Będzie apelacja ws. linczu we Włodowie
Prokuratura i adwokaci otrzymali z Sądu
Okręgowego w Olsztynie pisemne uzasadnienie wyroku w głośnej
sprawie linczu we Włodowie. Prokuratura zastanawia się nad
wniesieniem apelacji, obrona już ją sporządza.
05.03.2009 | aktual.: 05.03.2009 13:51
Jak poinformował rzecznik prokuratury Mieczysław Orzechowski, oskarżenie wciąż zapoznaje się z treścią sądowego uzasadnienia i analizuje je. Obrona już przystąpiła do sporządzania apelacji.
- Podjęliśmy też decyzję, że w apelacji zamieścimy wniosek o przesłuchanie przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku Marleny W., która już po wydaniu nieprawomocnego orzeczenia w tej sprawie zaczęła w mediach ujawniać zupełnie nowe dla sprawy okoliczności - powiedziała Małgorzata Lubieniecka-Chełstowska, obrońca głównych oskarżonych w tej sprawie braci W.
Marlena W. jest żoną Tomasza W. skazanego w styczniu w sprawie linczu we Włodowie razem z dwoma braćmi Krzysztofem i Mirosławem na 4 lata więzienia za zabójstwo. Podczas pierwszego rozpoznawania sprawy, gdy bracia W. dostali wyroki w zawieszeniu i w drugim procesie Marlena W. odmawiała zeznań.
Po styczniowym wyroku kobieta przerwała milczenie i w mediach (TVN i "Newsweek Polska") zasugerowała, że to nie jej mąż Tomasz i jego dwaj bracia zabili Józefa C., ale że zrobił to jej ojciec Wiesław K. i jego kolega Stanisław M., którzy zostali skazani jedynie za znieważenie zwłok Józefa C. na 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu.
- Nie wiem, czy przed Sądem Apelacyjnym Marlena W. odważy się powiedzieć to, co mówiła w mediach. Ale ze względu na wagę ujawnianych przez nią w mediach informacji, jako obrona będziemy prosić sąd o jej przesłuchanie przed wydaniem orzeczenia. Czy sąd naszą prośbę uwzględni też nie mamy pewności - przyznała mecenas Lubieniecka-Chełstowska.
Adwokat podkreśliła, że Sąd Apelacyjny może sam przesłuchać Marlenę W. i wydać orzeczenie, albo po raz drugi skierować sprawę do rozpoznania przez Sąd Okręgowy w Olsztynie.
Marlena W. ujawniła mediom nie tylko, kto zabił Józefa C. ale i takie szczegóły, o jakich dotychczas nikt nie mówił np. fakt, że jej ojciec i jego znajomy bili Józefa C. metalowym przedmiotem tzw. łapką do wyciągania gwoździ. Dotychczas przed sądem ustalono, że Wiesław K. i Stanisław M. mieli ze sobą jedynie drewniane dębowe kije, których nigdy nie udało się policji odnaleźć.
Co więcej, rany, jakie miał na głowie Józef C. biegły lekarz sądowy Zygmunt Gidzgier opisał przed sądem jako zadane przedmiotem o kształcie przypominającym ogon jaskółki - taki przedmiot był wśród zabezpieczonych po zabójstwie, jednak oskarżeni twierdzili, że posługiwał się nim Rafał W., oskarżony o pobicie Józefa C. Zgodnie z ustaleniami sądu przedstawionymi w ustnym uzasadnieniu wyroku Rafał W. tylko kilka razy uderzył C. w nogę.
Marlena W. w rozmowach z mediami utrzymywała także, że jej mąż, jego bracia i Rafał W. bili Józefa C. w krzakach tarniny (tzw. ciarkach), a ojciec z kolegą dobił go w brzezinie, gdzie w kałuży krwi odnaleziono ciało Józefa C. Tę kwestię podnosiło w sądzie wielu świadków i sąd ją badał. Uzasadniając wyrok sąd uznał, że wersja ta jest mało wiarygodna, bo krzaki tarniny mają ostre kolce i gdyby bracia W. bili tam ofiarę mieliby pokaleczone nogi, a tak nie było.
Do linczu we Włodowie doszło 1 lipca 2005 r. Ofiarą sąsiadów był recydywista Józef C., który feralnego dnia pijany wszedł w zatarg z Tomaszem W. i w czasie kłótni skaleczył go nożem.
Mimo, iż mieszkańcy Włodowa telefonicznie informowali policję o zajściu a Tomasz W. z żoną Marleną osobiście udał się do komisariatu w Dobrym Mieście, radiowóz do Włodowa nie dojechał - załatwiał inne interwencje. Odpowiedzialni za to policjanci zostali prawomocnie skazani za zaniedbanie obowiązków służbowych.
Z ustaleń sądu wynika, że kilka godzin po kłótni, gdy Tomasz W. ponownie zobaczył w pobliżu wsi Józefa C. skrzyknął pracującego u niego Rafała W. i autem dogonili C. W pobliżu miejsca pobicia do tej dwójki dołączyli Krzysztof i Mirosław W. - i ta czwórka pobiła C. Wszyscy oni w śledztwie twierdzili, że po pobiciu C. żył i nawet im się odgrażał.
Po pobiciu C. Marlena W. zawiadomiła o zajściu swych rodziców. Ci przyjechali do Włodowa z pobliskiej wsi Brzydowo razem z sąsiadami M. Ojciec Marleny W. ze znajomym poszli sprawdzić co dzieje się z Józefem C. we wskazane przez braci W. krzaki. Przed sądem ci oskarżeni zapewniali, że gdy doszli w to miejsce ofiara nie żyła, a oni "w złości" kilka razy uderzyli go dębowymi kołkami.
Po linczu wszyscy zamieszani w sprawę zostali aresztowani, ale po kilku miesiącach z aresztu polecił zwolnić ich ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
W pierwszym rozpoznaniu sprawy bracia W. zostali uznani za winnych pobicia z użyciem niebezpiecznego narzędzia i skazani na dwa lata w zawieszeniu. Rafał W. został skazany za pobicie, a dwaj pozostali oskarżeni za zbezczeszczenie zwłok. Ten wyrok uchylił jednak Sąd Apelacyjny w Białymstoku, który sprawę nakazał rozpoznać na nowo.
W drugim procesie, w którym wyrok ogłoszono w styczniu br., sąd uznał braci W. winnych zabójstwa Józefa C., ale nadzwyczajnie złagodził im karę uznając, że winą za ich zachowanie należy obarczyć także państwo, "a w szczególności brak reakcji ze strony państwa w osobie funkcjonariuszy z Dobrego Miasta".