Balice mają kłopoty z bezpieczeństwem
Dynamiczny rozwój podkrakowskiego lotniska w Balicach jest faktem. Faktem jest jednak również to, że coraz częściej piloci narzekają na kłopoty przy lądowaniach i startach, zwłaszcza dużych maszyn typu Boeing 767, które zimą odlatują z Balic do USA dwa razy w tygodniu, a latem osiem razy w tygodniu.
Piotr Pietrzak, rzecznik prasowy MPL w Balicach chwali się, że na lotnisku lądowały nawet jumbo jet Air Force One z prezydentem USA na pokładzie. Ale w ocenie pilotów, z którymi rozmawialiśmy, sytuacja nie wygląda taka różowo. Marian Wieczorek, pilot Boeingów 767 narzeka przede wszystki na kłopoty związane ze startami przy złych warunkach atmosferycznych.
Kłopoty ze startami - Na braku zainteresowania ze strony zarządzającego portem w Balicach tracą finansowo przewoźnicy i pasażerowie. Kiedy panują złe warunki pogodowe, tak duże maszyny jak Boeing 767 nie mogą startować przy pełnym obciążeniu - mówi Wieczorek. - I wówczas nie zabierają ładunku cargo, poczty lotniczej i w ostateczności bagażu pasażerów. A wszystko dlatego, że pas startowy w Balicach jest za krótki. Jego wydłużenie zaś wiąże się z koniecznością zniwelowania górki znajdującej się na jego przedłużeniu.
Według Piotra Pietrzaka, rzecznika prasowego MPL w Balicach, sytuacja nie jest tak tragiczna, jak alarmują piloci. - Technika lotnicza rozwija siębardzo szybko. Nawet wielkie maszyny potrzebują coraz mniej miejsca i dlatego przynajmniej na razie zarzucony został pomysł z przedłużeniem pasa - mówi Pietrzyk. - Samo zniwelowanie górki na przedłużeniu pasa kosztowałoby według naszych ocen ok. 30 mln zł, a suma ta nie uwzględnia kosztów rozbudowy pasa startowego. Dlatego w najbliższych dwóch latach nie będziemy podjemować działań w tym kierunku. Lotnisko ma wiele innych potrzeb. Najważniejszą jest w tej chwili dostosowanie lotniska do wymagań układu z Schoengen, co będzie kosztowało ponad 20 mln zł.
Drzewa i las Kolejnym problemem dla pilotów są drzewa rosnące w pobliżu lotniska. Wieczorek podkreśla, że o pomstę do nieba woła samotne drzewo rosnące w pobliżu lotniska. Kłopoty sprawia również las porastający pobliski pagórek. - Drzewo i jeden hekatru lasu powinny zostać wycięte natychmiast - alarmuje Wieczorek. Pietrzak ripostuje, że lotnisko posiada wszystkie niezbędne certyfikaty bezpieczeństwa i gdyby przeszkody, o których mówi pilot, faktycznie uniemożliwiały funkcjonowanie portu lotniczego, właściwe służby wskazałyby na konieczność ich usunięcia. - Linia bezpieczeństwa nie została przekroczona - mówi Pietrzak. - Monitorujemy na bieżąco wysokość rosnących w pobliżu lotniska drzew i na razie nie ma potrzeby wycinania ich.
Brak oświetlenia Piloci skarżą się również na brak oprzyrządowania na pasie startowym w kierunku wschodnim. - Brak urządzeń sprawia, że nie można lądować na nim w nocy ani przy złych warunkach atmosferycznych - mówi Wieczorek. W Agencji Ruchu Lotniczego ustaliliśmy, że ta przeszkoda zostanie usunięta w ciągu najbliższych dwóch lat. - Zakupiliśmy już urządzenia, jednak proces inwestycyjny na lotnisku w Balicach zakończy się dopiero jesienią przyszłego roku, jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli - mówi Witold Kamocki, dyrektor ARL w Warszawie.
Piotr Pietrzak potwierdza nasze ustalenia i jednocześnie informuje, że faktycznie, rozwiązanie problemu kierunku wschodniego jest bardzo istotną kwestią. - Kiedy na lotnisku wykonywano 30 operacji dziennie a 15 proc. z nich to były starty i lądowania w kierunku wschodnim, nie było wielkiego problemu. Teraz jednak operacji na naszym lotnisku wykonuje się ponad 90 dziennie. Brak możliwości korzystania ze wschodniego kierunku doskwiera nam coraz bardziej. Cieszymy się, że ARL zdecydowała się na wykonanie tej inwestycji - mówi Pietrzak.
Zapchane lotnisko Nasi rozmówcy zwracają również uwagę na sprawę zapychania się lotniska w godzinach szczytu odlotów i przylotów. - Służby naziemne nie nadążają z obsługą samolotów. Straż Graniczna też dokłada swoje trzy grosze do zamętu, nie otwierając odpowiedniej liczby bramek do odpraw - uważa Wieczorek.
Andrzej Bodziony