PublicystykaBartłomiej Biskup: "Prezydenckie przymiarki. Jak wysoko skoczy Andrzej Duda" (Opinia)

Bartłomiej Biskup: "Prezydenckie przymiarki. Jak wysoko skoczy Andrzej Duda" (Opinia)

Następujące po sobie w krótkim czasie trzy kampanie wyborcze są przez wielu polityków i publicystów porównywane do dyscyplin sportowych. Niektórzy mówią o dwuczęściowym meczu (chyba piłki nożnej), a niektórzy o trójskoku. Ostatnie sondaże prezydenckie oraz aktywność polityczna prezydenta Andrzeja Dudy każą powoli przymierzać się do trzeciego skoku, jeśli bardziej odpowiada nam porównanie lekkoatletyczne niż piłkarskie.

Bartłomiej Biskup: "Prezydenckie przymiarki. Jak wysoko skoczy Andrzej Duda" (Opinia)
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka
Bartłomiej Biskup

Prezydent Duda oceniany jest przez Polaków dobrze. Wprawdzie nie są to tak wysokie oceny jak prezydentów Kwaśniewskiego czy Komorowskiego, ale jednak przez cały okres swojej prezydentury utrzymuje on przewagę zwolenników nad przeciwnikami.

Jego pochodzenie z obozu politycznego Prawa i Sprawiedliwości jeszcze niedawno było dla niektórych obciążeniem. Zarzucano mu uległość wobec lidera PiS oraz brak samodzielności w podejmowaniu decyzji. Duda nigdy zresztą się od tego obozu nie odcinał, chociaż podejmował również decyzje przeciwko rekomendacjom partyjnym. To, co do niedawna mogło być dla prezydenta obciążeniem, dzisiaj może być jego silną stroną.

Do wygrania wyborów prezydenckich potrzeba było zazwyczaj nie tylko swojego elektoratu, ale też czerpania z innych źródeł potencjału wyborczego. Poparcie wyborców własnej partii politycznej było zwykle zbyt małe, żeby zwyciężyć w drugiej turze. Wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego pokazują, że elektorat Zjednoczonej Prawicy może zbliżać się do granicy 50 proc., co równocześnie zwiększa także szanse Andrzeja Dudy na reelekcję.

Tak więc w zbliżających się wyborach może nastąpić przewartościowanie, w ramach którego poparcie własnej partii politycznej będzie stanowić prawie cały elektorat wygrywającego prezydenta. Tym samym nie będzie on zmuszony do poszukiwania aż tak dużych segmentów wyborców gdzie indziej. Sprzyja temu również sytuacja międzynarodowa i sukcesy, jakie Duda odniósł w ostatnich dniach w USA. Stabilizuje to jego silną pozycję na scenie politycznej i daje do myślenia rywalom.

Dla partii opozycyjnych pojawiają się zatem pytania o to, jakich kandydatów wystawić i jaką strategię w tych wyborach przyjąć. Z badań opinii publicznej wynika, że każdy z kandydatów spoza Zjednoczonej Prawicy może liczyć dzisiaj najwyżej na lekko ponad 30 proc. poparcia w pierwszej turze. Wybory przeprowadzane w dwóch turach, takie jak prezydenckie, naturalnie skłaniają do wystawienia kandydatów przez wiele ugrupowań politycznych. Jest to bowiem również promocja i okazja do komunikacji z wyborcami dla każdej partii, niezależnie od uzyskanego wyniku.

Tutaj więc raczej nie należy spodziewać się zbyt wielu koalicji. Partie polityczne w większości będą chciały zmierzyć, kto ma większe szanse w pierwszej turze i dopiero w drugiej taktycznie poprzeć jednego z kandydatów. Naturalnie przewijają się w tych rozmyślaniach takie nazwiska jak Tusk, Kosiniak-Kamysz, Trzaskowski, ale prawdopodobnie będzie to również szansa dla innych kandydatów, takich jak Biedroń, Kukiz, Korwin-Mikke, Zandberg czy Braun.

Przy dzisiejszych trendach komunikacyjnych, takich jak personalizacja polityki, również reprezentowane przez nich ugrupowania mogą dzięki wyborom prezydenckim zyskać szansę, przynajmniej teoretyczną, na ponowne dotarcie do wyborców po kampanii europejskiej i parlamentarnej. Spodziewać się można zatem wysypu kandydatów. Chociaż niewątpliwym faktem osłabiającym taką chęć będzie finansowe "wykrwawienie się" ugrupowań po dwóch wcześniej przeprowadzonych kampaniach.

Równie istotne okażą się tutaj kalkulacje i rozmowy koalicyjne w wyborach do parlamentu. W tych najważniejszych wyborach ważne jest nie tylko to, ile ugrupowań się połączy i z jakim poparciem – ponieważ system przeliczania głosów na mandaty metodą d’Hondta premiuje ugrupowania większe, ale najbardziej te największe. Nie można zapominać jednak o tym, ile partii przekroczy próg wyborczy. Im będzie ich więcej, tym mniej mandatów dla największych graczy.

Ci mniejsi nie muszą więc – wbrew niektórym publicystycznym opiniom – myśleć wyłącznie o koalicji, która oprócz plusów zawsze może również wpłynąć na zmniejszenie indywidualnego poparcia dla poszczególnych partii. Mogą również kalkulować inne, pośrednie rozwiązania, które pozwolą im uzyskać powyżej 5 proc. w skali ogólnopolskiej.

Najbliższe tygodnie to czas podejmowania decyzji strategicznych. Zobaczymy, jakie podejmą partyjni przywódcy i ich doradcy.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)