Bartłomiej Misiewicz na sygnale pojechał po burgera? MON: zdarzenie drogowe nie miało miejsca
Gęstnieje atmosfera wokół rzecznika MON Bartłomieja Misiewicza. Jak podaje lokalny serwis "Express Elbląg" w kwietniu 2016 r. rządowa limuzyna miała na sygnale przejechać przez skrzyżowanie na czerwonym świetle, wioząc rzecznika na burgera. Spytaliśmy biuro prasowe MON o komentarz w tej sprawie. - Przywołane przez Pana zdarzenie drogowe nie miało miejsca - taką odpowiedź otrzymaliśmy z serwisu prasowego MON.
Wiadomo, że w tych dniach Bartłomiej Misiewicz przebywał w Elblągu. 11 kwietnia 2016 roku brał udział w widekonferencji z ministrem Antonim Macierewiczem i żołnierzami III zmiany PKW RSM Afganistan. Na stronie MON jest oficjalna informacja o spotkaniu oraz galeria zdjęć, na których pojawia się Misiewicz. Bartłomiej Misiewicz przebywał w Elblągu bez Macierewicza, który łączył się z Polską z Afganistanu.
Jak podaje "Express Elbląg" rządowa skoda przejeżdżała przez Elbląg 10 kwietnia 2016 roku wieczorem. Auto zatrzymało się na skrzyżowaniu z Aleją Grunwaldzką na czerwonym świetle, sygnalizując zamiar skrętu w lewo, w stronę ulicy Lotniczej. "Wtedy kierowca włączył sygnalizację, jaka jest używana w radiowozach policji oraz sygnały świetlne, ominął stojące przed nim samochody, skręcił na skrzyżowaniu, wyłączył sygnały i zjechał do restauracji McDonald's - czytamy w artykule.
"W samochodzie przebywał wtedy Bartłomiej Misiewicz - ustalił "Express Elbląg". Opublikowano również zdjęcie rządowej limuzyny, jednak nie widać na nim rzecznika MON.
25 stycznia wysłaliśmy prośbę o skomentowanie tych doniesień przez MON. Dwa dni później, 27 stycznia, otrzymaliśmy odpowiedź: "w odniesieniu do prośby o komentarz informujemy, że przywołane przez Pana zdarzenie drogowe nie miało miejsca".
Bartłomiej Misiewicz o imprezie w Białymstoku: nie byłem pijany, nie mam się czego wstydzić
Z relacji dziennika "Fakt" wynika, że Bartłomiej Misiewicz bawił się w klubie WoW w Białymstoku. Na imprezę przyjechał luksusowym BMW, towarzyszył mu ochroniarz, którego przedstawiał jako funkcjonariusza Żandarmerii Wojskowej
Dziennik, powołując się na relacje świadków, donosi, że rzecznik MON miał kilkakrotnie nagabywać DJ-a, by ogłosił wszystkim, że tam jest. Bartłomiej Misiewicz stawiał kolejki wszystkim w barze, podrywał studentki i oferował również pracę w MON.
- Nie byłem pijany. Nie mam się czego wstydzić i nikogo nie skompromitowałem. Do klubu z kolegami przyszedłem pieszo, pamiętam, bo było wtedy bardzo ślisko w Białymstoku. Nie przyjechałem do klubu służbową limuzyną BMW. Nie korzystałem i nie korzystam z ochrony Żandarmerii. W klubie WOW byłem prywatnie - tłumaczył się później w rozmowie z "Faktem" Bartłomiej Misiewicz.