PolskaB. ksiądz: nie zamaskowałem się, bo nie jestem bandytą

B. ksiądz: nie zamaskowałem się, bo nie jestem bandytą

Jeszcze niedawno gorliwie służył Bogu i udzielał sakramentów. A potem zrzucił sutannę, i związał się z kobietą. Miał z nią nawet dziecko. A na koniec napadł na bank! - Nie wiem, co we mnie wstąpiło, że to zrobiłem. Miałem trudną sytuację finansową i potrzebowałem pieniędzy na leczenie mojego chorego synka - mówił w środę w poznańskim sądzie okręgowym były ksiądz Norbert J. (39l.).

04.03.2010 | aktual.: 05.03.2010 09:57

Jesienią Norbert J. napadł na ajencję bankową w Szamotułach (woj. wielkopolskie), sterroryzował nożem kasjerkę i zrabował ponad 6 tys. złotych.

Na sądowej sali ani przez sekundę nie był spokojny. Roztrzęsiony spoglądał w podłogę, a głos wiązł mu w gardle. Zaklinał się, że nie chciał zrobić krzywdy pracownicy ajencji. – Właściwie nie ma dnia, żebym nie żałował dokonanego przestępstwa i to nie dlatego, że zostałem pojmany. Żal mi tego, co zrobiłem ze względu na moich bliskich – mówił wczoraj Norbert J. – Cały czas miałem wyrzuty sumienia, bo choć nie jestem bandytą, dokonałem czynu bandyckiego. Myślałem nawet nad zwróceniem pieniędzy, ale to już by nic nie dało – dodawał.

Norbert J. był kiedyś wikariuszem. Potem zrzucił sutannę i został tatą. Norbert J. twierdzi, że był zdesperowany m.in. dlatego, że jego 9–miesięczny wtedy synek, jako wcześniak chorował. Był w szpitalu, a na leczenie potrzebne były pieniądze.

– Zaplanowałem wszystko w noc przed napadem. Zabrałem z domu kuchenny nóż z drewnianą rączką i pojechałem do Szamotuł. Tam poszedłem do przypadkowego punktu bankowego.

Z zeznań zastraszonej kasjerki Barbary M. (27 l.) wynika, że były ksiądz kilka razy wchodził do ajencji. Jakby się jeszcze wahał.. W końcu wyjął nóż z 30–centymetrowym ostrzem i kazał oddać pieniądze. Dostał 6 tysięcy i uciekł. – Przebrałem się w nowe ubranie, które wcześniej schowałem pod drzewem, bo wiedziałem, że policja będzie mnie szukać. Podczas napadu się nie zamaskowałem, bo nie jestem bandytą – zeznawał i płacząc kilkakrotnie błagał kasjerkę o wybaczenie.

– On nigdy nie szanował swoich pieniędzy, tylko rozdawał je biednym. Przez pięć lat kapłaństwa niczego się nie dorobił. To był taki dobry człowiek, nie wiem, jak do tego doszło – szlocha matka oskarżonego Helena J. (61 l.).

Norbert J. na pewno odpowie przed Bogiem, za to co zrobił. Wcześniej jednak czeka go ziemska pokuta. Grozi mu od 3 do 12 lat więzienia.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)