Belgrad chciał wkroczyć do Kosowa w 1999 roku
Na procesie Slobodana Miloszevicia były oficer
łącznikowy misji OBWE w Kosowie zeznał we wtorek, że istniało
wiele wskazówek świadczących o planowanej na wiosnę 1999 r.
ofensywie Belgradu w tej prowincji.
Brytyjski pułkownik Richard Ciaglinski wymienił rozmieszczanie oddziałów serbskich poza koszarami, przedłużanie służby rekrutom, zwiększanie liczby żołnierzy w Kosowie oraz transporty kolejowe czołgów nowego typu, zaobserwowane pod koniec 1998 r. Wszystkie te posunięcia były sprzeczne z założeniami rozejmu - podkreślił.
Misja weryfikacyjna OBWE, w której brytyjski pułkownik odpowiadał za kontakty z władzami serbskimi, nadzorowała przestrzeganie zawartego w październiku 1998 r. rozejmu między siłami serbskimi i albańskimi partyzantami. Misja została wycofana z prowincji w marcu 1999 r. tuż przed rozpoczęciem bombardowań NATO w Jugosławii.
Jako kolejny sygnał dramatycznej zmiany w Kosowie Ciaglinski wskazał sprawę serbskiej komisji współpracy, która była głównym rozmówcą misji OBWE. W marcu 1999 r. wymieniono jej skład na "agresywny", a na jej czele stanął człowiek przysłany bezpośrednio z Belgradu.
Pułkownik potwierdził ocenę b. wiceszefa misji weryfikacyjnej OBWE Johna Drewienkiewicza, który zeznał w poniedziałek, że główną rolę w operacji w Kosowie odgrywał ówczesny wicepremier Jugosławii Nikola Szainović, odpowiedzialny za sprawy tej prowincji.
Ciaglinski opowiedział też o przypadku osobistego zaangażowania Miloszevicia w podejmowanie decyzji w Kosowie. 27 grudnia 1998 r. albańscy partyzanci wzięli do niewoli serbskiego wieśniaka. Misja OBWE ustaliła, że Serbowie postanowili wysłać silny oddział, by uwolnić rodaka.
Pułkownik Ciaglinski zaproponował wówczas negocjacje, by uniknąć eskalacji konfliktu. Serbski generał z komisji współpracy zatelefonował do Belgradu po decyzję. Gdy Brytyjczyk zapytał go, czy dzwoni do Szainovicia, posłyszał w odpowiedzi: Nie, wyżej. Nie znałem osoby wyżej postawionej niż Miloszević - skomentował Ciaglinski.
Zeznający przed nim na procesie wiceszef misji OBWE, generał Drewienkiewicz mówił o masakrze 45 Albańczyków w Raczaku w styczniu 1999 r., która wstrząsnęła światem i przyczyniła się do decyzji o kampanii lotniczej NATO w Jugosławii.
W poniedziałek przesłuchiwał go Miloszević, który sam prowadzi swą obronę. Były prezydent Jugosławii próbował dowodzić, że w Raczaku doszło do prowokacji ze strony albańskich ekstremistów z Wyzwoleńczej Armii Kosowa (UCK), którzy chcieli za wszelką cenę doprowadzić do bombardowań NATO. Według Miloszevicia, zabici w Raczaku Albańczycy nie zostali zastrzeleni, lecz zginęli w walkach z serbską policją.
Drewienkiewicz wyraził zdecydowanie przekonanie, że tak nie było. Wiem, co widziałem na stokach wzgórza. To nie była manipulacja. To byli ludzie zastrzeleni z zimną krwią - oświadczył.
Miloszević podczas przesłuchiwania wszystkich świadków stara się dowieść, że prawdziwymi agresorami w Kosowie nie byli Serbowie, lecz NATO i albańska Wyzwoleńcza Armia Kosowa (UCK).
Były prezydent Serbii i Jugosławii jest oskarżony o zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciw ludzkości i ludobójstwo, których miał się dopuścić podczas wojen w Chorwacji, Bośni i Kosowie. Grozi mu za to kara dożywotniego więzienia. (and)