mając na uwadze szczególnie chronione tajemnice. Dowiadujemy się o kuchni dyplomatycznej. Każdy, kto czytał depesze dyplomatyczne, wie, że one są pisane bardzo często bardzo wyrazistym językiem i są w swoich ocenach dosadne, mają charakter roboczy. Natomiast Stany Zjednoczone niewątpliwie poniosły klęskę wizerunkową i czasami się zastanawiam, co się stało na arenie międzynarodowej. Czy to rzeczywiście wyraz swoistego, proszę wpisać to słowo w cudzysłów, postmodernizmu politycznego. Otóż parę miesięcy temu przeżywaliśmy aferę szpiegowską, która spowodowała wykwit rumieńców na obliczu żelaznego Władimira Władimirowicza Putina, a teraz natomiast Stany Zjednoczone doświadczają czegoś, co jest również kompromitujące dla nich. : Tak, a przepraszam, tak, tylko, że afera zakończyła się tym, że agentka jest roznegliżowana, jest najbardziej popularną modelką w Rosji. : Jedno i drugie wydarzenie posiada wspólny mianownik, jest zabawne,
jest gorszące, powoduje, że w stosunkach międzynarodowych partnerzy rozmawiają ze sobą i będą rozmawiać, przez pewien okres czasu w atmosferze zażenowania. : No tak, ale po co Hillary Clinton odciski palców, DNA szefa ONZ. : Pani Hillary Clinton zapewne byłaby znacznie lepszym w tym przypadku rozmówcą ode mnie. : No, ale pan jest fachowcem, to proszę powiedzieć do czego jej to potrzebne. : Przypuszczam, że pani Hillary Clinton uzyskała informacje ze strony wspierających ją służb tajnych, przypomnijmy, iż kierowany przez nią departament stanu dysponuje suwerenną, samodzielną służbą wywiadowczą, które postanowiła pogłębić, a były one zapewne dyskredytujące sekretarza generalnego. No cóż, my po casusie Waldheima wiemy, że nie zawsze anioł kieruje wspólnotą międzynarodową, będąc sekretarzem generalnym ONZ. : Chyba, że to było działanie prewencyjne. : No chyba, że byłoby to działanie prewencyjne, wtedy muszę powiedzieć, że byłbym zdumiony ofensywnością, zupełnie nieofensywnej, pasywnej administracji Baracka
Husajna Obamy. : Bill Clinton mówi, nazywa Assange przestępcą i mówi, że wiele osób straci przez niego życie i karierę. : Znaczy karierę tak, karierę zapewne zakończą w administracji federalnej ci, którzy byli odpowiedzialni za systemy ochrony informacji, chroniących informację dyplomatyczną, natomiast póki co, z tego, co ujawniono nie odnajdujemy niczego, co mogłoby być bardzo niebezpieczne i groźne dla wymienianych w depeszach osób. Najbardziej obciążające fakty dotyczą akurat tego, który może czuć się bardzo bezpieczny, póki co, mówię póki co, bo jesteśmy przecież w okresie globalnego terroryzmu, mam na myśli króla Arabii Saudyjskiej. : No tak, a Putin się obraził, obraził się, że nazywa go się Batmanem... : Niepotrzebnie. : Miedwiediewa Robinem, jest mu przykro. : Akurat Rosjanie, co rzecz zastanawiająca, podobnie jak Chińczycy, na co zwrócili uwagę analitycy obserwujący bieg wydarzeń, prezentują się zupełnie nieźle. : Prawda, a może Julian Assange jest agentem. : Ja postawiłem bardzo śmiałą,
prowokacyjną tezę o łączności tego, co wydarzyło się kilka miesięcy temu i co nazywamy aferą szpiegowską pani Chapman oraz towarzyszy, a tym, co obecnie doświadczamy, natomiast jest to luźne póki co skojarzenie, efektowne, ale cieszę się, że pani myśli na bardzo podobnych do mnie częstotliwościach. : A kto według pana powinien ponieść konsekwencje za to, co się wydarzyło 10 kwietnia? : Trudno mi komentować. Fakty, które są najzupełniej oczywiste, nie ulega najmniejszej wątpliwości, że piloci odpowiadają w sposób bezpośredni za przebieg tragicznych wydarzeń. Nie ulega wątpliwości, że byli oni kiepsko przeszkoleni i ich psychika nie predestynowała ich do odnalezienia się na tak trudnym odcinku, z którego wynikała ochrona bezpieczeństwa lotu najważniejszych w państwie osób. I to jest fakt i to jest oczywistość. Natomiast cała sprawa posiada oczywiście tło w tandetyzmie, bardzo charakterystycznym dla naszego kraju, no posiadamy w tym względzie szereg europejskich analogii, no niemniej jednak trzymajmy się
własnego podwórka. W tandetyzmie obowiązujących procedur dotyczących przemieszczania się osób stanowiących kierownictwo państwa, no i odnoszę wrażenie, że z tego całego wielkiego zamieszania, z tego wielkiego harmidru politycznego, który towarzyszy sprawie, miejmy nadzieję uda się wyciągnąć kilka pozytywnych wniosków, które spowodują, iż zaistnienie podobnych, bezprecedensowych w historii świata wydarzeń w przyszłości nie będzie już możliwe. : Edmund Klich mówi w wywiadzie dla Wirtualnej Polski: „Niestety prawda może być niewygodna dla ministra Millera, który nadzoruje BOR, a jak wiemy BOR jest we wszystko zamieszany, jeśli bowiem chroniło się prezydenta na lotnisku, które jest kawałkiem betonu w polu, nie ma procedur dotyczących lotów osób ważnych, to jest to problem”. : Przecież pan Klich jest moim w stopniu kolegą, jest również pułkownikiem Wojska Polskiego i pan Klich jest póki, co uznanym ekspertem w zakresie technicznych aspektów rozpoznawania katastrof lotniczych, byłoby dobrze jakby nie wypowiadał
się na tematy, o których nie ma chyba bladego pojęcia. Co gorsze, muszę powiedzieć, że to co powiedziałem niestety pozostanie zapewne postulatem dlatego, że pan Klich jest bardzo w komentarzach wyrywny. On jest żądny kontaktów z mediami, epatuje je tezami, które zawsze wzbudzają no mieszane uczucia, a później okazuje się, że były przejawem niekompetencji tego człowieka. : No, ale na przykład mówi, że z raportu MAK wynika, że to nie był zamach. : A co ma piernik do wiatraka, no to oczywiście, BOR rozumiem już przestajemy jego rolę w tym wydarzeniu komentować. : Tak, BOR, bo już, tak. : Skomentowałem to w sposób bardzo ogólnikowy, nie do końca może grzeczny, ale mówiłem od serca. Natomiast, jeżeli chodzi o to, że nie był to zamach terrorystyczny, no to dla każdego poza czytelnikami „Dziennika Polskiego” i słuchaczami wiadomej rozgłośni radiowej emitującej swoje programy z Torunia jest to fakt zupełnie oczywisty. Jeżeli w MAK znajdzie się również teza, że trudno połączyć tą katastrofą z aktywnością Marsjan,
zgodzę się z nią z góry. : Ale, nie uważa pan, że można było na przykład elektronicznie zakłócić system nawigacyjny. : Można by to zrobić, ale nie istniały żadne poza spekulacjami chorych umysłów przesłanki do tego rodzaju twierdzenia. : Bronisław Wildstein, historyk Andrzej Nowak i kilka innych osób występują w filmie „List z Polski”, który został wyświetlony w Holandii i mowa jest o tym, że Rosjanom zależało na tym żeby się pozbyć Lecha Kaczyńskiego. : No cóż, ja bardzo ubolewam, że ludzie, których, z którymi powiązała mnie przyjaźń ugruntowana w wydarzeniach, które już mają wymiar historyczny, wmanewrowują się w jakieś zupełnie błędne ścieżki i meandry myśli. Odnoszę wrażenie, że frustracja, wściekłość, żal i ból zakłócają prawidłowość przeprowadzanych przez nich analiz. No cóż, Rosjanie nie kochali Lecha Kaczyńskiego, ale ostatni znany mi, niewątpliwie potwierdzony fakt zrealizowania przez państwową służbę no poprzednika Federacji Rosyjskiej, ZSRR, bo aż do takich czasów musimy sięgnąć, która dała efekt
śmierci osoby, to był zamach na Banderę, był to 1954 rok. Wszystko, co później, między innymi wiązało się na przykład przed paroma laty z incydentami londyńskimi, należy poczytywać za wydarzenia niepowiązane bezpośrednio z aktywnością struktur państwa rosyjskiego i dlatego wyznam, że istniał cały szereg możliwości dyskredytowania Lecha Kaczyńskiego na arenie międzynarodowej, bez sięgania po spektakularne i obosieczny środek, jakim by był zamach na jego życie. : Ja wiem, ale Litwinienko nie zmarł śmiercią naturalną. : Jak najbardziej, nie zmarł śmiercią naturalną, ale pytanie na ile, przecież mówiłem o tym przed chwilą, tylko byłem oględny, mówiłem o incydencie londyńskim, pytanie na ile sprawa Litwinienki wiąże się z funkcjonowaniem pos-kagiebowskiego środowiska, a struktur państwowych. Pytanie, na które na razie odpowiedzi nie znamy. : A co pan powie o śledztwie w sprawie notatki o dobijaniu rannych, fałszowano notatkę i to w służbach specjalnych. : Powiem to, co mówią wszyscy, którzy są obdarzeni no,
wydaje mi się, możliwością rozumowania w kategoriach zdroworozsądkowych. Otóż po pierwsze odbiór tego rodzaju informacji, ich rezonans w środowiskach społecznych i politycznych naszego kraju, no świadczył tylko o gigantyzmie zacietrzewienia w walce z rządem, bo przecież wiemy, że teza stawiana była w sposób następujący – otóż Putin dogadał się z Donaldem Tuskiem i razem zrealizowali pewne przedsięwzięcie, którego finałem ostatecznym było dobijanie rannych, którzy znaleźli się na miejscu katastrofy samolotowej 10 kwietnia bieżącego roku. Natomiast to, że podstawą tego rodzaju plotek, podstawą tego rodzaju domysłów mogły być informacje wywiadowcze oczywiście jestem zaniepokojony, włożyłbym to między baśnie, gdyby nie to, że szef agencji wywiadu nadał sprawie bieg formalny. A włożyłbym to między baśnie, dlatego, że zastanawia mnie nie tylko to, że dokonano pewnego fałszerstwa, zdaniem dyrektora służby, ale to, że ta informacja wyciekła z zasobów informacyjnych Agencji Wywiadu, no nawet. I to ma wymiar taki już
trochę formalny, z czym my mamy do czynienia. Mamy do czynienia nadal z durszlakiem informacyjnym, cieknie, jak mu się tam spodoba. : Oj cieknie, cieknie, no właśnie i trzeba sprawdzać skąd cieknie i dlatego pan myśli, że zbiera się bilingi dziennikarzy, przynajmniej zbierano za czasów rządów Jarosława Kaczyńskiego, moje bilingi były w zainteresowaniu przez dwa lata, ostatni raz pobrano informacje na temat moich bilingów w 2007 roku, 12 października na kilka dni przed wyborami. : Proszę pani, komisja do spraw służb specjalnych, której członkiem mam zaszczyt być, dokonywała stosownych ustaleń i według informacji, które otrzymaliśmy w sposób oficjalny, od przedstawicieli rządu, w imieniu rządu, rozumiem w imieniu również premiera, który stoi na czele wspólnoty wywiadowczej naszego kraju, otrzymaliśmy informacje o tym, że dziennikarze, jak mówi policja, przechodzili w bilingach innych osób, które były w zainteresowaniu służb specjalnych oraz policji. I to przez rozszyfrowywanie ich bilingów docierano do ustaleń
dotyczących dziennikarzy. : Nie, akurat w moim przypadku był komunikat. : Jeżeli następnie pogłębiano tą informację przez pobór bilingów dotyczących kontaktów dziennikarskich popełniono błąd. Popełniono błąd, ponieważ po pierwsze tego rodzaju informacje, nasze państwo nie jest w stanie utrzymać w tajemnicy. A ich następnie rezonans jest fatalny. Jeżeli policja chciała pójść na skróty, nie celem inwigilowania pani i innych dziennikarzy, ale celem uzyskania, naprowadzenia na wasze kontakty, które bezpośrednio interesowały służby i policję, no to popełniono kolejny błąd. : Ja myślę, że można też zadać pytanie, czy służby nie były narzędziem polityków, bo być może politycy byli zainteresowani bilingami dziennikarzy i kontaktami dziennikarzy. : Możliwe i dlatego na pewno, chociaż pobór bilingów dotyczących dowolnego obywatela naszego kraju, łącznie z księdzem prymasem jest dostępny instytucjom, które... : No ja wiem, ale ja wiem o sobie, że byłam w zainteresowaniu służb przez dwa lata. : ...posiadają stosowne
kompetencje, mam na myśli sądy, prokuratury, policję, służby – to jednak tego rodzaju praktyki należy przede wszystkim rozpoznać w trybie postępowań prokuratorskich, zorientować się czy doszło do naruszenia prawa, a jeżeli nie doszło no to jednak ta sprawa powinna być przedmiotem przeglądu stosownych regulacji prawnych, ponieważ nie służy nikomu w naszym kraju przeświadczenie o tym, iż dziennikarze w sposób bezpośredni są inwigilowani. Byłoby może lepiej i właściwie, gdyby dziennikarze byli bardziej otwarci na kontakcie z przedstawicielami, egzekutorami prawa i pozwolili od czasu do czasu na przeprowadzenie rozmów, które by pomogły policji i służbom w ich pracy. : W przypadku ciężkich przestępstw, tak. : Na to już policja nie liczy. : W przypadku ciężkich przestępstw tak, w przypadku – nie wiem – zdrady stanu, racji stanu tak, ale w innych przypadkach mówię nie, Olejnik mówi Miodowiczowi, dziękuję bardzo. : Dziękuję. <\czat>