PolskaB. zomowcy z "Wujka": to były strzały ostrzegawcze

B. zomowcy z "Wujka": to były strzały ostrzegawcze

Trzej byli zomowcy, przesłuchiwani w procesie w sprawie pacyfikacji śląskich kopalń, podtrzymali przed katowickim Sądem Okręgowym swoje wyjaśnienia złożone w prokuraturze. Przyznawali się w nich do użycia broni w kopalni "Wujek". Podkreślali zarazem, że były to strzały ostrzegawcze, które nie mogły ranić, ani tym bardziej zabić.

21.09.2004 | aktual.: 21.09.2004 16:57

Czwarty przesłuchany we wtorek oskarżony konsekwentnie nie przyznaje się do użycia broni. Henryk H. już w prokuraturze mówił, że w czasie pacyfikacji "Wujka" nie oddał strzałów, nawet ostrzegawczych.

Nikogo nie zraniłem ani tym bardziej nie zabiłem - powiedział. Mówił, że koledzy wyprowadzili go z kopalni, kiedy na chwilę stracił wzrok po wybuchu gazów łzawiących. Przez radiostację miał potem słyszeć, jak ktoś mówił, że użyto broni i są ranni. Dzień wcześniej wszedł z innymi zomowcami na teren kopalni "Manifest Lipcowy", ale kiedy górnicy zaatakowali, milicjanci uciekli. Koledzy z innych pododdziałów śmiali się z nas - powiedział w prokuraturze.

W raporcie o użyciu broni w "Wujku" Henryk H. przyznał, że z powodu grożącego mu niebezpieczeństwa oddał sześć strzałów w powietrze. W poniedziałek przed sądem zaprzeczył temu. Tłumaczył, że napisał raport, bo podobnie zrobili jego koledzy. Dokument miał być przydatny wyłącznie w wewnętrznym postępowaniu i nie miał pociągać z sobą żadnych konsekwencji. Tylko od mojej fantazji zależało, ile strzałów wpiszę. Przepisałem raport kolegi, powielając jego błędy stylistyczne - oświadczył.

Inny były zomowiec - Zbigniew W. w czasie śledztwa przyznał się do użycia broni w "Wujku". Mówił, że oddał strzały ostrzegawcze w powietrze. Jego zdaniem, użycie broni - w sytuacji, w jakiej znaleźli się zomowcy - było uzasadnione. Oskarżony podtrzymał przed sądem swoje wcześniejsze wyjaśnienia i nie chciał powiedzieć nic ponadto. Nie odniósł się do treści raportu o użyciu broni, w którym napisał, że oddał 15 strzałów w powietrze. Na koniec powiedział, że w czasie pacyfikacji broń miał nie tylko pluton specjalny ZOMO, ale też etatowi milicjanci, a świadkowie widzieli też strzelającego żołnierza.

Inny oskarżony, Edward R., w prokuraturze mówił, że w czasie pacyfikacji oddał serię strzałów w górę, chcąc w ten sposób odstraszyć górników. Słyszał też, jak inni strzelali. Potem C. (dowódca plutonu specjalnego ZOMO) powiedział, że niedobrze się stało - wyjaśniał w prokuraturze Edward R. Także zdaniem tego oskarżonego, oddawanie strzałów ostrzegawczych było uzasadnione. Odmówił on przed sądem składania wyjaśnień na temat raportu o użyciu broni, w którym napisał, że oddał dziewięć strzałów w powietrze.

Grzegorz F. powiedział przed sądem, że w "Wujku" strzelał nad głowami górników, na wysokości 2,5 metra. W prokuraturze mówił, że zaczął strzelać, kiedy usłyszał, jak inni otworzyli ogień. Odebrał to jako sygnał do oddania strzałów ostrzegawczych. Z raportu o użyciu broni wynika, że wystrzelił 10 pocisków.

W czasie pacyfikacji kopalń "Wujek" i "Manifest Lipcowy" na początku stanu wojennego zginęło dziewięciu górników, a kilkudziesięciu zostało rannych. To już trzeci proces w tej sprawie. Sprawa toczy się przed katowickimi sądami od 11 lat.

Pierwszy proces w sprawie masakry górników trwał cztery i pół roku, drugi dwa lata. Oba wyroki, uniewinniające milicjantów lub umarzające wobec nich postępowania, uchylił Sąd Apelacyjny w Katowicach, ostatni - w lutym ubiegłego roku. W pierwszych dwóch procesach odpowiadało 22 b. milicjantów - 21 członków plutonu specjalnego ZOMO i wiceszef KW MO. Trzech oskarżonych zostało już prawomocnie uniewinnionych, dwóch innych zmarło. W obecnym procesie odpowiada więc 17 osób.

Podczas następnej rozprawy - w piątek - wyjaśnienia mają złożyć pozostali oskarżeni.

Źródło artykułu:PAP
Zobacz także
Komentarze (0)