Azerbejdżan przed rewolucją?
Około 15 tysięcy manifestantów wyszło na ulice Baku, grożąc rewolucją, jeśli władze nie
zorganizują wolnych wyborów parlamentarnych.
Najbliższe wybory do parlamentu odbędą się 6 listopada.
Wielu demonstrantów, zainspirowanych wydarzeniami z listopada 2004 roku na Ukrainie, które doprowadziły do zmiany władzy, było ubranych na pomarańczowo. Azerbejdżańscy opozycjoniści oskarżają obecne władze o łamanie praw człowieka i celowe utrzymywanie obywateli w ubóstwie. Według nich tylko skorumpowani urzędnicy czerpią zyski z zasobów naturalnych tego kraju, położonego u wybrzeża Morza Kaspijskiego.
Jeśli władze nie zmienią sytuacji przedwyborczej na taką, jaką proponuje opozycja, to wtedy będziemy mieli pomarańczowe wybory - przemawiał do tłumów wiceprzewodniczący opozycyjnej Muzułmańskiej Partii Demokratycznej Musawat, Ibragim Ibragimili.
Opozycja domaga się m.in. umożliwienia przebywającemu na uchodźstwie byłemu prezydentowi Azerbejdżanu Ajazowi Mutalibowi powrotu do kraju i startu w wyborach parlamentarnych, pomimo prowadzonych przeciwko niemu spraw sądowych o przestępstwa kryminalne.
To już trzecia podobna manifestacja w Azerbejdżanie w ciągu miesiąca.
Jednak prezydent Ilham Alijew oświadczył, że w jego kraju nie dojdzie do rewolucji, ponieważ władze nie zraziły do siebie obywateli w takim stopniu, jak na Ukrainie.
Po wyborach prezydenckich w październiku 2003 roku, w których wyniku Ilham Alijew zastąpił na stanowisku zmarłego ojca, kraj był widownią zamieszek i protestów. Opozycja twierdzi, że ówczesne głosowanie zostało zmanipulowane.
Azerbejdżan staje się geopolitycznie ważnym ośrodkiem produkcji ropy w rejonie Morza Kaspijskiego. W maju uruchomiono rurociąg przesyłowy Baku-Tbilisi-Ceyhan, który docelowo ma pompować dziennie milion baryłek ropy.