"Bardziej niż Kaczyńskiego boję się słabości w obozie władzy
- Nie boję się Kaczyńskiego, jeśli chodzi o konkurencję polityczną, bardziej boję się słabości w obozie władzy - mówił premier w programie TVN24 "Drugie śniadanie mistrzów". Jako swoją porażkę ocenił wzrost liczby urzędników za rządów PO.
26.03.2011 | aktual.: 28.03.2011 06:04
W rozmowie z Marcinem Mellerem, Pawłem Kukizem, Tomaszem Lipińskim i Zbigniewem Hołdysem szef rządu przyznał też, że nie ma poczucia jakiegoś radykalnego kryzysu zaufania ze strony inteligencji.
Spotkanie było pokłosiem krytycznych wobec Tuska głosów, jakie słychać było w środowiskach dotychczas popierających Platformę Obywatelską. Meller w szeroko komentowanym liście do Tuska sprzed kilku tygodni napisał m.in., że jest jej "byłym wyborcą".
W sobotę pytał Tuska m.in. o jego wypowiedź dla "Wprost", że "nie ma z kim przegrać" jesiennych wyborów.
Premier tłumaczył, że sformułowanie zostało wyrwane z kontekstu, bo chciał powiedzieć, że - choć nie lekceważy konkurencji - to zdecydowanie więcej zagrożeń widzi w obozie władzy. - Nie boję się stanąć do ostrej debaty z oponentami. Boję się słabości swojej własnej formacji, czy swojej - powiedział Tusk.
Meller przywołał opinie, że niewystarczającym posunięciem ze strony PO było rozwiązanie jej struktur w Wałbrzychu, po tym jak wyszło na jaw kupowanie głosów w wyborach samorządowych.
Nie boję się Kaczyńskiego
Tusk zapewnił, że nie brakuje mu determinacji, a jeśli w PO zdarzają się ludzie nieprzyzwoici, to trzeba ich "ciąć". - Co więcej można zrobić niż rozwiązanie struktur tam na miejscu? - pytał szef rządu, odnosząc się do rozwiązania struktur PO w Wałbrzychu, po tym jak wyszło na jaw kupowanie głosów w wyborach samorządowych. Tusk zapowiedział, że będzie korzystał z uprawnienia, które w jego ocenie dobrze wpływało na zdrowie publiczne w PO, żeby eliminować z partii ludzi, wobec których są wątpliwości "nawet nie tyle o charakterze politycznym, co etycznym".
- Nie boję się Kaczyńskiego, jeśli chodzi o konkurencję polityczną, nie lekceważę go, może wygrać wybory. Ale nie boję się go i jestem zawsze gotów stawać do rywalizacji. Boję się właśnie "Wałbrzycha" - dodał.
Premier przyznał w rozmowie, że nic nie usprawiedliwia go w związku z przyrostem o 80 tys. zatrudnienia urzędników, który nastąpił za rządów PO. Wskazał natomiast, że część tego przyrostu zatrudnienia nastąpiła w administracji samorządowej, na którą on nie ma wpływu.
- Nic mnie nie usprawiedliwia. Nie ostatecznie, ale przegrałem. Porażka jest bezdyskusyjna, w większości przypadków moi ministrowie - i ja także - wykazali za małą determinację - powiedział szef rządu.
Przypomniał jednocześnie, że rząd przygotował ustawę redukującą zatrudnienie w administracji publicznej, ale skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego prezydent.
Premier zapewnił, że nie ma poczucia radykalnego kryzysu zaufania ze strony inteligencji. Podkreślał jednocześnie, że ludzie "z największymi aspiracjami" są z definicji najbardziej krytyczni. Szczególnie krytyczni - mówił Tusk - muszą być m.in. ludzie zaangażowani w kulturę.
- Polityka traciłaby sens, gdyby nie było ludzi, którzy potrafią uderzyć mocno, gdy są rozczarowani - powiedział Tusk.
Zbigniew Hołdys ocenił, że w Polsce "mordowana" jest kultura, pytał Tuska, dlaczego nie przyjechał do Krakowa na Kongres Kultury. Ten odparł, że rząd reprezentował minister kultury Bogdan Zdrojewski. Zadeklarował zarazem chęć spotkania z tymi środowiskami. Zadeklarował też, że będzie zmierzał do tego, aby 1 proc. budżetu było przekazywane właśnie na kulturę.
Tomasz Lipiński, który podczas ostatniej kampanii PO wykonywał piosenkę "Jeszcze będzie przepięknie", mówił m.in., że Polacy ciągle nie postrzegają państwa jako przyjaznego obywatelowi, uważają też, że obciążenia jakie nakłada na nie państwo nie są równoważone przez świadczenia, do jakich państwo jest zobligowane w stosunku do obywateli. Przywołał w tym kontekście m.in. projekt "jednego okienka" (przy rejestracji firmy).
Tusk przyznał, że "być może trochę zabrakło wyobraźni jemu samemu i jego współpracownikom", bo nie przewidzieli spotkania się z negatywną reakcją administracji. "Chcieliśmy ułatwić życie obywatelom, a urzędnicy uznali, że mieliby wykonać więcej pracy" - podnosił. Cały czas "żyjemy w komunie"
Paweł Kukiz powiedział m.in, że cały czas "żyjemy w komunie", bo mamy w Polsce "kilka PZPR-ów", czyli kilka partii wodzowskich, - Pan jest wodzem, pan Napieralski jest wodzem, pan Kaczyński jest wodzem - zwrócił się do Tuska.
Skrytykował premiera za to, że nie zrealizował jednej z podstawowych obietnic wyborczych: jednomandatowych okręgów wyborczych do Sejmu. Zarzucił mu te, że nie zrobił "absolutnie niczego", aby wypromować ordynację większościową.
Tusk ripostował, że wprowadził jednomandatowe okręgi wyborcze wszędzie tam, gdzie nie wymagało to zmiany w konstytucji, czyli w Senacie i samorządzie terytorialnym.
- Zbieram baty za to, że nie ma okręgów jednomandatowych, choć wszystkie inne partie się im sprzeciwiają - podkreślił Tusk. Przestrzegł też przed budowaniem iluzji, że "zmiana ordynacji wyborczej zmienia piekło w raj" - przywołał w tym kontekście przykład wybranego w wyborach uzupełniających z Piły senatora Henryka Stokłosy oskarżonego o przestępstwa korupcyjne.
Zbigniew Hołdys ocenił, że Polska nie jest demokratycznym krajem m.in dlatego, bo politycy finansują swoje partie z budżetu państwa, kontrolują media, w kraju nie ma "prawdziwych prawyborów", a partie stały się organizacjami biznesowymi.
- Jak ja jestem wódz, to zapraszam Was do Francji - kontrował Tusk. Zapewnił też, że nie jest "okupantem PO". Przekonywał, że prawybory są tradycją nie europejską a amerykańską, a w Polsce stara się ją wprowadzać w życie tylko PO.
Tusk mówił też, że nie może być adresatem pretensji o zaniechania, jeśli chodzi o ograniczenie finansowania partii z budżetu. Przypomniał też, że parlament głosował pięć razy nad takim ograniczeniem i za każdy razem PO była za. Tusk ocenił też, że Polska nie będzie szczęśliwa jako kraj permanentnej rewolucji politycznej. Przekonywał, że w wielu krajach europejskich standardem są nawet kilkunastoletnie rządy jednej partii.
Premier jasno zadeklarował, że jest przeciwnikiem legalizacji miękkich narkotyków, takich jak marihuana. - Koniec, kropka. Jeśli chcecie takiej legalizacji, wybierzecie innego premiera. Przypomniał, że trwają prace nad zmianą przepisów, która pozwoli na odstąpienie od karania osób mających przy sobie niewielką ilość narkotyku (i oddzieleniem ich tym samym od producentów, dilerów i hurtowników).
"Czyli wódka jest OK?" - padło pytanie. - Jeśli panowie postulujecie prohibicję, to ja aż taki odważny nie jestem - odparł Tusk.
Paweł Kukizpodniósł problem polskich winiarzy gronowych, którzy są traktowani jako producenci, a nie jako rolnicy, co pozbawia ich dotacji unijnych. Tusk zapowiedział, że przyjrzy się tym przepisom i - jeśli uzna, że faktycznie są niekorzystne dla polskich producentów win - to będzie chciał ich zmiany.
Tusk był też pytany, dlaczego Cezary Grabarczyk i Bogdan Klich nadal są ministrami. Tłumaczył, że Grabarczyk jest "w sensie pozytywnym odpowiedzialny za to, że Polska jest największym placem budowy w Europie, choć przyznał, że jest "bezdyskusyjne", iż "nie dopilnował urzędników jeśli chodzi o kolej".
Pytany z kolei o kwiaty, jakie otrzymał Grabarczyk w sali sejmowej po tym jak przepadł wniosek o jego odwołanie, Tusk odparł, że to "wieloletnia tradycja", której on osobiście nie popiera. Ocenił też, że wręczanie kwiatów Grabarczykowi przez posłanki PO było "kompletnym brakiem wyczucia". W sprawie ministra obrony Tusk powtórzył, że nie podejmie żadnych decyzji personalnych dopóki nie będzie gotowy raport polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej. Ocenił też, że dymisja Klicha tuż po 10 kwietnia 2010 r. byłaby "prezentem" dla Rosji, bo byłaby wskazaniem winnego katastrofy.
Tusk - odnosząc się do afery hazardowej - powiedział też, że Mirosław Drzewiecki zapewnił go, że dopóki nie będzie absolutnie żadnych wątpliwości wobec jego osoby, to nie będzie kandydował. Tusk przyznał, że b. minister sportu jest jego przyjacielem, nazwał go człowiekiem "bezinteresownym i osobiści uczciwym". - Ale to nie zwalnia mnie od powiedzenia mu - gdyby zmienił zdanie, że nie powinien (kandydować). On na szczęście zdania nie zmienia - powiedział szef rządu.
Na zarzut, że Polska staje się krajem o największej w Europie liczbie wprowadzanych podsłuchów, Tusk odparł m.in., że skasowaliśmy w stosunku do roku 2007 o połowę liczbę zakładanych podsłuchów.
Tłumaczył też, że w bardzo wielu krajach zachodnich policja nie musi się zgłaszać do operatorów sieci telefonicznych o billingi, bo ma bezpośredni dostęp do tych danych.
Nie stać nas dzisiaj na Euro 2012
Premier przyznał też, że nie był zwolennikiem organizowania przez Polskę Euro 2012. - Gdybym miał w tej sprawie coś do powiedzenia, mówiłbym "nie organizujmy". Nie stać nas na to dzisiaj. Podkreślił też, że kiedy objął rządy, mieliśmy "zero stadionów", i "zero infrastruktury" potrzebnej do przeprowadzenia mistrzostw.
- Dzisiaj Platini, kiedy przyjeżdża do Polski, to jest zachwycony, bo mówi, że nie wierzył, iż takie coś jest możliwe - powiedział Tusk.
Nie straszę nikogo PiS-em
Pod sam koniec programu, na uwagę Mellera, że kończy się "straszak PiS-owski", czyli, że ludzie nie pójdą już głosować na PO, w obawie, że rządzić mogłoby PiS, Tusk odparł: Ja staram się w ogóle ludzi nie straszyć (...) nie straszę nikogo PiS-em, PiS wystarczająco wystraszył ludzi sam. Cieszę się, że panowie tu siedzicie i deklarujecie, że się już nie boicie (PiS-u). A powiem wam dlaczego - bo od trzech lat już nie rządzą.