B. wiceszef MON: gdyby Putin uderzył małą bombą atomową, nie byłoby reakcji
Zaniepokoiłem się informacjami, że Rosjanie zaczynają latać nad Bałtykiem - to przygotowania do działań ofensywnych, rozpoznanie przed potencjalnym atakiem. Zagrożenie ze strony Rosji jest bardzo realne - mówił w "Faktach po Faktach" Romuald Szeremietiew, były wiceszef MON.
- To nie jest tylko kwestia propagandy. To jest również rozpoznanie systemów przeciwlotniczych i wczesnego ostrzegania. Także czasów reakcji samolotów na potencjalnego przeciwnika - ocenił. - To jest mówiąc wprost rozpoznanie przed przygotowaniem operacji agresywnej. Ataku. Nie musi być oczywiście z niego atak. Ale moim zdaniem może być - dodał.
- Media ukraińskie podały informację o gromadzeniu przez stronę rosyjską rakiet Iskander. W rejonie, gdzie toczą się walki. To te same rakiety, które są w Kaliningradzie i mają w zasięgu całą Polskę - zauważył. Przypomniał również, że te rakiety przenoszą rożnego rodzaju głowice. W tym nuklearne - powiedział.
Jak dodał, "nawet, gdyby Putin uderzył małą bombą atomową, nie doczekalibyśmy się reakcji Zachodu". - Powiedziałem kiedyś, że Putin może użyć bomby atomowej. Jak ludzie słyszą taką rzecz, to mówią: Nie. To byłby kataklizm! A ja pytam: jeśli nie zrzuci wielkiej piguły, ale mały ładunek, który zniszczy miasto, miasteczko, czy osadę, to będzie ten fakt przyczyną konfliktu światowego? Według mnie nie - powiedział były wiceminister. Zaznaczył od razu, że swoją opinię wysnuwa z oceny tego, jak Zachód zareagował na zestrzelenie malezyjskiego samolotu.