Bareja wraca. Żołnierze w gumofilcach szukają dzików i gubią się w lesie
Mają gumofilce i środki na kleszcze, ale nie mają map. Żołnierze jednostki zmechanizowanej boją się zaginięcia w lasach, w których szukają padłych dzików. – Zawodowi nie powinni być wykorzystywani do tych zadań – ocenia były wojskowy. Rzecznik dowództwa operacyjnego odpowiada: – Działają w ramach obowiązków służbowych.
Wojsko jest wykorzystywane do walki z rozprzestrzeniającym się wirusem ASF(wirus afrykańskiego pomoru świń) od listopada na podstawie decyzji MON wydawanych na wniosek wojewodów. Zadanie żołnierzy polega na przeczesywaniu lasów w poszukiwaniu i oznaczaniu padłych dzików.
O kulisach akcji napisał miesięcznik „Brać Łowiecka”, według którego żołnierze są przywożeni do lasu wyposażeni w gumofilce i środki przeciwko kleszczom.
"Z żołnierzami jest różnie. Rozstawiamy ich tak, by przeszukać jak największy obszar. Tyraliera rusza, a po kilku minutach wszyscy są już praktycznie w jednej grupie. Boją się zgubić w kniei. Idą, bo im kazano" – mówił miesięcznikowi leśniczy z Bieszczad.
- Żołnierze nie powinni być wykorzystywani do takich zadań. Jednostki operacyjne powinny ćwiczyć na poligonach, a w czasie wolnym żołnierze powinni wypoczywać. Dzikami powinna się zając weterynaria i Lasy Państwowe – mówi Wirtualnej Polsce Sławomir Galicki, myśliwy i były wojskowy.
Rzecznik Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych Piotr Walatek wyjaśnia w rozmowie z nami, że lasów biorą udział zarówno żołnierze Wojsk Ochrony Terytorialnej, jak i zawodowi m.in. z 16 Pomorskiej Dywizji Wojsk Zmechanizowanych, którzy byli wysyłani do lasów w ramach swoich obowiązków.
- Nasza rola polega na znalezieniu padłych dzików i oznaczeniu ich. Jest potrzebna odpowiednia liczba ludzi, by przeszukać wiele hektarów. Zgrupowania mają przewodników, bo nie wszyscy znają teren. Mamy wsparcie leśników i służb weterynaryjnych, ale całością zarządza wojewoda - wyjaśnia podpułkownik.
Według naszych informacji do resortu środowiska trafił plan ograniczenia populacji dzików. Zakłada on użycie dronów wyposażonych w urządzenia termowizyjne do lokalizacji dzików, które mają być likwidowane przez myśliwych.
Wirus afrykańskiego pomoru świń pojawił się w Polsce w lutym 2014 roku. Na początku siedliska choroby występowały przy granicy z Białorusią. Od tego czasu wykryto ponad sto ognisk choroby u świń i ponad pół tysiąca u dzików. W grudniu zeszłego roku pojawiły się pierwsze przypadki choroby po zachodniej stronie Wisły.