Bez auta ani rusz
Dzisiaj mieszkańcy naszego kontynentu zostawiają samochody w garażach. Do pracy dojeżdżają rowerami, autobusami i tramwajami. Podobny sposób uczczenia tego dnia zaproponowały wrocławianom władze naszego miasta. Czy jest to możliwe w stolicy Dolnego Śląska?
22.09.2004 | aktual.: 22.09.2004 09:09
Każdy wrocławski kierowca, który dzisiaj zamiast samochodem, po mieście będzie się poruszał miejskim autobusem lub tramwajem, nie będzie musiał kasować biletu. Oczywiście, kontrolerzy w spokoju zostawią tylko niektórych zmotoryzowanych.
- Takich, którzy podczas kontroli okażą się swoim prawem jazdy i dowodem rejestracyjnym samochodu zapisanym na siebie - mówi Ewa Mazur, rzecznik prasowa Zarządu Dróg i Komunikacji. - Dodatkowo, adresy figurujące w obu dokumentach muszą być takie same - dodaje.
Tym, którzy zarejestrowali samochody na przykład na ojca, by mieć zniżki u ubezpieczycieli, dzisiaj pozostaje kilka innych rozwiązań.
Najmniej ekologicznym, ale za to najpopularniejszym jest autobus. Co prawda korzystanie z niego podczas dnia bez samochodu jest trochę nie na miejscu, jednak ekolodzy usprawiedliwiają to tym, że w tym dniu chodzi o zmniejszenie liczby aut na ulicach.
- Autobusem może podróżować kilkadziesiąt osób, a nie tylko kilka lub nawet jedna jak to się dzieje w samochodzie - mówi Janusz Rajces, rzecznik prasowy wrocławskiego MPK. - Wrocławianie do swojej dyspozycji mają 266 autobusów, które kursują na 46 liniach dziennych i 13 nocnych - dodaje.
Największą wadą autobusów jest to, przy obecnych korkach w mieście, poruszanie się nimi to spora strata czasu. Nawet kilkanaście minut zajmie nam przejechanie ulicy Kochanowskiego lub rejonu placu 1 Maja. To naprawdę może zniechęcić właścicieli samochodów osobowych do pozostawiania ich dzisiaj w garażu.
Jeśli więc nie autobus, to może tramwaj? Jest o wiele bardziej ekologiczny. Tramwaje nie muszą też stać w korkach. Omijają sznury samochodów jadąc specjalnie dla nich wyodrębnionym torowiskiem. Problem jednak w tym, że wrocławianie mieszkający na Kozanowie, Zakrzowie, Muchoborze i wszystkich osiedlach na granicy miasta nie mogą z nich korzystać. Tam bowiem nie ma linii tramwajowych.
O dziwo, we Wrocławiu więcej jest tramwajów niż autobusów. MPK do swojej dyspozycji ma 294 tramwaje, które codziennie obsługują 23 linie o łącznej długości 363 km. Zarówno jedne, jak i drugie rocznie pokonują mniej więcej po równo - 22 miliony kilometrów.
Z miejskich tramwajów i autobusów na pewno skorzysta dzisiaj sporo miejskich urzędników. Wiceprezydent Dawid Jackiewicz zaapelował bowiem do pracowników magistratu, by dzisiaj nie przyjeżdżali do pracy samochodami.
Alternatywą dla miejskich autobusów i tramwajów dla osób, które chcą dzisiaj zostawić samochody w garażach, są piesze spacery lub przejażdżki rowerowe. Te pierwsze z racji odległości mogę wybrać jedynie ci, którzy do pracy mają niedaleko. Rower to co innego. Miejskie korki pokonuje równie łatwo jak tramwaj, nie zatrzymuje się na przystankach, wszędzie nim można dojechać.
- We Wrocławiu mamy 50 ścieżek rowerowych i ich liczba co roku zwiększa się - mówi Aleksander Gronkiewicz, specjalista od ścieżek rowerowych w Zarządzie Dróg i Komunikacji.
W sumie ich długość to około 100 kilometrów. Gronkiewicz nie ukrywa jednak, że patrząc na mapę szlaków rowerowych, od razu widać, że przejechanie nimi przez całe miasto jest niemożliwe. I to nie tylko dlatego, że na Rynek nie można wjechać rowerem.
- Ich największym minusem, oprócz oczywiście jakości, jest spójność. Ścieżki są poszarpane. Raz są, raz ich nie ma - mówi Stanisław Stembalski, prezes zarządu Dolnośląskiego Towarzystwa Cyklistów - A nawet jak na mapie pokazane jest, że mają kilka kilometrów to po przejechaniu kilkuset metrów okazuje się że na przykład w połowie trasy trzeba zsiąść z roweru. Tak jest na przykład na ulicy Beyzyma, gdzie pomiędzy parkiem jest droga z wysokimi krawężnikami. Zsiadać z roweru trzeba też na każdym skrzyżowaniu - dodaje i zaznacza, że oczywiście, wrocławskimi ścieżkami można jeździć. - Od trzynastu lat namawiamy wrocławian do tego. Prawdą jest, że ich jakość odstrasza nowych rowerzystów. Oni nie chcą przesiąść się z autobusu i tramwaju na rower - dodaje.
W co się bawić Tematem przewodnim tegorocznych obchodów Europejskiego Dnia Bez Samochodu jest bezpieczeństwo dzieci na drodze. Dlatego większość imprez odbywających się dzisiaj organizowanych jest właśnie dla maluchów. Pierwsza z nich odbędzie się o godzinie 10 rano w parku Południowym. W programie festynu znalazł się m.in. lot w górę balonem, przejażdżki konne i w bryczce, pokazy zespołowego ujeżdżania koni, konkursy ze znajomości przepisów ruchu drogowego, wiedzy o ekologii i sprawnościowe dla miłośników rowerów oraz hulajnóg (m.in. konkurs na najwolniejszy przejazd). Kolejną atrakcją pikniku będzie także miasteczko ruchu drogowego, spacer z dendrologiem po parku i patrol ekologiczny analizujący stan zanieczyszczeń w parku. Coś dla siebie znajdą także miłośnicy komunikacji. W parku obejrzeć będzie można pojazd słoneczny, a przy ulicy Powstańców Śląskich - zwiedzić zajezdnię tramwajową Borek. Wszyscy uczestnicy festynu dostaną zawieszki i naklejki odblaskowe oraz opaski z nadrukiem Europejski Dzień Bez
Samochodu.
Rozmowa z Krzysztofem Rytlem, społecznym rzecznikiem niezmotoryzowanych
- Wszyscy pasażerowie autobusów, rowerzyści czy piesi powinni się cieszyć. Mają swojego rzecznika! Ale mało kto o nim słyszał. Gdzie, a przede wszystkim po co, można sie do Pana zgłaszać? W czym może Pan pomóc tym, którzy nie mają samochodu?
Moim zadaniem jest poprawienie tego jak na co dzień traktowani są wszyscy niezmotoryzowani. Jako, że działam w Warszawie, przy stowarzyszeniu Zielone Mazowsze, które wymyśliło instytucję rzecznika, to jak dotąd zgłaszają się do nas tylko niezmotoryzowani ze stolicy. Ale jak zadzwoni ktoś z innego miasta to też postaramy się pomóc.
- Ale konkretnie. Pomóc w czym?
Od początku czerwca, bo od wtedy działamy, zgłosiło się do nas 60 osób. Ludzie skarżą się, że trasy autobusowe źle zaprojektowane, że autobusy nie dojeżdżają tam gdzie chcieliby pasażerowie. Albo, że nie ma w nich poręczy za które mogłyby się trzymać starsze osoby. Albo na to, że na przejściu na pieszych trzeba zbyt długo czekać na zielone światło. Czy na to, że gdzieś jest za dużo, a gdzieś za mało ścieżek rowerowych. Każdy sygnał analizujemy i jeśli jest zasadny staramy się to zmienić.
- A jak?
Występujemy do władz miasta, zarządu dróg czy zakładu transportu miejskiego. I powoli już urzędnicy liczą się z naszym zdaniem -jesteśmy np. zapraszani jako stowarzyszenie do opiniowania projektów organizacji ruchu tam gdzie przewidywane są trasy rowerowe. Jako, że staramy się też nie dopuszczać do likwidowania lokalnych połączeń kolejowych z naszym zdaniem powoli liczy się urząd marszałkowskiego, którzy zapowiadają przywrócenie jednej z takich zlikwidowanych linii.
- A czy Pan ma samochód?
Nie nie mam. Mało tego nie mam nawet prawa jazdy.
- Czyli wyznaje pan zasadę samochód twój wróg?
Nie. Chciałbym tylko, żeby wszyscy mieli równe szanse. Żeby pieszy nie musiał iść kilometrami do najbliższej zebry czy czekał wiele minut na zielone światło. A autobus nie stał w korku dłużej niż samochód. I z moich wycieczek np. do Wrocławia wynika, że autobusem dużo łatwiej jest tam jeździć niż u nas w stolicy, bo np. mają wyznaczone swoje pasy, na które nie mogą wjechać auta osobowe.
Rozmawiał Krzysztof Kamiński
Przemysław Ziółek