"Bałem się pojechać na Synaj. Strach wsiadać do samolotu, w którym może być podłożona bomba" - egipski dziennikarz krytykuje kierunek, w jakim podąża jego kraj
- Ten reżim jest po prostu bardzo głupi. Jest bezmyślnie agresywny. Aresztuje ludzi za wpisy na Twitterze. Aresztuje za wpisy na Facebooku. Wprowadza prawo, które pozwala rejestrować strony internetowe wyłącznie za opłatą 500 tys. funtów egipskich (ponad 220 tys. zł - przyp.). Jeśli nie zapłacisz, możesz trafić do więzienia. W dwa lata rządów Sisi wybudował dziewięć nowych więzień i zaczyna budować dziesiąte. Takie są jego realne osiągnięcia - mówi Baher Mohamed, dziennikarz Al-Dżaziry, który z powodu sfabrykowanych zarzutów spędził za kratami ponad 400 dni, a część wyroku odsiadywał w więzieniu Skorpiona, o którym wielu mówi, że jest gorsze niż Guantanamo. Dziennikarz ujawnił także, dlaczego nie dziwi się, że polscy turyści zaczęli się obawiać wczasów w jego kraju.
WP: Adam Parfieniuk, Wirtualna Polska: Trafiłeś do egipskiego więzienia z bardzo poważnymi zarzutami - nielegalne posiadanie broni, szerzenie dezinformacji, współpraca z Bractwem Muzułmańskim... Ile było w tym prawdy?
Baher Mohamed: Prawdą było jedynie to, że posiadałem broń... to był nabój. Pracowałem w Libii w czasie rewolucji, która obaliła Kadafiego. Wyjeżdżając z tego kraju, pomyślałem, że potrzebuję jakiejś pamiątki. A co można było przywieźć z ogarniętej wojną Libii? Przecież nie wywiozę czołgu (śmiech). Znalazłem pocisk i zabrałem go ze sobą. Co ciekawe, przy przekraczaniu granicy pytałem egipskich strażników granicznych czy mogę go wwieźć do kraju. Nikt nie robił mi z tym problemu. Później okazało się, że samo posiadanie pocisku to trzy dodatkowe lata wyroku, a przecież nawet nie miałem pistoletu.
Co do reszty - każdy z aresztowanych dziennikarzy, w tym ja, próbował nakłonić sąd do przedstawienia dowodów na te zarzuty. Zmyślanie informacji, godzenie w bezpieczeństwo Egiptu, przynależność do Bractwa Muzułmańskiego, wreszcie finansowania tej organizacji - prokuratorzy i sędziowie nie przedstawili na to żadnych dowodów.
WP: Ale i tak wszyscy zostaliście skazani.
Zaapelowaliśmy o powołanie komisji dziennikarzy z państwowych mediów, którzy oceniliby czy nasze materiały były kłamliwe. Na kolejnych rozprawach również nie znalazła żadnych dowodów, ale i tak zostaliśmy skazani. Ja dostałem 10 lat, a moi dwaj koledzy po siedem. Kilku kolejnych dziennikarzy zostało skazanych, mimo że nie byli obecni na własnych procesach.
WP: Ile czasu z 10-letniego wyroku spędziłeś w więzieniu?
WP: Pobytu w więzieniu to był trudny czas?
Zdecydowanie. Najgorzej było w tzw. więzieniu Skorpiona. To ośrodek o zaostrzonym rygorze, przeznaczony dla najgroźniejszych przestępców. To było najgorsze miejsce, do jakiego może trafić człowiek.
WP: Jakie panowały tam warunki?
Cela dwa metry na dwa metry, żadnych mebli, spało się na betonowej posadzce. Rozbita toaleta, brak wody, tragiczne jedzenie, od którego można było dostać rozstroju żołądka. Do tego dużo karaluchów i cały szereg owadów, których nie widziałem w telewizji nawet na National Geographic. W celi spędzałem 24 godziny na dobę, wpadały do niej dwa-trzy promienie słoneczne, nie było można wyjść na spacerniak ani otrzymać prawa do wizyt. W grudniu w nocy temperatura spadała do 9-14 stopni Celsjusza, a czasami nawet niżej, nie dostawaliśmy żadnego koca czy ubrania, by się ogrzać.
WP: Czy w tych warunkach czułeś, że władza wygrała?
Przeżywałem tam bardzo trudne chwile. Najgorzej było po wizycie mojej rodziny, którą udało mi się wywalczyć. W więzieniu Skorpiona moi bliscy byli tylko raz. Żona i syn przyszli do mnie po 21 dniach od zamknięcia. Widzieliśmy się przez szybę, ale mój 3-letni synek chciał przytulić i ucałować ojca. Strażnicy na to nie zezwolili. Jaka jest szkoda w tym, że syn chce być w ramionach taty? Gdy widziałem jak zanosi się płaczem i krzyczy na cały głos czułem się naprawdę okropnie i bezsilnie.
WP: Inne więzienia były lepsze?
Tak, ale i tak były złe. Już samo przebywanie w nich, mając świadomość, że nie zrobiło się nic złego, jest trudne i bolesne mentalnie.
WP: Koniec końców, 10-letni wyrok został uchylony przez obecnego prezydenta Egiptu. Sprawa jest zamknięta?
Teoretycznie tak, ale po ułaskawieniu mam zakaz powrotu do swojego domu w Egipcie.
WP: To oficjalny zakaz?
Nikt nie ogłosił go wprost. Zresztą początkowo miałem problem z opuszczeniem kraju, bo twierdzono, że jestem objęty zakazem zagranicznego podróżowania. Gdy zadzwoniłem z lotniska do kolegów z różnych redakcji i powiedziałem im, że służby nie chcą przepuścić mnie przez kontrolę, wiadomość zaczęła się natychmiast rozchodzić po mediach, a ja dostałem zielone światło. Władze chciały wyjść z całej sytuacji z twarzą, wydając oświadczenie, że nie chodziło wcale o zablokowanie mojego wyjazdu tylko o to, że rzekomo spóźniłem się na lot.
WP: Myślisz, że masz szansę na powrót do Egiptu?
Mam nadzieję.
WP: Nawet w obliczu wojny, jaką władza wypowiedziała Al-Dżazirze?
Nie chodzi tylko o Al-Dżazirę. Obecny rząd ma wielki problem nie tyle z zagranicznymi mediami, co po prostu z mediami profesjonalnymi.
WP: Co masz na myśli?
Restrykcje dotykają wszystkich. To naturalne, że czasami musisz zrobić zdjęcie na ulicy lub nagrać coś kamerą, ale w Egipcie to nie jest takie proste. Najpierw musisz mieć ogólną przepustkę dziennikarską, później musisz mieć pozwolenie na filmowanie w danym miejscu, następnie pozwolenie na przeprowadzenie rozmów z daną osobą. Ale to nie koniec, bo musisz poinformować władze o swoim materiale i jego zawartości. Wszystkie te pozwolenia są wydawane przez służby, więc jeśli nie przepadają za tobą z jakichś przyczyn lub po prostu chcą zablokować powstanie danego materiału, to ich nie wypiszą. Za działalność bez pozwolenia grozi więzienie. Niedawno mieliśmy przypadek hiszpańskiego dziennikarza z "El Pais", którego praca zakończyła się interwencją służb w hiszpańskiej ambasadzie i próbą nakłonienia Hiszpanów, by odesłali go do domu, bo inaczej zostanie zaaresztowany.
WP: Prezydent Sisi ma ambicje całkowitej kontroli nad mediami?
O tak, powiedział nawet, że zawsze chce mieć dziennikarzy po swojej stronie. Ale co to w praktyce oznacza? Że mamy o nim pisać dobrze nawet wtedy, kiedy postępuje źle? Przecież rolą dziennikarzy jest patrzenie na ręce władzy. Tymczasem w Egipcie mamy prezentera państwowej telewizji, który potrafi nawoływać do mordowania opozycjonistów, a o mnie i moich kolegach mówił, że nie warto trzymać nas w więzieniu, bo to kosztuje, więc powinno się nas zabić.
WP: Mimo tego, że Sisi kroczy ścieżką wojskowej dyktatury, wielu ludzi go popiera. Dlaczego?
W mediach nie widzą żadnej innej opcji. Oglądają tylko egipskie wiadomości, a w nich o prezydencie i kierunku, w którym zmierza kraj, mówi się w samych superlatywach. Gorzej, gdy do więzienia trafia ktoś bliski lub ktoś, kogo znają. Lub gdy pojawiają się problemy ze znalezieniem pracy, a ceny w sklepach rosną. Wtedy ludzie odczuwają dysonans, ale na razie nie jest on decydujący. Póki co, chcą spokoju. W krótkim czasie mieliśmy rewolucję, odwołanie prezydenta, referendum konstytucyjne, kolejne masowe protesty.
WP: To metoda Sisiego na zakończenie rewolucji? Puścić propagandowy przekaz, wyciszyć wszystkich, a kogo nie da się wyciszyć, tego zamknąć w więzieniu?
WP: Czyli historia zatoczyła koło? Sisi stosuje te same autorytarne metody, po które sięgał Mubarak obalony w wyniku Arabskiej Wiosny?
Sisi jest gorszy niż Mubarak. Mubarak organizował okresowe łapanki, a później przeprowadzał amnestie. To, co teraz robi Sisi, jest po prostu głupie. Gdy mnie wypuścił, próbowano mnie zmusić, bym mu publicznie podziękował. Wsadził mnie do więzienia bez dowodów, nie zrobiłem nic złego, a na koniec jeszcze każe sobie dziękować. Czemu miałbym to robić?
WP: Może wychodzi z niego wojskowa mentalność?
Być może, w końcu przez długi czas był szefem służb wywiadowczych.
WP: Egipt już raz obalił Mubaraka, Sisi ma szanse podzielić jego los?
Reżim próbuje docisnąć społeczeństwo, ale to nie zadziała na dłuższą metę, bo ludzie już raz przełamali barierę strachu i mogą to zrobić ponownie. Egipcjanie pojawili się na ulicach, gdy Sisi sprzedał Arabii Saudyjskiej dwie nasze wyspy. Umowa rozwścieczyła wielu ludzi, to była kwestia patriotyzmu. Mimo tego Sisi powsadzał do więzień demonstrantów, wielu siedzi w nich do dziś, niektórzy dostali ok. 100 tys. funtów egipskich grzywny (ok. 43 tys. zł - przyp. red.).
WP: Wszelkie objawy społeczeństwa obywatelskiego, które mogą doprowadzić do rewolucji, są tępione przez prezydenta?
Społeczeństwo obywatelskie jest wręcz zabronione. Zamiast tego Sisi próbuje tworzyć nową, lojalną sobie kastę. Dzieli przy tym ludzi. Osoby, które głośno mówią o wolnościach czy prawach człowieka, zaczynają być postrzegane w wielu miejscach jako szpiedzy czy zdrajcy ojczyzny. Sąsiedzi zaczynają donosić na siebie. Ruchy społeczne są tępione, ale to nie doprowadzi ani do większego bezpieczeństwa, ani do stabilności. Tylko do pogłębienia ran.
WP: Władze nie widzą, że takie antagonizowanie może być niebezpieczne?
Ten reżim jest po prostu bardzo głupi. Jest bezmyślnie agresywny. Aresztuje ludzi za wpisy na Twitterze. Aresztuje za wpisy na Facebooku. Wprowadza prawo, które pozwala rejestrować strony internetowe wyłącznie za opłatą 500 tys. funtów egipskich (ponad 220 tys. zł - przyp.). Jeśli nie zapłacisz, możesz trafić do więzienia. W dwa lata rządów Sisi wybudował dziewięć nowych więzień i zaczyna budować dziesiąte. Takie są jego realne osiągnięcia.
WP: Na Zachodzie Sisi swoje działania reklamuje jako walkę z terroryzmem...
Jest przeciwko terroryzmowi? To świetnie! Przecież wszyscy jesteśmy mu przeciwni. Tylko, że jego działania i kampanie aresztowań prowadzą tylko do wzrostu terroryzmu. W więzieniu widziałem wiele osób, które straciły bliskich lub doznały krzywd. Nie należały do żadnych frakcji, za to pałały żądzą zemsty. Za kratami są też religijni ekstremiści, którzy wykorzystują te nastroje. W więzieniach wzbiera fala radykalizmu, bo ludzie chcą odpłacić reżimowi. Cała kampania "antyterrorystyczna" rozpoczęła się w 2014 roku. Czy coś się zmieniło? W Kairze wybuchają bomby. Na Półwyspie Synaj jest nawet gorzej niż wcześniej, giną niewinni policjanci i żołnierze. Plan Sisiego nie działa.
WP: Egipt wydaje się coraz mniej obecny w międzynarodowej polityce. Dostrzegasz jakieś zmiany?
Egipt zniknął z areny międzynarodowej. Jest pochłonięty wewnętrznymi problemami, dlatego przegrywa rozgrywkę na zewnątrz. Kiedyś uczestniczyliśmy w procesie pokojowym między Izraelem a Palestyną, w Kairze spotykali się międzynarodowi liderzy. Widzieliście, żeby ostatnio Egipt robił cokolwiek w sprawie Palestyny? Albo w kwestii Syrii czy Jemenu, poza wysłaniem niewielkich kontyngentów, co i tak nie przynosi żadnych efektów? Pod nieobecność Egiptu Arabia Saudyjska staje się kluczowym graczem w regionie.
WP: Chaos w Egipcie mocno uderzył w gospodarkę. Kryzys jest odczuwalny?
Obecnie 1 dol. kupimy za ok. 11 funtów egipskich. Jeszcze niedawno można go było nabyć za ok. siedem. Egipt ma coraz większy problem z długiem publicznym. Sisi zadłuża kraj na ogromne kwoty u państw Zatoki Perskiej, Europy i Banku Światowego. Wielu zagranicznych inwestorów uciekło z Egiptu. Część wraca, np. Niemcy. Z kolei gdy służby bezpieczeństwa zabiły włoskiego studenta, Włosi anulowali swoje plany, a do Egiptu przestali przyjeżdżać turyści z tego kraju.
WP: Twój kraj był bardzo chętnie odwiedzany także przez Polaków. Teraz to się zmienia, boimy się do was przyjeżdżać.
Choć bardzo chciałem, sam bałem się pojechać na Synaj, gdy wypuścili mnie z więzienia. Strach wsiadać do samolotu, w którym może być podłożona bomba. Strach jechać samochodem, bo w przydrożnej zasadzce mogą czyhać ekstremiści. Po co miałbym ryzykować, jeśli mam żonę i trójkę dzieci?
WP: Czy w Egipcie, do którego nie możesz wjechać, zostali inni członkowie twojej rodziny? Czy mają jakieś nieprzyjemności z twojego powodu?
Całe szczęście, władza ich nie nęka. Ale nie mogą wyjeżdżać z Egiptu. Jesteśmy rozdzielni na dobre.
WP: Wysoka cena za wykonywanie dziennikarskiej pracy.
Tak, ale zawsze chcę przypominać o innych, którzy płacą jeszcze wyższą. Mahmoud "Shawkan" Abou Zeid spędził w więzieniu już ponad 1000 dni. Suhaib Saad Mohamed dostał wyrok 25 lat więzienia na wojskowym procesie. Jest jeszcze Khaled Mohamed Abdel Raouf Mohamed, który trafił z nami do więzienia i nadal w nim tkwi. Nie widuje swojej rodziny, nie ma opieki medycznej. W sumie w egipskich więzieniach siedzi nadal ponad 100 dziennikarzy. Większość z nich jest tam już od trzech lat. Nie zrobili nic złego. Ich jedyną "zbrodnią" było opisywanie rzeczywistości. Trzeba o nich pamiętać.
Baher Mohamed - Egipski dziennikarz telewizji Al-Dżazira. Został aresztowany w Kairze 29 grudnia 2013 roku. Razem z nim zatrzymani zostali dwaj inni dziennikarze Al-Dżaziry, Peter Gerste z Australii i Mohammed Fahmy z Kanady. Baher Mohamed w więzieniu spędził ponad 400 dni. Został wypuszczony wraz Fahmym 23 września 2015 roku. Gerste został uwolniony i deportowany 1 lutego tego samego roku.