Bartosz Kownacki: pilot prawie na pewno się nie katapultował
Od wtorku mnożą się pytania w sprawie wypadku wojskowego samolotu MiG-29 w okolicach Kałuszyna na Mazowszu. Co stało się od chwili, gdy samolot zniknął z radarów do momentu odnalezienia pilota? - Pilot prawie na pewno się nie katapultował, mogę to potwierdzić w tym momencie - stwierdził wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki.
- Pierwsze informacje, które otrzymaliśmy, były o tym, że pilot został znaleziony i się katapultował. To tylko dowodzi tego, że należy być powściągliwym i jak mało powinno się mówić na początku - stwierdził Kownacki, który był gościem Andrzeja Stankiewicza w "Onet opinie".
- Być może trzeba było poczekać dwa, trzy dni. Tylko wtedy byłoby pytanie, dlaczego państwo nie podało informacji? - mówił w Onecie Kownacki.
Ocenił, że pilot "miał dużo szczęścia". - Mimo tego, że się nie katapultował - przeżył. Naprawdę w kategoriach cudu, ogromnego szczęścia można rozpatrywać takie zdarzenie - powiedział wiceminister.
Podchodzący do lądowania w 23. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim myśliwiec MiG-29 rozbił się w poniedziałek wieczorem w okolicach Kałuszyna na Mazowszu. Samolot pilotował jeden, 28-letni pilot; startował z tego samego lotniska, na którym miał wylądować.
- Pilot, który uczestniczył w wydarzeniu przeżył, katapultował się - mówił Kownacki na antenie TVP Info po odnalezieniu lotnika przez leśników i strażaków.
We wtorek MON zmienił jednak zdanie. - Wszystkie okoliczności zdarzenia bada Komisja Badania Wypadków Lotniczych. W momencie, kiedy zakończy swoje prace, zbada wszystkie okoliczności, będziemy mogli przekazać informację w jaki sposób pilot wydostał się z samolotu - powiedziała dziennikarzom płk Anna Wójtowicz-Pęzioł, rzeczniczka MON. - Na tę chwilę jest za wcześnie, by jednoznacznie stwierdzić, w jaki sposób to zostało zrobione. Wszystkie możliwości i warianty tego, w jaki sposób pilot wydostał się z samolotu, są rozpatrywane przez komisję - dodała.
O to, czy pilot w ogóle nie skorzystał z katapulty oraz o radiolokator, który miał nie zadziałać, pytany był również wiceszef resortu obrony. - Badania muszą potrwać. Konieczne jest przejrzenie dokumentacji, dopiero później można mówić o przyczynach zdarzenia - zastrzegł we wtorek Bartosz Kownacki.
- Fotel jest we wraku. Potwierdzone przez dwa wiarygodne źródła - stwierdził na antenie TVN24 Wojciech Łuczak, ekspert Agencji Lotniczej Altair. To oznaczałoby, że albo pilot nie miał czasu, aby użyć systemu albo nie zadziałał on prawidłowo.
Jeśli jednak pilot się nie katapultował i faktycznie pozostał w maszynie, może mówić o wielkim szczęściu. Jak zauważa TVN24, taki stan rzeczy wskazuje na to, że wyszedł praktycznie bez obrażeń z wlecenia myśliwcem w las z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę.
- Trudno mi powiedzieć, co było przyczyną tego, że pilot nie użył fotela katapultowanego, gdyby potwierdziła się informacja, która do mnie dotarła - stwierdził z kolei w studiu Polsat News kpt. rez. pil. Witold Sokół, były pilot MiG-a.
- Niemożliwe, żeby był w maszynie, dlatego że procedury szkoleniowe mówią wyraźnie, procedury w lotnictwie to jest rzecz święta. Szczególnie w przypadku tego typu samolotu nie można sobie wyobrazić lądowania w tzw. przygodnym terenie - zauważył jednak w rozmowie z RMF FM inny ekspert lotniczy, Grzegorz Brychczyński. Dodał, że procedura mówi o tym, iż jeżeli pilot ma problem z silnikiem i samolot staje się niesterowny to musi się katapultować.
Źródło: onet.pl, WP