Barack Obama bez czerwonego dywanu w Chinach. Niezręczne powitanie na szczycie G20 - pomyłka czy celowe lekceważenie?
• Barack Obama nie został powitany na czerwonym dywanie w Chinach
• Prezydent USA musiał opuścić samolot technicznym wyjściem
• Między chińskim personelem i ludźmi prezydenta doszło do utarczek słownych
• Doświadczony dyplomata z Meksyku: to celowe lekceważenie
• Chińska strona twierdzi, że taką formę lądowania wybrała administracja USA
Nie takiego powitania na szczycie G20 w Chinach spodziewał się Barack Obama. Gdy samolot Air Force One wylądował w sobotę w Hangzhou, na prezydenta USA nie czekał ani zwyczajowy czerwony dywan na płycie lotniska, ani przygotowane schody, wyścielone tym samym materiałem.
Z pełnymi honorami zostali za to powitani m. in. prezydent Rosji Władimir Putin, premier Wielkiej Brytanii Theresa May czy premier Indii Narendra Modi.
Nieporozumienia
Obama został zmuszony do opuszczenia maszyny technicznym wyjściem z dołu samolotu zamiast wyjścia z górnego pokładu na przedzie maszyny. Co więcej, całe zajście zakończyło się utarczką słowną na płycie pomiędzy doradcami prezydenta a przedstawicielem chińskiej administracji.
Poszło o zakaz zbliżania się dziennikarzy, którzy podróżowali prezydenckim samolotem, do Obamy. Takie rozwiązanie próbowali narzucić Chińczycy, choć Amerykanie zwyczajowo pozwalają na tego typu interakcję prezydenta i dziennikarzy po wylądowaniu. - To nasz kraj! To nasze lotnisko! - miał krzyczeć, według relacji "The New York Times", chiński przedstawiciel. Co więcej, podobnym zakazem zbliżania się została objęta Susan Rice, prezydencka doradczyni ds. bezpieczeństwa narodowego.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Obama, pytany o te incydenty, starał się zachować zimną krew. Przyznał, że nie pierwszy raz doszło do tego typu zdarzeń, a organizacja tak dużych imprez, jak szczyt G20, może być "przytłaczająca".
To nie przypadek?
Doświadczony meksykański dyplomata w rozmowie z "The Guardian" ocenił, że całe zajście nie było przypadkowe. Były ambasador Meksyku w Chinach, Jorge Guajardo sądzi, że Chiny celowo pokazały Stanom Zjednoczonym swój lekceważący stosunek. - Miałem do czynienia z Chińczykami przez sześć lat. Organizowałem takie wizyt. Byłem z Xi Jinpingiem w Meksyku. Odbierałem dwóch prezydentów Meksyku w Chinach. Dokładnie wiem, jak odbywają się te kwestie. Wszystko jest dopracowane do najdrobniejszego szczegółu. To nie był błąd - ocenił dyplomata.
Zdaniem Guajardo, był to oznaka "nowej chińskiej arogancji" i sposób na "podgrzanie chińskiego nacjonalizmu". Tego rodzaju gesty i postawa "działają bardzo dobrze na chińską publikę".
Chiny umywają ręce
Chińska strona dystansuje się od całej sprawy, a przedstawiciel tamtejszego ministerstwa spraw zagranicznych twierdzi, że nietypowe lądowanie było wyłącznie wyborem Amerykanów, który nie mogli porozumieć się w tej sprawie z Chinami.
- Chiny dostarczają jeżdżące schody dla każdego lidera, ale strona amerykańska narzekała, że kierowca nie zna angielskiego i nie może zrozumieć wskazówek dotyczących bezpieczeństwa. My zaproponowaliśmy tłumacza, który mógłby siedzieć obok kierowcy, ale Amerykanie odrzucili ofertę i utrzymywali, że nie potrzebują schodów dostarczonych przez lotnisko - mówił anonimowy przedstawiciel ministerstwa na łamach dziennika "South China Morning Post" z Hongkongu.