ŚwiatBanki Allaha nie plajtują

Banki Allaha nie plajtują


Jak przetrwać światowy krach finansowy? Trzeba przestrzegać zasad islamu! Muzułmańskie banki nie spekulują, nie inwestują w sektory gospodarki sprzeczne z Koranem – i dzięki temu nie odczuwają zapaści.

Przed świętem Paschy Jezus ruszył do Jerozolimy. Gdy w świątyni spotkał siedzących za stołami bankierów oraz sprzedawców wołów, baranków i gołębi, sporządził bicz ze sznurków, którym wypędził ze świętego miejsca kupczących bezwstydników. Porozrzucał monety bankierów, a ich stoły powywracał. I rzekł: „Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska” (J 2,16). I trzeba było go słuchać. Tak przynajmniej twierdzą dziś islamscy bankierzy, którym do głowy by nie przyszło, aby „bezwstydnie obracać pieniędzmi”. Ci właśnie pobożni finansiści, obserwując biblijną plagę, która od kilku miesięcy przetrzebia zachodni system bankowy, z satysfakcją patrzą, jak ich biznes pączkuje. Islamska bankowość to jedyny sektor światowych finansów, który nie tylko nie ucierpiał w wyniku obecnego kryzysu finansowego, ale nawet odnotowuje coraz większe obroty. Od lat 70. wartość islamskiego rynku rosła w tempie 10–15 procent rocznie. Ale ostatnie trzy lata przyniosły już ponad 20-procentowy wzrost. Rok 2008 prawdopodobnie
zamknie się 40-procentowym skokiem. Skala tego zjawiska jest wciąż nieporównywalna z rozmiarami klasycznej bankowości. Dziś wartość wszystkich aktywów w ramach systemu banków islamskich to około czterech bilionów dolarów. To mniej niż jeden procent wartości aktywów w klasycznej bankowości. Ale za to jaki potencjał! Teoretycznie islamskimi usługami finansowymi powinni być zainteresowani co najmniej wszyscy muzułmanie, czyli co piąty człowiek na świecie.

Bezbożność lichwy

Islam jest religią, która ma zastosowanie we wszystkich sferach życia pobożnego muzułmanina. Również w interesach. Dlatego zasady islamskiej bankowości oparte są w całości na szariacie, czyli muzułmańskim prawie wywodzącym się z Koranu i hadisów (opowieści o życiu Mahometa). W rezultacie podstawową zasadą islamskiego obrotu pieniędzmi jest całkowity zakaz pobierania, dawania, a nawet bezczynnego przyglądania się pobieraniu lichwy. W praktyce oznacza to, że oprocentowanie kredytów i lokat jest grzechem.

Według islamskich uczonych „delegalizacja” lichwy ma na celu zniwelowanie niesprawiedliwości, która powstaje, gdy jeden z kontrahentów ma kapitał, a drugi pomysł, jak ten kapitał wykorzystać. Przewaga „kapitalisty” ma zniknąć również dzięki rozłożeniu ryzyka między obie strony – także pożyczkodawca musi ponieść konsekwencje nieudanej inwestycji.

Uznanie przez islam lichwy za bezbożną ma swoje korzenie w generalnej zasadzie, według której pieniądze nie są wartością samą w sobie i nie można ich pomnożyć przez samo obracanie nimi. Praktyczny efekt tego założenia jest taki, że banki nie mogą pożyczać pieniędzy, które nie są zabezpieczone posiadanym przez bank kapitałem. Państwo nie może wyemitować obligacji, jeśli nie są one przypisane do konkretnego majątku państwowego. Ma to również znaczenie dla biorących kredyt instytucji finansowych. Jeśli podmiot gospodarczy zanadto się zadłuży, traci prawo do używania przymiotnika „islamski”. Według muzułmanów właśnie takie „grzechy” doprowadziły klasyczną bankowość do obecnego kryzysu. * Ten kryzys to kara za grzech*

Przymiotnik „islamski” zobowiązuje instytucje finansowe również do nieinwestowania w działalność gospodarczą sprzeczną z islamem, czyli w produkcję alkoholu i handel nim oraz innymi używkami, w pornografię, w sektor zbrojeniowy i oczywiście w przetwarzanie wieprzowiny. Klient lokujący swoje pieniądze w islamskim banku teoretycznie może być pewien, że bank nie zainwestuje ich w świńską rzeźnię.

Klient islamskiego banku może być również pewien, że jego pieniądze nie będą narzędziem spekulacji, bo szariat zakazuje hazardu. Konsekwencje tego faktu dla instytucji finansowych są ogromne. Zakaz hazardu wyklucza „uzależnianie się od wydarzeń, które mogą, ale nie muszą, się wydarzyć”. W praktyce oznacza to, że każda giełda jest wielkim siedliskiem grzeszników. Bo jak inaczej nazwać ludzi, którzy zawierają tak zwane transakcje future, w których jedna strona zobowiązuje się, że przykładowo za pół roku po z góry określonej cenie kupi od drugiej towar, którego wartość w tym okresie może się jeszcze sto razy zmienić? Wystarczy dodać, że cały „normalny” rynek surowców energetycznych działa na podstawie takich umów.

Według islamskich bankowców wszystkie te atrybuty finansów opartych na zasadach szariatu nie tylko uchroniły islamskich klientów od efektów obecnej zawieruchy w światowym systemie finansowym, ale również sprawiły, że mogą oni czuć się lepsi. – Lichwa jest zła, ponieważ transferuje zasoby od biednych do bogatych i w ten sposób przyczynia się do koncentracji bogactwa – pisze mufti Abdul Barkatullah, jeden z najbardziej znanych islamskich finansistów i doradca banku Lloyds TSB. Według muftiego „islamska etyka gospodarcza jest wyższa od zasad kapitalizmu, bo tworzy moralne społeczeństwo, w którym nie ma chorób charakterystycznych dla społeczeństw kapitalistycznych”.

Taką ocenę potwierdza w rozmowie z „Przekrojem” inny ekspert od islamskich finansów, profesor Haider Ala Hamoudi z uniwersytetu w Pittsburghu: – Trudno zaprzeczyć, że dzisiejszy kryzys finansowy to efekt praktyk wyraźnie zakazanych w islamskich finansach, czyli nadmiernego zadłużenia, wysokiego oprocentowania kredytów i spekulacji doprowadzanej do granic absurdu. Może trzeba było się trzymać Biblii?

Ta moralna i praktyczna przewaga islamskich finansów, o której mówią eksperci, coraz silniej przemawia do mieszkańców USA i Europy Zachodniej. Na razie głównie do mieszkających tam muzułmanów, ale nie ma żadnych formalnych przeszkód, aby klientami islamskich banków stali się chrześcijanie czy ateiści. Wielkie zachodnie banki, jak Deutsche Bank, brytyjski Lloyds TSB czy Citigroup, wyczuły już interes i otworzyły specjalne „islamskie” oddziały. Od 2004 roku działa już Islamski Bank Wielkiej Brytanii w stu procentach zarządzany zgodnie z zasadami Koranu. * Kredyty halal*

Tu pojawia się pewna niespójność. Bo czy takie rekiny zachodniej finansjery jak Citigroup pakowałyby się w udzielanie kredytów za darmo i przy okazji liczyłyby na to, iż rzesze ich klientów zaczną- wpłacać pieniądze na nieoprocentowane lokaty? Trzymając się religijnej terminologii: diabeł tkwi w szczegółach, a oferta islamskich banków nie jest tak halal (islamski odpowiednik żydowskiego koszer), jak się z początku wydaje.

Doskonale widać to na przykładzie flagowego produktu islamskiej bankowości, czyli kredytu mieszkaniowego. Jest on nieoprocentowany, a w dodatku praktycznie nie wymaga się od kredytobiorcy żadnego zabezpieczenia. Ale trudno się dziwić, bo bank tak naprawdę nie udziela żadnego kredytu. W podstawowym modelu takiego „kredytu” klient wskazuje bankowi mieszkanie, a ten za własne pieniądze kupuje je i natychmiast wynajmuje klientowi.

Pożyczkobiorca co miesiąc uiszcza do banku dwie odrębne płatności. Spłaca nieoprocentowaną „ratę kapitałową”, czyli część sumy, którą za mieszkanie zapłacił bank. Druga płatność to koszt wynajmowania od banku mieszkania. Po zakończeniu spłacania „rat kapitałowych” bank przepisuje mieszkanie na klienta. Bank nie potrzebuje żadnego zabezpieczenia, bo gdyby „kredytobiorca” przestał spłacać „kredyt”, to następnego dnia wylatuje z mieszkania, które jest przecież własnością banku.

Drugi model kredytu na mieszkanie jest jeszcze prostszy. I oczywiście nieoprocentowany. Bank rzeczywiście udziela kredytu, i to bez żadnej ukrytej opłaty za wynajem. Pożyczkobiorca jedynie może (ale nie musi) zrewanżować się jakimś (finansowym) podarunkiem. Bank w takim wypadku może (ale nie musi) udzielić „darmowego” kredytu.

Bezpieczniej, ale drożej

Podobnie działają islamskie lokaty. Nie są one oprocentowane, bo to byłoby grzechem, ale banki zachęcają potencjalnych klientów finansowymi podarunkami. W ten sposób wszyscy pozostają zadowoleni i... pobożni. Ostatecznego rozgrzeszenia obu stronom transakcji udziela specjalna szariacka rada nadzorcza. – Każdy islamski bank musi powołać taką radę złożoną z najwyższej rangi specjalistów od finansów – mówi „Przekrojowi” David Vicary, islamski bankowiec z Kuala Lumpur. – To oni za pomocą specjalnego werdyktu (fatwy) orzekają zgodność danego produktu finansowego z islamem. Ponieważ tych specjalistów jest na świecie zaledwie kilkunastu, ci sami ludzie często zasiadają w wielu radach i zarabiają nawet do miliona dolarów rocznie.

Ale być może powinni tyle zarabiać, bo jak pisze Nesrine Malik, pochodząca z Sudanu finansowa publicystka „The Guardian”, „współczesna bankowość islamska to niezwykle karkołomna próba wtłoczenia współczesnej rzeczywistości w ramy kategorii pochodzących z siódmego wieku naszej ery”. Aby udowodnić, jak bardzo syzyfowa to praca, Malik podaje przykład wpływu wahnięć walutowych na islamskie pożyczki. Gdy za czasów Mahometa kształtowała się islamska bankowość, nikt nie przejmował się zmianami wartości waluty, w której udzielana była pożyczka. Waluta miała oparcie w namacalnym kruszcu, a skala wymiany walut była znikoma. Dziś kurs waluty, w której udzielono kredytu, to dla pożyczkobiorcy niemal sprawa życia i śmierci. Ale islamskie kredyty nie mają opcji przystosowania się do zmiany kursów. Sprawę mogłoby załatwić odpowiednie oprocentowanie (czyli dodatkowa opłata za ryzyko), ale to grzech. Z drugiej strony branie sztywnego kredytu, który nie reaguje na zmiany kursu pożyczanej waluty, to przecież czysty hazard,
czyli też grzech.

Nie tylko piekielna kara za grzechy powstrzyma islamską bankowość od światowej ekspansji. – Te kredyty, choć nieoprocentowane, są i tak droższe od klasycznych – wyjaśnia Vicary. – W Wielkiej Brytanii różnica ta wynosi ponad jeden procent. Po-wody są dwa. Po pierwsze, przy islamskim kredycie konieczne są co najmniej dwie transakcje i każda z nich jest opodatkowana. Po drugie, islamskie banki ze względu na specyfikę swoich kredytów nie mogą sobie pozwolić na ich standaryzację i przy każdym z nich potrzebny jest dużo większy nakład pracy niż przy standardowych kredytach.

Islamski Watykan

Rozwój islamskich finansów może jednak wywołać standaryzację w zupełnie nieoczekiwanej sferze. Międzynarodowa pozycja tych banków coraz częściej wywołuje konflikty między odmienną definicją „koszerności” produktów finansowych w różnych krajach. W takich przypadkach rolę powszechnie szanowanego trybunału odwoławczego odgrywa malezyjska Rada Islamskich Usług Finansowych. Jej wyroki (fatwy) są honorowane praktycznie przez wszystkie islamskie instytucje finansowe na świecie. – To taki finansowy Watykan islamu – twierdzi profesor Hamoudi. – Czegoś takiego jeszcze nie było w historii islamu, aby wszyscy muzułmanie zgadzali się na jedną interpretację szariatu.

Ale nawet gdyby dzięki „islamskiemu Watykanowi” udało się wypracować globalny system muzułmańskich finansów, nie będzie on stanowił realnej alternatywy dla klasycznej bankowości choćby z jednego powodu. Niespodziewane odrodzenie islamskiej bankowości na przełomie lat 70. i 80. nie przypadkiem pokryło się z powodzią petrodolarów zalewających właśnie wtedy muzułmańskie kraje Bliskiego Wschodu. Islamskich inwestorów po prostu było stać na zainwestowanie w biznes, który może nie jest zbyt dochodowy, ale za to jaki pobożny.

W XVI wiecznej Europie, w której narodziła się klasyczna bankowość, nie było żadnej powodzi petrodolarów. Doszło natomiast do epokowej, choć na pierwszy rzut oka niewielkiej reinterpretacji Janowej Ewangelii we fragmencie opisującym Jezusa wypędzającego bankierów ze świątyni. Od XVI wieku fragment ten oznacza tylko tyle, że bankierzy nie powinni rozstawiać swoich stołów w świątyni.

Łukasz Wójcik

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)