"Azjatyckie" gwałty zamiatane pod dywan w Wielkiej Brytanii
Nadal wychodzi na jaw działalność kolejnych "azjatyckich" gangów gwałcicieli w brytyjskich miastach. Rodzą się pytania, czy gdyby nie obawy przed oskarżeniami o rasizm, policji i innym instytucjom szybciej i sprawniej udałoby się rozbić przestępcze grupy. O sprawie pisze dla Wirtualnej Polski Jan Wójcik z euroislam.pl.
27.04.2015 | aktual.: 27.04.2015 10:28
Polecamy też: Muzułmanie, islam i konflikt cywilizacji - opinie Polaków
Lata cierpień młodych kobiet zamiatane pod dywan. Przemilczane, żeby nie utracić władzy, żeby nie dostać łatki rasisty. Wreszcie ujrzał światło dzienne skandal w Rotherham, gdzie przez dziesięć lat gang imigrantów z krajów muzułmańskich molestował, gwałcił i przymuszał do prostytucji 1400 dziewczynek ze społecznie upośledzonych rodzin rdzennych mieszkańców.
W wyniku skandalu przewodniczący rady miasta Roger Stone zrezygnował. Usunięto też osoby odpowiedzialne za niedopełnienie obowiązków. Ktoś jednak ich pracę musi wykonywać, a zasiadać w radzie miasta obłożonej społeczną i medialną anatemą specjalnie nikt nie chce. Rada uznała więc, że... należy podnieść wynagrodzenie pracowników o 25 proc., by ściągnąć specjalistów do miasta. W efekcie do kieszeni kierowników oddziałów trafi nawet 30 tysięcy funtów rocznie więcej.
Strach przed oskarżeniem o rasizm
Może byłaby to tylko niezdrowa ekscytacja cudzymi zarobkami, gdyby w lutym prawnik reprezentujący rodziny dzieci pokrzywdzonych w procesie przeciwko miastu i policji, nie oświadczył, że sprawa może okazać się jeszcze większa niż tych 1400 dziewcząt. Do zarzutów przymykania oczu przez policję i radę miejską dołączyły oskarżenia o udział funkcjonariuszy państwowych w procederze. Tu głównym podejrzanym był policjant, dzielnicowy Hassan Ali, który wykorzystywał nieletnie. Jedenaście dni po wpłynięciu skarg, zginął w wypadku samochodowym.
Ofiary skarżą się, że proceder trwa nadal, pomimo ujawnienia skandalu przez eksperta ds. przemocy seksualnej wobec dzieci profesor Alexis Jay i potwierdzającego go raportu rządowego, oskarżającego instytucje o zaniedbania. Policja dalej nie czuje się odpowiedzialna, skoro potrafi pojawić się w mundurach przed domem ofiary składającej doniesienie, dając znać całej okolicy, że to doniesienie miało miejsce i tym samym narażając pokrzywdzoną. "Gemma", jedna ze zmuszonych do prostytucji dziewczynek mówi: - Moi oprawcy do dziś wożą dziewczęta swoimi autami. Są nietykalni.
Po wybuchu skandalu natychmiast postawiono pytania o przyczyny tak długiego utrzymywania się procederu. Odpowiedzi było wiele. Obawa przed utratą władzy, bo związani z labourzystami radni straciliby głosy w wyborach, gdyby na jaw wyszło, że sprawcami są imigranci z krajów muzułmańskich. Raporty mówiły o personelu, który bał się ujawniać pochodzenie sprawców, żeby uniknąć oskarżeń o rasizm. Padł też zarzut wobec brytyjskiej klasowości, bo dziewczęta, którym zniszczono życie, pochodziły z dołów społecznych. Mówiono też o zmowie milczenia - w meczetach szeroko dyskutowano problem, lecz nikt nie złożył doniesienia na policję.
Urzędnicy rady miejskiej uznali raport za "uderzający w społeczność Azjatów". I od razu pojawiły się obawy, że skrajna prawica - czy to English Defense League, czy British National Party - weźmie odwet na muzułmanach. Na pytanie, czy to skrajna prawica przez dekadę gwałciła dzieci, nie było już miejsca.
Czy wyciągnięto z tego jakieś wnioski? Może takie, że następne miasta brane są pod lupę. Na powierzchnię wypływa afera w Sheffield i ma ona przykryć to, co działo się w sąsiednim Rotherham. Policja została tam oskarżona o ignorowanie setek raportów o gwałtach, których ofiarą padały nawet 12-letnie dziewczynki. Wstępnie szacuje się, że na przestrzeni lat 2007-2010 wpłynęły informacje na temat 200 nastolatek zgwałconych i przymuszonych do prostytucji. Ile nie zostało zgłoszonych? Co prawda niektóre sprawy były badane i w wyniku śledztwa skazano grupę irackich i kurdyjskich gwałcicieli, ale większość pozostała bez konsekwencji. Szefowie mieli informować policjantów, żeby spędzili godzinę lub dwie na rozmowie ze zgwałconym dziewczętami, po czym mieli im oznajmiać, że w sprawie nie ma żadnych wystarczających dowodów.
Wierzchołek góry lodowej?
Simon Bailey, szef oddziału policjantów badających sprawę, nie ma wątpliwości. - Rotherham to wierzchołek góry lodowej - powiedział dziennikowi "The Guardian". Przestrzega jednak media, by nie ulegały skupianiu się tylko na jednym modelu przestępstwa - gwałtach popełnianych przez "azjatyckie gangi". - Większość molestowania zachodzi w domach - podkreślił Bailey. Czy jednak, uciekając w wygodne koleiny poprawności politycznej, nie wpada w tę samą pułapkę, w którą wpadły instytucje miasta Rotherham?
W niektórych miejscach policja wykonuje swoją pracę poprawnie. W lutym aktu oskarżenia wysłuchał gang 25 mężczyzn z Halifax, postawiono 59 zarzutów. Podobnie jak w innych miastach, policja martwi się, czy nie dojdzie do odwetu. Tutaj także gang składał się w większości z członków społeczności muzułmańskiej. Oficjalnie mówi się o "Azjatach", ale nie padają w tym kontekście nazwiska choćby zbliżone do nazwisk Wietnamczyków w Polsce, czy chińskich imigrantów w USA.
Choć to może mentalnie trudne i łatwo tu znowu o oskarżenia o rasizm, spróbujmy policzyć sprawy, nagłaśniane ostatnimi czasy przez media: Halifax (25 oskarżonych), Rotherham (5), Northumbria (31), Oxfordshire (7), Derby (13), Rochdale (12+10 tu skazano dwa gangi), Birmingham (6), Manchester (9) - razem 118. W znaczącej większości to "brytyjscy Azjaci". Zarzuty o czynnik rasowy padają z wielu stron. Policja oskarżana jest o to, że gdyby wzięła się za rasowe profilowanie sprawców, łatwiej by ich złapała, a część rodzin uniknęłaby tragedii. W innych przypadkach policję obwinia się z kolei, że nie przykładała się do śledztw wtedy, gdy ofiarami były osoby pochodzenia imigranckiego. Sprawcy natomiast oskarżani są także o rasizm, kiedy ich ofiarami były głównie białe dziewczynki.
Prezentowane statystyki są zatrważające. Chociaż potencjalnych sprawców jest w bazach policji około 2000, zarejestrowane są profile jednej trzeciej, a połowa z nich określana jest jako "Azjaci". Skazywani z reguły bywają jednak właśnie oni. Czy to znów "rasistowskie profilowanie"? Czy też bazy potencjalnych sprawców są ukrywane, tak jak policja ukrywała informacje o sprawcach w przypadku Birmingham, wzbudzając społeczne oburzenie? Jednakże, nawet gdyby przyjąć taki podział, to przy 7 proc. imigrantów w całości populacji Wielkiej Brytanii wynik jest szokująco nieproporcjonalny.
Czy jednak informacja o pochodzeniu sprawców ma znaczenie w pracy policji? Jedni uważają, że tak, że większa znajomość przestępcy i jego motywów pozwala łatwiej go schwytać. Inni, że będzie to stygmatyzowanie społeczności, w której gwałciciele stanowią przecież znikomy wycinek. Osobnym pytaniem jest to o koszty błędów: czy skrzywdzone dzieci i ich rodziny godzą się płacić taką cenę za poprawność polityczną?
Lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.