Bez ugody w procesie za "polski obóz koncentracyjny"
Nie przyniosły efektu negocjacje ugodowe w precedensowym procesie cywilnym, wytoczonym przed warszawskim sądem przez obywatela Polski wydawcy niemieckiego dziennika za zwrot "polski obóz koncentracyjny".
09.12.2013 | aktual.: 09.12.2013 14:09
W poniedziałek Sąd Okręgowy w Warszawie wyznaczył nowy termin rozprawy na 27 stycznia 2014 r.
Nie doszło do żadnych czynności - powodem była nagła choroba sędziego. Ogłoszono zaś fiasko negocjacji ugodowych między stronami. Pełnomocnik wydawcy "Die Welt" mec. Witold Góralski powiedział dziennikarzom, że przyczyną było złamanie klauzuli poufności negocjacji przez powoda, który udzielił wywiadu mediom. Pełnomocnicy powoda Zbigniewa Osewskiego uznali to tylko za pretekst. "Rozbieżności były zbyt duże" - ocenił radca prawny Lech Obara.
Wcześniej pełnomocnicy Osewskiego proponowali ugodę, która miałaby polegać na: przeproszeniu powoda na portalu "Die Welt"; zaniechaniu dalszego używania inkryminowanego zwrotu w periodykach wydawcy, a w przypadku każdorazowego naruszenia - wpłacie 50 tys. euro na fundację pamięci ofiar niemieckiego obozu Auschwitz. Adwokaci pozwanych mówili, że mają własną propozycję ugody, której nie ujawnili, choć "są elementy wspólne". Strony zgodziły się na poufność rozmów.
Osewski pozwał za naruszenie swych dóbr osobistych niemiecką spółkę Axel Springer AG, wydawcę m.in. "Die Welt". Chodzi o użycie przez gazetę w 2008 r. zwrotu "polnische Konzentrationslager Majdanek" (zaraz po tym "Die Welt" opublikował przeprosiny). Prokuratura Okręgowa w Warszawie przyłączyła się do sprawy po stronie powoda.
Osewski żąda przeprosin za naruszenie dóbr osobistych, jakimi są tożsamość i godność narodowa oraz prawo do poszanowania prawdy historycznej; zaniechania używania tych słów i wpłaty przez pozwanego 500 tys. zł na cel społeczny. Poczuł się dotknięty osobiście, bo jeden jego dziadek zmarł w obozie pracy, drugi był więziony w obozach koncentracyjnych w Niemczech. Zdaniem Osewskiego przeprosiny "Die Welt" nie były szczere, gdyż potem znów użyto tam słów o "polskim obozie zagłady".
Polscy pełnomocnicy pozwanej spółki wnoszą o oddalenie pozwu, choć przyznają, że używanie takiego "wadliwego kodu pamięci", zwłaszcza przez niemieckie media, jest haniebne. Kwestionują, aby tożsamość narodowa czy prawo do poszanowania prawdy o historii narodu, podlegały ochronie jako dobra osobiste na podstawie kodeksu cywilnego - chroniona jest zaś pamięć zbiorowa.
Strona powodowa replikuje, że katalog dóbr osobistych z kodeksu cywilnego jest katalogiem otwartym, a ochrona pamięci zbiorowej nie wyklucza dochodzenia roszczeń przez jednostkę.
Naczelny "Die Welt" Thomas Schmid, przesłuchany w drodze pomocy prawnej przed sądem w Berlinie zeznał, że była to niezamierzona pomyłka.
Strona powodowa wniosła, by sąd zwrócił się do polskiego Ośrodka Studiów Wschodnich o wydanie opinii, czy zwrot "Die Welt" był przejawem niemieckiej polityki historycznej, czy też była to wypowiedź przypadkowa. Pozwani są temu przeciwni, bo "przedmiotem tego procesu nie jest niemiecka polityka historyczna". - Jej podmiotem mogą być też niemieckie media - replikują pełnomocnicy powoda.
Wnieśli też oni o powołanie przez sąd językoznawcy, by ocenił, czy zwrot "polskie obozy" może prowadzić do błędnego przekonania, że zorganizowali je i prowadzili Polacy, oraz psychologa społecznego - na okoliczność, czy tożsamość narodowa jest wartością społecznie pożądaną. Pełnomocnicy pozwanych byli przeciwni i tym wnioskom.
Początkowo SO odrzucił pozew, bo uznał, że sądy polskie nie są właściwe do rozstrzygania sporu wobec niemieckiej spółki prawa handlowego. W 2010 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał jednak, że wydawca może być pozwany w Polsce, skoro artykuł rozpowszechniono w Polsce (w formie papierowej i elektronicznej) i w Polsce obywatel polski doznał krzywdy.
Niedawno PiS ogłosiło, że chce karania do 5 lat więzienia za używanie takich zwrotów, jak w "Die Welt".