B. zomowcy z "Wujka": to były strzały ostrzegawcze
Trzej byli zomowcy, przesłuchiwani w procesie w sprawie pacyfikacji śląskich kopalń, podtrzymali przed katowickim Sądem Okręgowym swoje wyjaśnienia złożone w prokuraturze. Przyznawali się w nich do użycia broni w kopalni "Wujek". Podkreślali zarazem, że były to strzały ostrzegawcze, które nie mogły ranić, ani tym bardziej zabić.
Czwarty przesłuchany we wtorek oskarżony konsekwentnie nie przyznaje się do użycia broni. Henryk H. już w prokuraturze mówił, że w czasie pacyfikacji "Wujka" nie oddał strzałów, nawet ostrzegawczych.
Nikogo nie zraniłem ani tym bardziej nie zabiłem - powiedział. Mówił, że koledzy wyprowadzili go z kopalni, kiedy na chwilę stracił wzrok po wybuchu gazów łzawiących. Przez radiostację miał potem słyszeć, jak ktoś mówił, że użyto broni i są ranni. Dzień wcześniej wszedł z innymi zomowcami na teren kopalni "Manifest Lipcowy", ale kiedy górnicy zaatakowali, milicjanci uciekli. Koledzy z innych pododdziałów śmiali się z nas - powiedział w prokuraturze.
W raporcie o użyciu broni w "Wujku" Henryk H. przyznał, że z powodu grożącego mu niebezpieczeństwa oddał sześć strzałów w powietrze. W poniedziałek przed sądem zaprzeczył temu. Tłumaczył, że napisał raport, bo podobnie zrobili jego koledzy. Dokument miał być przydatny wyłącznie w wewnętrznym postępowaniu i nie miał pociągać z sobą żadnych konsekwencji. Tylko od mojej fantazji zależało, ile strzałów wpiszę. Przepisałem raport kolegi, powielając jego błędy stylistyczne - oświadczył.
Inny były zomowiec - Zbigniew W. w czasie śledztwa przyznał się do użycia broni w "Wujku". Mówił, że oddał strzały ostrzegawcze w powietrze. Jego zdaniem, użycie broni - w sytuacji, w jakiej znaleźli się zomowcy - było uzasadnione. Oskarżony podtrzymał przed sądem swoje wcześniejsze wyjaśnienia i nie chciał powiedzieć nic ponadto. Nie odniósł się do treści raportu o użyciu broni, w którym napisał, że oddał 15 strzałów w powietrze. Na koniec powiedział, że w czasie pacyfikacji broń miał nie tylko pluton specjalny ZOMO, ale też etatowi milicjanci, a świadkowie widzieli też strzelającego żołnierza.
Inny oskarżony, Edward R., w prokuraturze mówił, że w czasie pacyfikacji oddał serię strzałów w górę, chcąc w ten sposób odstraszyć górników. Słyszał też, jak inni strzelali. Potem C. (dowódca plutonu specjalnego ZOMO) powiedział, że niedobrze się stało - wyjaśniał w prokuraturze Edward R. Także zdaniem tego oskarżonego, oddawanie strzałów ostrzegawczych było uzasadnione. Odmówił on przed sądem składania wyjaśnień na temat raportu o użyciu broni, w którym napisał, że oddał dziewięć strzałów w powietrze.
Grzegorz F. powiedział przed sądem, że w "Wujku" strzelał nad głowami górników, na wysokości 2,5 metra. W prokuraturze mówił, że zaczął strzelać, kiedy usłyszał, jak inni otworzyli ogień. Odebrał to jako sygnał do oddania strzałów ostrzegawczych. Z raportu o użyciu broni wynika, że wystrzelił 10 pocisków.
W czasie pacyfikacji kopalń "Wujek" i "Manifest Lipcowy" na początku stanu wojennego zginęło dziewięciu górników, a kilkudziesięciu zostało rannych. To już trzeci proces w tej sprawie. Sprawa toczy się przed katowickimi sądami od 11 lat.
Pierwszy proces w sprawie masakry górników trwał cztery i pół roku, drugi dwa lata. Oba wyroki, uniewinniające milicjantów lub umarzające wobec nich postępowania, uchylił Sąd Apelacyjny w Katowicach, ostatni - w lutym ubiegłego roku. W pierwszych dwóch procesach odpowiadało 22 b. milicjantów - 21 członków plutonu specjalnego ZOMO i wiceszef KW MO. Trzech oskarżonych zostało już prawomocnie uniewinnionych, dwóch innych zmarło. W obecnym procesie odpowiada więc 17 osób.
Podczas następnej rozprawy - w piątek - wyjaśnienia mają złożyć pozostali oskarżeni.